17
Po Drugiej Stronie
Nowy świat, a
ja się modlę
By był tym
starym
Kiedy obudzę
się ze snu
Świat Winter był czarny.
W jednej chwili patrzyła na Nialla, złączonego z nią jakby byli jednością. W
następnej obracała się gdzieś w ciemności i czymś lepkim, nie wiedząc gdzie
góra, gdzie dół. Może uderzyli ją w głowę. Może nieznajomy chłopak z łukiem i
strzałami wyszedł z tej dziwnej kręcącej się złotej spirali, zabił ją i była w
niebie. Ale nie, to Niall wepchnął ją do złotej bramy. Przypomniała sobie. To
Niall ją odesłał.
Dlaczego wszystko było
czarne? Czy była nieprzytomna? Może spała i miała koszmar. Obracała się i
obracała wewnątrz tunelu, jej ciało niosła siła silniejsza od niej.
A potem skądś pojawiło
się złote światło.
Usłyszała łomot, ale nie
od razu zorientowała się, że hałas spowodowała jej czaszka uderzająca w coś
twardego. Okropny ból eksplodował w boku jej głowy i znów mogła poczuć swe
ciało, sztywne i pulsujące. Uderzyła ją fala nudności, zacisnęła powieki,
próbując odzyskać spokój.
Kiedy w końcu otworzyła
oczy, pierwszą rzeczą, którą zobaczyła były srebrne włosy i dłoń – jej dłoń –
pokryta krwią. Złota poświata odbijała się od jej palców, jej twarz była zimna
i bolała, opierała się na czymś twardym i lekko nierównym. Mieszanina głosów
dotarła do jej uszu i głowy – słowa, których nie rozumiała, głos kobiety, potem
mężczyzny i ślady – i ręce wokół jej ramion, wokół jej ciała.
Była zbyt obolała, zbyt
zmieszana, by zrobić cokolwiek prócz pojękiwania. A wtedy zobaczyła ostrzę
wycelowane w jej twarz i zamarła.
- Chi sei? Da dove vieni? – powiedział głos. Dla Winter było to
mamrotanie. Nie miała pojęcia, co to za język. Nie miała pojęcia gdzie jest.
Nie miała pojęcia, kto jest po drugiej stronie ostrza celującego w jej twarz,
jej pierś. Podniosła spojrzenie i zobaczyła dwóch ciemnoskórych mężczyzn. Wyraz
ich twarzy mówił, że nie zawahają się jej zabić.
- Gdzie jestem? – zdołała
wyszeptać, intuicja podpowiadała jej, że najlepiej będzie dla niej, jeśli
przemówi, jeśli przynajmniej powie im, że jest człowiekiem nie demonem.
- Parla inglesa – powiedział jeden z mężczyzn.
- Kim jesteś? – spytał
inny głos po angielsku. Nie był to żaden z tych dwóch mężczyzn. Winter
przesunęła się cal w górę, mając nadzieję, że ostrza przesuną się i pozwolą jej
usiąść, a one się ruszyły, ale pozostały obnażone.
Spojrzała wokół. Pytanie
po angielsku zadał starzy mężczyzna z siwymi włosami i białą brodą, nienagannie
ubrany w coś, co wyglądało jak czarny strój bojowy. Jego oczy były przerażające
tak, że serce Winter podskoczyło.
- Nazywam się Winter
Shaw. Jestem ze Szkocji.
- Surari?
Winter potrząsnęła głową.
Prawdopodobnie było jeszcze za wcześnie, by powiedzieć im o jej prawdziwej
naturze, pół człowieka i pół wodnego Elementalu. Po jej doświadczeniach z
Midnightami i ich oburzeniu tym, co nazywali mieszańcami, nie chciała ujawniać
swojego pochodzenia.
- Sekretna dziedziczka? –
zapytał ponownie mężczyzna. Znów potrząsnęła głową.
- Człowiek.
- Wyszłaś z Iris. Nic
takiego się nigdy wcześniej nie wydarzyło. Tylko Alvise wracał do nas przez Iris.
Winter przesunęła się po
twardej podłodze. Bolała ją głowa. Nagły hałas jakby fala morza wzrósł za nią.
Odwróciła się, by zobaczyć, że złoty wirujący za nią Iris zniknął. Była sama i
nie miała jak wrócić. Niall popchnął ją bez słowa wyjaśnienia. Odesłał ją.
Ku jej przerażeniu łzy
zebrały jej się w oczach. Nie chciała pokazać przed nieznajomymi, że jest słaba,
ale nie mogła się powstrzymać. Łzy przerażenia zaczęły spływać jej po
policzkach jak świadomość, że ona i Niall są daleko od siebie, rosła w niej.
- Jesteś ranna? – zapytał
starszy mężczyzna.
Winter była zbyt
zapłakana by mówić. Potrząsnęła znów nieszczęśliwie głową.
Srebrnowłosy mężczyzna
podniósł dłoń, a skierowane w nią ostrza opadły, ale nie zostały zabrane.
- Możesz stać? I proszę
nie potrząsaj tylko głową – kontynuował. Jego angielski był zaskakująco dobry,
pomimo silnego akcentowania. Wymawiał „r” jak Szkot. Kim był ten facet?
- Tak. Mogę stać –
odpowiedziała Winter i podniosła się z ziemi. Trochę się przy tym chwiała.
Jeden z mężczyzn zbliżył się, by ją podtrzymać, a ona zobaczyła w jego
spojrzeniu podziw, gdy patrzył na jej długie srebrne włosy i szare oczy.
- Gdzie jestem?
- Jesteś w Wenecji. W
pałacu Vendraminów. Nazywam się Guglielmo Vendramin. Jestem głową rodziny.
Wiesz jak się tu dostałaś? I dlaczego?
- Byłam w Świecie Cieni…
Vendramin westchnął, jego
głęboki wdech wydał się kraść całe powietrze z pokoju.
- Byłaś w świecie Surari?
– Jego spojrzenie nagle stało się groźne. Winter zamarła ze strachu i nagle
przypomniała sobie, co Niall kazał jej powiedzieć.
- Onoir, clan agus farraige. –Z trudem wymówiła słowa w obcym języki
i miała szczerą nadzieję, że były zrozumiałe.
- Motto Flynnów. Wysłali
cię Flynnowie? Ze Świata Cieni? To nie ma sensu!
- Niall Flynn wysłał mnie
tu bym była bezpieczna. Kazał mi to ci powiedzieć, byś wiedział, że nie jestem
wrogiem.
W tym momencie, potok
szeptów, dźwięków i bezsensownych słów wypełnił przestrzeń, pochodził gdzieś z
za niej. Winter obróciła się w kierunku źródła hałasu i pierwszy raz odkąd
wylądowała na mozaikowej posadzce, rozejrzała się po otoczeniu. Była w ogromnym
pokoju, w połowie nieumeblowanym, z pozłacanym sufitem i długimi, jedwabnymi
złotozielonymi zasłonami w oknach. A w środku pokoju na nieskazitelnym łóżku
leżała dziewczyna, oczy wciąż miała zamknięte, ale szeptała, jej usta poruszały
się nieustannie. Nagle potok szeptów zamienił się w słowa po angielsku.
- Ona należy do świata
morza i wiatru, była w Świecie Cieni z Alvisem – powiedziała dziewczyna i znów
zaczęła szeptać.
Vendramin się zachwiał,
jego twarz zbladła.
- Lucrezia… Wysłałaś
swojego brata do Świata Cieni? – wykrzyknął.
Szepty ustały, a
dziewczyna na łóżku znów przemówiła po angielsku.
- Wysłałam go tam, by walczył
u boku Sary Midnight i innych odważnych. Foka pomoże nam tutaj.
- Foka? Kim jest foka? –
zapytał Vendramin, ale Lucrezia nie odpowiedziała.
Zamiast tego Winter
spojrzała swoimi szarymi oczami, na starszego mężczyznę.
- Ja jestem foką – powiedziała.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz