środa, 27 lipca 2016

3. Biały to kolor Śmierci

3

Biały to kolor
Śmierci

Krążąc w najgłębszym, najzimniejszym miejscu
Powiedz słowo, a będę ocalony

Polska

- Co oni robią? - mruknął Sean, rzucając resztki kanapki do kosza obok pomp benzynowych.
 Niall i Winter byli w środku małego sklepu już od jakiegoś czasu – zbyt długo. Nie mogli nigdzie zostawać tak długo. Nigdy nie wiedzieli, kto ich rozpozna, szczególnie po incydencie na granicy. Tu w sercu Europy, ścigani przez demony, na drodze do bramy świata cieni, bez wytchnienia od Surari i od ludzi.
- Nie mam pojęcia, ale muszą już wracać - odpowiedziała Sara, rozglądając się z niepokojem.
Sprawdzała miejsce pod kątem możliwych zagrożeń. Była tam para w starszym wieku koło samochodu, matka trzymająca dziecko za rękę, zmierzała do sklepu. Ludzie sprawiali, że była nerwowa. Ludzie mogli zostać zranieni, albo mogli zranić ich.
Noc wcześniej miała sen – niejasną wizję czegoś wielkiego, wymachującego nad nią kończynami i wszędzie niebieskie płomienie. Wszystko było zbyt rozmazane, by wywnioskować, co dokładnie się stanie, ale była pewna, że atak jest bliski. Sara była Śniącą, a jej sny miały za zadanie prowadzić ich do demonów, które mieli zniszczyć i ostrzegać przed niebezpieczeństwem, ale ostatnio były fantasmagorią przerażających wizji. Były bezużyteczne. Może za mało spała. Może jej noce były zbyt niespokojne, by jej umysł przeszedł w stan śnienia. Albo Nicholas znów mieszał jej w głowie. Nie było sposobu, by wiedzieć na pewno.
Wsunęła rękę do schowka w samochodzie Seana i wyjęła szal. Zawiązała go dwa razy wokół szyi, tak jak to zawsze robiła. Było tak zimno, że już się trzęsła.
Na parkingu obok nich, Elodie odpięła swój pas.
- Pójdę po Nialla, - powiedziała wychodząc z samochodu Nicholasa.
Nicholas niepewnie przesunął się po zatrzaśnięciu drzwi. Nie podobało mu się, że Elodie go zostawia. Nie przywykł jeszcze do tego, że jest ślepy, bał się kompletnej ciemności, braku balansu, poczucia, że nie wie, co może się na niego czaić. Na dachu stacji benzynowej kruki Nicholasa siedziały i czekały na wznowienie podróży. Bez nich, Nicholas nie byłby w stanie poprowadzić Sary i jej przyjaciół do bramy. Mimo, że znał świat cieni jak własną kieszeń, utrata wzroku, sprawiła, że nie potrafił się zorientować. Teraz Duchy Powietrza widziały za niego.
Sara chuchała i pocierała dłonie. Miała cienie pod oczami, a jej ręce zamykały się i otwierały, przygotowując się do przywołania Czarnej Wody, nawet kiedy nie byli w sytuacji walki. Była zbyt przerażona, by przestać, nawet gdy spała – szczególnie gdy spała, gdy masa niezrozumiałych, okrutnych wizji sprawiała, że budziła się z krzykiem.
- Wszystko w porządku? – pytanie Seana sprawiło, że aż podskoczyła.
- Tak jakby. A u ciebie? – odpowiedziała, powstrzymując się od położenia dłoni na jego ramieniu, od przybliżenia się do niego.
Wzruszył ramionami.
- Nie spałem od tygodnia. Po za tym jest super.
Ich spojrzenia się spotkały, mówiąc o wiele więcej niż słowa kiedykolwiek by mogły.
- Hej – głęboki głos Nicholasa dotarł przez otwarte okno.
- Czego chcesz? – odwarknął Sean. Zaakceptował obecność Nicholasa, wiedział, że go potrzebują, ale nie ufał mu. A gdyby mógł, chętnie pokazałby mu, co o nim myśli przy użyciu swoich pięści. Tylko po to, by przypomnieć mu gdzie się znaleźli. Ale Elodie mu nie pozwoliła z jej tylko znanych przyczyn.
Nicholas powoli wyszedł z samochodu, mocno oparty o drzwi. Jego ciemne oczy były zamglone i niewidzące, zwrócił się do Seana i Sary.
- Musimy jechać – powiedział, a kruki zakrakały raz, drugi w odpowiedzi.
- Tak, wiemy – lodowatym tonem odpowiedziała Sara.
- Mam na myśli, że musimy jechać teraz. Zaufaj mi.
- Ha! – Sara odwróciła się, a jej oczy zapłonęły spojrzeniem Midnightów. Nie mogło ono zranić Nicholasa, bo jej nie widział, ale gdyby mógł, to uderzyłoby go to jak ostrze między oczy. – Ufamy ci Nicholas, inaczej nas by tu nie było – warknęła.
- Już idą – powiedział Sean z ulgą. Sara podążyła za jego spojrzeniem i zobaczyła Elodie, Nialla i Winter opuszczających stację benzynową.
- Co tak długo Niall? – warknęła, gdy tylko zbliżył się na tyle, by móc ją usłyszeć.
- Facet w środku opowiadał historię, którą warto było posłuchać. – czarująco odpowiedział.
- Historię? – syknęła. Oczywiście, Niall spędził ten czas słuchając opowieści, prawdopodobnie z drinkiem w ręku. Niall był silnym wojownikiem i lojalnym, aż do przesady, ale czasami nie zdawał sobie sprawy z powagi sytuacji.
 - Widzieli coś w okolicy – tłumaczyła Winter, wskazując jedną ręką na stację benzynową. Drugą ręką trzymała Nialla.
- Wszyscy odwrócili się, by zobaczyć, na co patrzy, z okna sklepu łysy mężczyzna z czarnymi wąsami, siedzący za ladą, napotkał ich spojrzenie.
- Coś dużego i białego. Bardzo dużego – kontynuował Niall, przeczesując ręką swoje jasno brązowe włosy. – Nazywają to golemem.
- Niech to. Demony – powiedział niskim, ostrym głosem. – Po prostu chodźmy. Daleko jeszcze Nicholas?
- Nie. Nie daleko. Ale pośpieszmy się – powiedział. Coś w jego tonie sprawiło, że usta Elodie lekko zabarwiły się na niebiesko, gdy trucizna, która była mocą jej rodziny, zaczęła rozprzestrzeniać się po jej ciele, gotowa do uwolnienia.
- Sean. Demon. Tutaj. Teraz – wyszeptała, jej usta ściemniały jeszcze bardziej, jej druga moc ostrzegała ją przed rzeczami zanim się wydarzą.
Elodie chwyciła Nicholasa za rękę i pomogła mu wsiąść do auta, on warknął głęboko, zwierzęcy ryk zatrzymał ich wszystkich. W tym momencie kruki wzbiły się do lotu, ich alarmujące krakanie przecinało niebo.
- Winter, do samochodu – powiedział Niall. Winter posłuchała od razu, krew odpłynęła jej z twarzy.
Teraz usta Elodie były czarne. Ręce Sary paliły. Niall powoli nucił, jego pieśń szykowała się by ranić i niszczyć, Sean trzymał ręce na sgian-dubhu, gotowy by kreślić śmiertelne runy. Jesteśmy na otwartej przestrzeni, myślał. Ludzie są wokół. Tak bardzo chcą nas zniszczyć, że nawet nie próbują się już więcej ukrywać.
W tym momencie, przerażający krzyk wydostał się ze środka stacji benzynowej. Sara zmrużyła oczy, zerkając przez okno, próbując dostrzec skąd przyjdzie zagrożenie. Mężczyzna z wąsami, który siedział za ladą, miał teraz na głowie czerwoną chusteczkę. Sara wydała cichy skowyt, kiedy zrozumiała, że to nie czerwony materiał go przykrywa, to była oderwana połowa skóry głowy.
Nagle drzwi sklepu eksplodowały na milion szklanych kawałków i coś wielkiego, białego i zgarbionego wyszło przez nie, niewiarygodnie szybko mimo swojej masy. Jego płaska, gumowata twarz wąchała powietrze, jego długie, szponiaste ręce wyciągały się, żeby łapać i miażdżyć. Więc to widziała w snach, zrozumiała Sara.
Kątem oka zarejestrowała parę, chowającą się do swojego auta, starszego pana kucającego za pompą paliwową i kobietę z dziewczynką biegnącą do lasu. Dziecko. O Boże, proszę nie pozwól by ich skrzywdzono, błagała i uniosła rozgrzane ręce, gotowe by użyć Czarnej Wody. Jej oczy migotały zielonym spojrzeniem Midnightów. Stwór zawył i szarpnął głową, czując moc spojrzenia Sary, ale nie wiedząc dokładnie skąd nadeszło zagrożenie… dopóki go nie wyczuł.
Niryjani! – Elodie zawołała jej rodzinny okrzyk bojowy i skoczyła w stronę demona z sztyletem w ręku. Stwór zawył z wściekłości i bólu, gdy sztylet Elodie przebił mu skórę, czarna krew popłynęła z ran. Sara stała, spojrzenie Midnightów osiągnęło pełną moc, jej ręce były wzniesione i gorące. Zamierzała rzucić się na bestię…
- Saro! Tędy! – krzyknął Sean. Sara odwróciła się w samą porę, by zobaczyć jak drugi demon wychodzi z lasu i góruje nad matką z dzieckiem, które widziała wcześniej. Upadły na trawę, kobieta rozpaczliwie próbowała zakryć dziewczynkę swoim ciałem. Sean i Sara zamarli na chwilę, gdy demon zgiął się w dół i wyrwał dziewczynkę z rąk matki, podnosząc ją do góry.
- Puść ją! – rozkazała Sara. Sean podniósł swojego sgian-dubh i zamknął oczy, kreśląc nożem runy, mruczał Sekretne słowa. Stwór zadrżał z bólu spowodowanego runami i spojrzeniem Sary, potem skoczył i wylądował na Seanie, rozpłaszczając go na trawie. Sean poczuł smak krwi, a następnie zaczął tracić przytomność, aż wszystko zrobiło się czarne.
Elodie przylgnęła do ciała Demona, jej ręce otoczyły jego szyję, próbowała dotknąć jego usta swoimi, trującymi, prawie jej się udało, dusząc bez oczą twarz, zimną, gumową skórę, gdy dłoń z pazurami rozcięła jej skórę, powodując straszny ból na plecach. Upadła.
Jęk bólu rozszedł się w powietrzu i dotarł do Nicholasa. Ten stał obok swojego samochodu, a świat wirował wokół niego, jego mózg nie potrafił rozróżnić, co jest na dole, co na górze, zupełnie stracił orientację. Zachwiał się z furii i frustracji. Opierając się o drzwi samochodu, próbował utrzymać się w pozycji pionowej. Wzniósł do góry ręce. Jego palce zaiskrzyły na niebiesko. Był gotów uderzyć, ale nie wiedział gdzie był demon. Pozwolenie by prowadził go tylko nos i wzniecenie ognia na stacji benzynowej było zbyt ryzykowne. Wydał z siebie ryk wściekłości. Zobacz, co mi zrobiłeś Ojcze! Jestem bezużyteczny!
Usłyszał płacz Elodie, a jego gniew wzrósł ponownie zmieszany z przerażeniem. Kruki natychmiast usłyszały jego wołanie i otoczyły białego demona, próbując dziobać, ale śmiercionośne, szponiaste ramiona, nie pozwalały im się zbliżyć. Nicholas poczuł dotyk na ramieniu, rozpoznałby ten dotyk spośród milionów, głos Elodie wypełnił jego uszy. Obrócił się i otoczył ją ramionami, uważając by jej nie spalić. Nie mógł walczyć, ale mógł chronić ją przed uderzeniami.
- Nicholas, muszę wsiąść do auta. Spróbuję przejechać Surari.
Nicholas pomógł Elodie wejść do środka, wyczuwając drogę cal po calu, jego ręce były śliskie od krwi, która wyciekła z jej ponownie otwartych ran. Potem pozwolił sobie wślizgnąć się obok niej. Czuł, że auto staruje, ruch jadącego pojazdu, a potem ogłuszający hałas eksplodował wewnątrz jego czaszki, a krew napłynęła mu do głowy. Najpierw usłyszał łomot, a potem krzyk.
- Elodie – próbował wołać, ale chrapliwy szept był wszystkim, co wyszło z bólu, który czuł w gardle, na twarzy, w głowie. – Elodie – powtórzył, ale nie odpowiedziało mu nic, prócz ciszy.
Elodie… Elodie, powtarzał w głowie. Nie, ona nie może być martwa. Nie może.
Dziwna więź między nimi, zrodzona z bólu i cierpienia, sprawiła, że ocalił jej wcześniej życie, kiedy jego celem, było zabić ich wszystkich po za jego wybranką Sarą. Coś związało go z Elodie, coś czego nie potrafił wytłumaczyć.
Nie mógł jej stracić.
Po raz kolejny przeklął swoją ślepotę, gdy macał otoczenie rękoma.
Wtedy usłyszał jej oddech. Żyła. Jego dłonie spotkały jej i ścisnął je mocno.
- Elodie!
- To coś posłało nas w powietrze. Jesteśmy do góry nogami. Musimy się stąd wynieść! – wyszeptała. – Oh…
- Wszystko w porządku Elodie? Jesteś cała?
- Jestem cała – wyszeptała i walnęła w okno obok niej.
Nicholas też zaczął walić, a jego umysł przeklinał pancerne szyby, których prawie nie dało się zbić. Jego kruki przybyły do niego natychmiast, dziobiąc szkło po drugiej stronie dopóki nie pękło. Uderzał mocniej i mocniej w okno, aż jego dłonie również zaczęły krwawić.
Sean otworzył oczy w samą porę, by zobaczyć demona stojącego nad Sarą, jego długie kończyny były gotowe, by przeciąć jej gardło, albo odciąć jej głowę. Desperacko próbował podnieść ręce i kreślić runy, ale ciemność przybywała falami i nie mógłby nic zdziałać nawet gdyby miał siłę się ruszać. Zmieszany, słyszał Elodie i Nicholasa krzyczących. Z miejsca, w którym leżał, nie widział śladu Nialla czy Winter, chociaż słyszał pieśń Nialla dobiegającą z bardzo daleka.
Stwór podniósł szponiaste ręce, gotów by zadać ostateczny cios. Sean wiedział, że wszystko jest skończone. Sara zaraz będzie martwa, zrozumiał. Zduszony szloch wydobył się z jego gardła.
To co stało się później nie miało dla Seana żadnego sensu.
Demon pozwolił swoim ręką opaść po bokach, uniósł głowę do nieba i wydał długi, niesamowity ryk. Dlaczego demon nie uderzał? Niedowierzając Sean zobaczył jak potwór znika po za zasięgiem wzroku. Z niesamowitym wysiłkiem wygramolił się na kolana, a potem na stopy. Świat znów stał się czarny, a on znalazł się na ziemi, gwiazdy pojawiły mu się przed oczami. Znów spróbował się podnieść, prawie by upadł, kiedy smukłe ramię owinęło się wokół jego pasa, przytrzymując go.
W tym momencie usłyszał pieśń Nialla ponownie wznoszącą się jak dym, mocniej i mocniej. Sean zdołał odwrócić głowę na tyle, by zobaczyć Nialla i Winter stojących po obu jego stronach.
Demon znów się pojawił. Trząsł się na ziemi, uderzony pełnią mocy pieśni Nialla. W rękach miał coś żółtego. O Boże, to był ktoś. Elodie? Nie, to była blondynka, ale mniejsza.
Dziecko.
Za demonem kobieta krzyczała, Sean wstrzymał oddech, przechodząc przez koszmar tego, co widzi. Demon potrząsał dzieckiem jak szmacianą lalką.

Sara leżała na ziemi oszołomiona. Nie do końca potrafiła uwierzyć, że wciąż żyje. Odzyskała spokój i skoczyła na nogi. Słyszała pieśń Nialla, a potem wrzaski. Gdzie był potwór? Odwróciła się i był tam, biały demon, oszalały z bólu spowodowanego pieśnią Nialla, a w jego rękach, mała dziewczynka, którą Sara widziała z jej mamą.
Sara skoczyła na stwora. Dłonie topniały jej z furii, jej oczy płonęły. Wymachująca noga prawie ją trafiła, biała gumowata skóra przeczesała jej policzek, ale ona rzuciła się na ziemię, a potem wstała za demonem. Złapała go za plecy, zagrzebując swoje dłonie w jego skórze, a demon z piskiem wygiął się z bólu. To pozwoliło dziecku opaść na ziemię. Sara zabroniła sobie patrzeć na dziewczynkę, nie mogła pozwolić, by cokolwiek rozproszyło jej koncentrację, gdy jej ręce zapłonęły, a skóra stwora zaczęła płynąć.
Przez mgłę Czarnej Wody, Sara widziała jak Sean podniósł dziecko i dokuśtykał z nią do jej mamy. Pieśń Nialla tańczyła w powietrzu, śmiercionośnie i pięknie zarazem. Demon wydał ostatni, okropny ryk i eksplodował w wybuchu Czarnej Wody. Nic z niego nie zostało, tylko kałuża cuchnącej cieczy na asfalcie.
Sara upadała na kolana i złapała się rękami za głowę, próbując odzyskać kontrolę. Wtedy nikły dźwięk, sprawił, że spojrzała w górę. Rzuciła nerwowe spojrzenie i po raz pierwszy, zorientowała się, że samochód Nicholasa jest do góry nogami, a ktoś jest uwięziony w środku. Ktoś walił w okna. To była Elodie, a jej twarz była pokryta krwią.
Sara pobiegła do samochodu i przykucnęła przed nim, próbując ignorować pierzaste ciała kruków, kręcących się wokół niej, dziobiących szkło. Położyła dłonie na oknie, w które uderzała Elodie pięściami.
- Trzymaj się, Elodie!
W desperacji, próbowała podnieść samochód, ale nie było opcji, by mogła sobie z tym sama poradzić. Zorientowała się, że dźwięk uderzeń pięści Elodie o szyby zniknął. Cisza osiadła na samochodzie. Tylko od czasu do czasu, krakanie rozdzierało niesamowity spokój.
Sara jeszcze raz spróbowała podnieść samochód. Wiedziała, że nie ma sposobu, by jej się to udało, ale musiała próbować. Musiała zrobić coś, by pomóc Elodie.
Syrena rozdarła ciszę – policja. Muszą jechać. Muszą jechać teraz. Ale zostawienie Elodie… i Nicholasa, który był jedynym, który mógł ich poprowadzić do Świata Cieni…
- Sean! – krzyknęła Sara. – Gdzie jesteś?
Brak odpowiedzi.
- Sean! – zawołała go ponownie, nuta desperacji zabarwiła jej głos.
- Jestem tutaj! – odkrzyknął i nagle wszyscy byli obok niej – Sean, Winter i Niall – i już nie była sama. Dźwięk tłuczonego szkła wypełnił jej uszy, spojrzała na swoje dłonie, spodziewając się, że będę krwawe i pełne odłamków, ale okno Elodie było nienaruszone. Hałas dobiegł z drugiej strony samochodu, a kiedy spojrzała znów, Elodie tam nie było. Nicholas wyczołgał się ze środka, jego twarz i dłonie krwawiły. Trzymał Elodie. Próbował wyciągnąć ją na zewnątrz.
- Ostrożnie! Szkło jest wszędzie! – zawołał Sean. – Pozwól mi ją przesunąć. Nic nie widzisz! – Nicholas wiedział, że Saen ma rację, niechętnie pozwolił mu działać, ale jego przystojne rysy, były wykrzywione w frustracji.
- Musimy iść! – wyszeptał Niall. Dwa srebrno-niebieskie radiowozy i ambulans pojawiły się w oddali, ich syreny błyskały i wyły jak złe duchy.
Sean wstał, trochę się chwiejąc. Uderzenie w głowę, namieszało z jego równowagą. Niall wziął od niego Elodie, jej twarz była pokryta czerwienią, długi krwawy ślad biegł w dół po jej plecach, gdzie demon ją zadrapał. Sara chwyciła Nicholasa za rękę, by poprowadzić go – samo dotykanie go ją oburzało – i wszyscy pobiegli do samochodu Seana. Mogli już usłyszeć policjantów krzyczących po polsku. Nicholas szarpnął ramię Sary i zatrzymał ją.
- Gdzie są radiowozy? Zabierz mnie do nich – wyszeptał. Sara zrobiła wielkie oczy, ale potem zrozumiała. Złapała jego ramię mocniej i poszła prosto do samochodów policyjnych i ambulansu. Ludzie w uniformach właśnie wyskakiwali z pojazdów, sprzęt medyczny i pistolety, był gotowy.
Nicholas podniósł ręce, jego palce były rozszerzone i zimne, niebieskie płomienie wyskoczyły z jego dłoni – niebieskie płomienie z jej snów, pomyślała Sara. Prowadził je ostrożnie, w dwóch równoległych liniach przed nim, wyżej i wyżej, by utworzyć ścianę między nimi, a samochodami. Policjanci i medycy panikowali, krzyczeli coś do radia – prawdopodobnie wzywają posiłki, pomyślała Sara. Strach związał jej żołądek. Wkrótce będzie ich więcej. Każda droga ucieczki będzie zablokowana.
Nagle Sara usłyszała sekwencję krótkich, ostrych dźwięków, jak fajerwerki. Strzelali do nich! Wiązka bólu spłynęła po jej ręce, gdy coś drasnęło jej ramię. Ból zmieszany z przerażeniem wypełnił jej umysł, gdy zorientowała się, że niewinni ludzie zostaną spaleni żywcem przez te zimne niebieskie płomienie.
- Obróć mnie w koło! – krzyknął Nicholas ignorując strzały. Sara również próbowała je ignorować, i zablokować przerażające wrzaski ludzi uwięzionych w płomieniach. Strzały ustały, a krzyki się wzmocniły, gdy obracała Nicholasa, dopóki ambulans i radiowozy nie zostały otoczone przez płonące niebieskie ściany.
Tam na ziemi, nie daleko od niej, Sara ujrzała starszą parę, którą widziała przedtem, leżącą nieprzytomnie koło drzwi sklepu. Ten widok złamał jej serce. Nigdzie nie widziała matki z dzieckiem.
- Czy płomienie ich zabiją? – wyszeptała, bojąc się odpowiedzi Nicholasa.
Nie mamy wyjścia, nie mamy wyjścia, odpowiedziała sobie. Jeżeli nas aresztują będziemy łatwą ofiarą.
Nicholas nie odpowiedział. Jego milczenie mówiło wszystko. Sara czuła jak uginają się pod nią nogi.
-Chodźmy- powiedziała i popędzili do samochodu Seana. Jeep Nicholasa wciąż był do góry nogami. Wskoczyli do środka, w tym samym momencie, gdy Sean startował, obroty silnika były na najwyższym poziomie.
- Elodie – zawołał Nicholas, a Elodie odwróciła się do niego.
Żołądek Seana podskoczył, gdy zobaczył w lusterku sposób, w jaki Elodie patrzy na Nicholasa. Przecież nie mogła zapomnieć, że jest pół-demonem, gorszym od zwierzęcia. Mordercą. Potworem. I sposób, w jaki do niej mówił, jakby jej potrzebował, wzburzył go. Sean obawiał się, że Nicholas miesza jej w głowie. Że próbuje kontrolować Elodie, jak próbował kontrolować Sarę. Jak dotąd nie zauważył, żadnych znaków, ale miał na nią oko. Wystarczy, że zobaczy cień zeszklenia oczu Elodie, znaczący, że jest oszołomiona i nie myśli jasno, Nicholas dostanie za swoje.
- Jestem tutaj. Wszystko w porządku. To tylko kilka zadraśnięć.
Elodie pochylała się do przodu, głowę miała opartą na ramieniu Winter. Plecy zbyt ją bolały, by się o nie oprzeć. Koszulka Winter była poplamiona krwią Elodie.
Sara widziała jak Nicholas zamknął na chwilę oczy, na jego twarzy pojawiła się ulga. Wyglądało na to, że mu zależy.
Ale był dobrym kłamcą, przypomniała sobie.
- Saro, jesteś ranna? – zapytał Sean.
Sara dotknęła dłonią swojego ramienia i poczuła krew między palcami. To było tylko draśnięcie, ale bolało jak diabli.
- Jestem cała, Sean ta dziewczynka…
Czuła jak zaciska jej się żołądek, gdy sobie przypominała. Nie była pewna czy chce usłyszeć odpowiedź.
- Żyła, gdy ją zostawiłem. Ona i jej mama pobiegły do lasu.
Sara wydała westchnienie ulgi. Następnie jej myśli pobiegły do mężczyzny ze sklepu na stacji benzynowej, to był czyjś syn, czyjś mąż, czyjś ojciec, a oni przynieśli do niego zniszczenie. Próbowała przygotować się mentalnie, starając pozbyć się wszystkiego z jej umysłu, po za jedną rzeczą, która miała znaczenie, dlaczego tu byli: by zabić Króla Cieni i zatrzymać tę wojnę z demonami. Nie może nastać kolejny Czas Demonów. Jeżeli Surari znów będą rządzić światem ludzi, niczyj syn, niczyja córka, nie będzie już bezpieczna.
Przez pewien czas jechali w ciszy, zerkając z niepokojem za siebie. Ale nikt ich nie gonił. Policja ich zgubiła.
- Saro – cicho zawołała Winter. Jej ramiona otaczały talię Elodie, pomagając jej siedzieć prosto. Blond włosy Francuzki były rozsypane na jej ramionach i piersi. – Demon mógł cię zabić.
- Tak.
- Ale tego nie zrobił.
Fala niepokoju objęła Sarę. Wiedziała, co Winter próbowała jej powiedzieć. Sean spojrzał jej w oczy w lusterku, a niewypowiedziane słowa przepłynęły między nimi.
-Dlaczego – kontynuowała Winter.
Sara wciąż patrzyła na Seana. Zadrżała, nagle wszystkie jej zadrapania i siniaki zabolały ją. Jej ramię pulsowało boleśnie, w miejscu gdzie zadrasnęła ją kula.
- Nie wiem. Skąd mogę wiedzieć?
Głos rozbrzmiał w głowie Elodie, silny i czysty, głos jej psychicznej mocy.  Bo jej potrzebują.
A wtedy głos powiedział jej coś jeszcze.
- Ktoś nas śledzi – powiedziała.
- Surari? – zapytał Sean.
Elodie zamknęła oczy. Chwila ciszy.
- Nie wiem. Nie potrafię powiedzieć.
- Jest blisko? – zadała pytanie Sara.
- Tak myślę.
- Skupmy się na dotarciu do Bramy – wtrącił Nicholas. Podniósł rękę do czoła, tak jakby było mu niedobrze. – Będzie więcej ataków.
Elodie posłała mu spojrzenie z ukosa.
Nicholas żył w ciągłym bólu. Dzień i noc w nieskończonej agonii. Tak ukarał go jego ojciec.
Elodie mogła poczuć ciepło ciała Nicholasa obok niej, cierpienie wypływające z jego skóry. Marzyła o dniu, w którym spotka Króla Cieni, marzyła o każdym uderzeniu, które mu zada. Pierwsze będzie za jej męża, miłość jej życia Harrego Midnighta. Drugie za Nicholasa i za to, co mu zrobiono.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz