niedziela, 8 kwietnia 2018

16. Do Czego Zostaliśmy Stworzeni


16

Do Czego Zostaliśmy Stworzeni


Moja historia jest w moich snach
Podążaj tam za mną

- Winter nic nie będzie. Jestem pewien – wyszeptał Alvise do Nialla, gdy szli. – Mój ojciec jest dobrym człowiekiem. Nie skrzywdzi jej, jeśli nie jest zagrożeniem, a kiedy powie mu motto Flynnów, będzie miał pewność, że nim nie jest.
- Będzie wiedział, że została wysłana przez Flynnów – Niall powtórzył słowa Alvise’a, jakby chciał przekonać samego siebie. Cień wątpliwości zawsze będzie na granicy jego umysłu, dopóki nie zobaczy znów Winter. Jeżeli kiedykolwiek znów ją zobaczy, jeżeli nie umrze tu w Świecie Cieni, na samobójczej misji, która prawdopodobnie zabije ich wszystkich.
- Więc, miałeś mi opowiedzieć.
- Masz parę godzin? – uśmiechnął się Niall.
- Za nim coś nas zaatakuje? Prawdopodobnie nie – odpowiedział Alvise. Był o całą stopę wyższy od Nialla, jego kości policzkowe znajdowały się wysoko jak u elfa. Skośne blado niebieskie oczy zdradzały słowiańskie korzenie jak u wielu ludzi z północno wschodniej części Włoch. Niall dał mu ciężki szary sweter, by założył go na koszulkę, ale on wciąż się trząsł, a jego oddech zamieniał się w białą chmurkę.
- Alvise… - Zaczęła Micol. Dołączyła do niego i Nialla.
- Co znowu?
- Hej nie ma potrzeby byś mi urwał głowę?
- Nie powinno cię tu być. Możesz zginąć. – Miał jej dość. Jej decyzja podążenia za nim przez Iris, była ostatnią rzeczą, której potrzebował. Zupełnie lekceważyła jej własne życie, jej cenne życie Sekretnej dziedziczki, pakując się niepotrzebnie w niebezpieczeństwo.
Micol zauważyła, że jego aura zmienia się w jasnoczerwoną.
- Racja, podążenie za tobą prawdopodobnie nie było dobrym pomysłem, ale posłuchaj. Ten chłopak tam, ten ślepy. – Wzrok Alvise spoczął na bladej postaci Nicholasa. – To nie jest człowiek. Nie do końca.
- Skąd wiesz? – Zapytał Niall zaciekawiony.
- Mogę zobaczyć jego aurę. Jest czarna – wyszeptała obserwując Nicholasa z mieszanką przerażenia i fascynacji.
- Czarna? Mio Dio – powiedział Alvise, wracając do swojego ojczystego włoskiego. – Czy on jest Elementalem? Przypomina mi ogień.
- Ach. Często to powtarza. Jestem ogniem. – Niall udawał głęboki głos Nicholasa. – Lubi straszyć ludzi. Bardzo to lubi. Prawdopodobnie odziedziczył to po swoim ojcu. Jest synem Króla Cieni.
- Jest kim? – Alvise zatrzymał się gwałtownie. Sean słysząc ostatnie słowa Nialla, odwrócił się szybko i posłał mu ostrzegawcze spojrzenie.
- Santo cielo! – Załkała Micol przykładając ręce do twarzy. – Czytałam historię o Królu Cieni. Myślałam, że to tylko legenda…
Niall położył dłonie na ramionach Alvise i Micol, delikatnie popychając ich do przodu.
- Mój dziadek również opowiadał mi o nim historie. I on jest prawdziwy. W każdym razie Nicholas jest po naszej stronie. A przynajmniej w to wierzymy.
Alvise przeczesał swoje biało-blond włosy.
- I wy mu ufacie?
- Nie, ja nie. Nikt z nas. Ale nie mamy wyboru. Nie wiem jak dużo wiesz o tym, co się działo…
- Nie wiele. Tylko tyle, że jesteśmy zabijani jeden po drugim i że wszystkie łącza komunikacyjne między nami wydają się być zamknięte. Jesteśmy bardzo odizolowani. Wiemy, że Sabha współpracują z Surari, z jakiegoś dziwnego powodu. A wszyscy nasi strażnicy są martwi.
- Surari nie zachowują się według ich własnej woli. To Król Cieni stoi za nimi. Sprawił, byśmy wierzyli, że nie istnieje, że był tylko złą bajką do straszenia dzieci. Ale o to jesteśmy. Albo my zniszczymy Króla Cieni albo to wszystko się skończony.
- Więc to dlatego moja siostra mnie tu wysłała. Bym pomógł wam z tą misją.
Niall wzruszył ramionami.
- Zawsze przyda się dodatkowa para rąk do pracy.
- Merda – powiedział Alvise plując zdegustowany na ziemię.
Niall odchrząknął nie pewien jak powinien na to zareagować.
- W każdym razie – kontynuował – ten Nosferatu zwrócił się przeciwko swemu ojcu. Zabiera nas do niego. Dzięki temu dostaliśmy się do Świata Cieni… on nas wpuścił. On żałuje.
- Żałuje, tak?
- Więc my wierzymy. Musimy wierzyć. Król Cieni ukarał go za jego zdradę i odebrał mu wzrok. Powinieneś go wtedy widzieć… Nigdy nie widziałem, by ktoś tak cierpiał… i mam nadzieję, że już więcej nie zobaczę.
- Więc on nienawidzi swojego ojca i prowadzi was do niego.
- Tak. Nikt nie wie gdzie znaleźć Króla Cieni. Mój przyjaciel Mike i ja… - drgnął jak za każdym razem, gdy mówił o Mike’u. Wziął głęboki oddech. Mike Prudhomme, inny Strażnik Midnightów obok Seana, został zabity w ostatecznej bitwie z Mermenem, która miała miejsce parę tygodni temu na Islay. Nigdy nie zapomni jak umarł, ratując Sarę od pewnej śmierci. Wiedział, dlaczego to zrobił, nie tylko dla Sary, ale jako jego ostatni dowód oddania Sekretnym rodzinom i światu. Mike był najbardziej bezinteresowną osobą, jaką kiedykolwiek poznał i jego najlepszym przyjacielem. Serce Nialla drżało.
- Mike był Strażnikiem i został zabity. W każdym razie, w raz z nim po części zgadywaliśmy, że Król Cieni znajduje się gdzieś we Wschodniej Europie, ale nigdy byśmy go nie znaleźli gdyby nie Nicholas. Nigdy nie weszlibyśmy do Świata Cieni. Nie wiem jak to zrobiłeś… Nicholas powiedział, że nikt nie może wejść, jeśli mu nie zezwolono.
Cień bólu przepłynął po przystojnej twarzy Alvise’a.
- Moce mojej siostry są tajemnicą. Gdyby tylko nie musiała za nie płacić tak strasznej ceny.
- Słyszałem o mocach Lucrezi. Ile ona teraz ma lat?
- Szesnaście. Tyle co ja – Micol odpowiedziała za Alvise’a, krzywiąc się. Kłopotliwe położenie Lucrezi sprawiało, że była zła, zdenerwowana, naprawdę. Nie wiedziała, na kogo dokładnie była zła, więc za wszystko, co się działo obwiniała rodzinę Vendraminów.
- Ty masz piętnaście – powiedział Alvise. – Jesteś dzieckiem, lekkomyślnym dzieckiem.
- Za dwa dni będę miała szesnaście!
Alvise ją zignorował. Jego twarz była ciemna.
- Lucrezia ma się bardzo źle. Od paru lat wszystko, co robi to śni. Odkąd Sabha zrobili jej to, co jej zrobili…
Micol studiowała Alvise’a z bliska.
- Co masz na myśli? Jak… Co Sabha zrobili? Skrzywdzili ją?
- To sprawy mojej rodziny.
- Ale…
- Micol, powiedziałem, że to sprawy mojej rodziny.
- Trzymacie ją w pałacu. Trzymacie ją śpiącą, jak więźnia! – Syknęła Micol. – Zupełnie jak więziliście mnie!
- Nie masz pojęcia, o czym mówisz! – Krzyknął Alvise. – Moja siostra umarłaby, gdyby zobaczyła światło. A co do ciebie, to po prostu próbujemy ocalić twoje krwawe życie!
- Tak racja. Potrzebujecie jej! Trzymacie ją w środku, bo potrzebujecie żeby dla was śniła!
- Nie zamierzam nawet na to odpowiadać Micol – powiedział Alvise. – Nie wiesz nic o mnie. Nie wiesz nic o nas.
Choć przez chwilę, Micol była cicho. Ból w oczach Alvise’a był namacalny. Wiedziała, że posunęła się za daleko.
- Przepraszam – wyszeptała. Ale przerwał jej krótko.
- Powiedz mi Niall. Co z innymi? Kim oni są?
- To jest Sara Midnight z rodziny Midnightów. Są Szkotami. Nie trzymają się z innymi…
- Słyszałem o nich.
- Słyszałeś? Myślałem, że prawie nikt na kontynencie nie wiedział o ich istnieniu.
Alvise obserwował Sarę, gdy szła. Była uderzająco piękna z tymi niekończącymi się, kruczoczarnymi włosami i smukłym ciałem, zdystansowana i cicha, jak ktoś, kto ma dużo sekretów i dużo na głowie.
- Ktoś mi kiedyś o niej wspomniał. Jakie są jej moce?
- Jest śniącą. Potrafi rozpuszczać demony rękoma… Czarną Wodą, tak to nazywa. Także jej oczy są zabójcze, jeśli tego chce.
- Więc lepiej być z nią po tej samej stronie – zażartował Alvise, ale w jego żarcie krył się cień prawdy. – Blondynka?
- To Elodie Brun, dziedziczka z rodziny Brunów. Jej moce są naprawdę niesamowite. – Powiedział Niall z prawdziwym podziwem. – Jest medium, czuję rzeczy zanim się wydarzą i zabija demony swoim trującym oddechem. Raz miałem okazję odebrać od niej taki pocałunek i mogę powiedzieć, że nie było to zabawne. Przypuszczam, że ty też jesteś dziedziczką – kontynuował Niall zwracając się do Micol.
- Tak. Jestem dziedziczką rodziny Falco. Mój brat i ja jesteśmy ostatnimi z Falco.
Niall starał się jak potrafił, by ukryć zdziwienie i przerażenia słysząc nazwisko Micol. Kontynuował drogę, próbując utrzymać swą twarz bez wyrazu. Sean i Sara na szczęście jej nie usłyszeli.
Może to tylko zbieg okoliczności. Może to inna gałąź tej samej rodziny.
- Jak się nazywa twój brat?
- Tancredi Falco – odpowiedziała, a Niall poczuł, że mu niedobrze. To nie był zbieg okoliczności. Nie była to inna gałąź rodziny. Brat Micol był chłopakiem, którego przed chwilą zabili. Tym, który chciał zabić Sarę.
- Miałam innego brata, Ranieriego, ale jest teraz martwy. Azasti go zabiła. Tancrediego nie było ze mną w Wenecji, kiedy to się stało. Opuścił nas. Powiedział, że nie może zdradzić mi gdzie się wybiera, że nie chce bym wiedziała. Nie chce bym za nim poszła i zginęła.
- Mi powiedział gdzie się wybiera – odezwał się Alvise z ciężkim wyrazem twarzy.
- Co? Powiedział ci, a ty nigdy nic mi nie powiedziałeś? – Krzyknęła Micol. – On jest moim bratem.
- Azasti dostała się do jego głowy. Zwariował. To co mówił nie miało sensu.
- Mój brat nie jest szalony! – Wrzasnęła Micol, wielokolorowe światła pojawiły się na końcówkach jej palców i wokół jej ostrzyżonej głowy. Micol dalej mówiła o jej bracie w czasie teraźniejszym, zauważył ze smutkiem Niall. Oczywiście, że tak.
- O cokolwiek się kłócicie, możecie zachować to na później? – Zawołał Sean. – Musimy iść dalej. Niall wtajemniczyłeś ich?
- Tak. Sean muszę z Tobą zamienić słowo.
Ale było już za późno. Głos Alvise’a rozbrzmiał czysto, tak by każdy mógł go usłyszeć.
- Słuchaj, Tancredi powiedział, że musi znaleźć i zabić Sarę Midnight. To on mi o niej wspomniał. Powiedział, że zamierza zniszczyć świat, czy coś takiego. Same bzdury.
Nagle wszyscy zatrzymali się jednocześnie.
- Mój brat chciał zabić Sarę? – Zapytała Micol. – Dlaczego?
Sara poczuła, że zamiera jej serce. Teraz musiała stawić czoła konsekwencjom tego, co zrobiła.
Jakie były szanse?
- Jesteś siostrą Tancrediego? – Sara stała naprzeciwko Micol.
- Tak. Wiesz gdzie on jest? Widziałaś go?
- Ja go zabiłam – powiedziała Sara. Zaskakująco łatwo było to powiedzieć. I szybko zamieniło się w fantazję, by wziąć nóż i wbić go we własną skórę, jako karę za to, co zrobiła.
Chwila przerwy gwałtowny wdech.
- Co? – Wyszeptała Micol.
- Zabiłam go, przepraszam.
Micol była w szoku, upiornie spokojna.
- Tancredi jest martwy – powiedziała tak jakby chciała otoczyć swą głowę tą straszliwą prawdą. – Dlaczego zabiłaś mojego brata?
Gniew ponownie zapłonął w Sarze.
- Ponieważ chciał mi poderżnąć gardło, Micol. Próbował to zrobić i prawie mu się udało. Co ty byś zrobiła?
- Dlaczego? Dlaczego chciał cię zabić?
- Był przekonany, że pomogę Surari. Królowi Cieni.
I wtedy nadeszły łzy, popłynęły ciepłe z oczu Micol, oddychała ciężko. Nagle zaczęła wyglądać jak opuszczone dziecko, którym była. Serce Sary krwawiło.
Nagle rysy twarzy dziewczyny wykrzywiły się w gniewie.
- Musiał mieć rację! Mój brat musiał mieć rację! Był dobrym człowiekiem, mądrym człowiekiem – protestowała, jej głos przerywany był przez pochlipywanie.
- Tancredi miał w pewnym sensie rację. Ten chłopak – Sara wskazała na Nicholasa – próbował przekonać mnie, bym za niego wyszła. Bo był chorym draniem. Ale miałam szczęście. Nicholas zobaczył światło – dodała sarkastycznie. Nicholas stał niedaleko, jego niewidome oczy patrzyły tam skąd dochodziły głosy, wyraz jego twarzy nie zmienił się. – Powiedziałam to Tancrediemu, ale mi nie uwierzył.
- To jest szalone. – Alvise szybkim ruchem dotknął swojej głowy. – Tancredi był chory. Zwariował.
- Zwariował jeśli myślał, że zamierzam poślubić demona – warknęła Sara. – Jak powiedziałam próbował mnie zabić trzy razy. Ostatnim razem, poderżnęłam mu gardło.
Cisza.
- Był wszystkim co mi zostało! – płakała Micol, a iskry wychodzące z jej palców stawały się bardziej intensywne aż otoczyły ją całą jak płaszcz błyskawic. Jej krótkie włosy zjeżyły się na głowie.
- O no proszę. Kolejny Falco próbuje mnie zabić! – Powiedziała Sara, próbując ukryć swą winę i porażkę. Do diabła zabiła brata tej dziewczyny. Zrobiła to. Nie demon. Nie Nicholas. Ona. Mogła dać mu jeszcze jedną szansę, gdyby nie jej furia, jej strach.
Ale zabiła go.
- Micol posłuchaj mnie. Sara się broniła – zaczął Niall.
- Zrobiła to, co musiała zrobić. Daj spokój – wtrącił Sean, jego okrutne słowa, wstrząsnęły nimi wszystkimi do szpiku. Sean nie był bez serca, ale jakiekolwiek zagrożenie dla Sary, w jego opinii, musiało być zniszczone, bez drugiej szansy.
- Zabiłaś wszystko, co zostało z mojej rodziny! – Krzyknęła znów Micol.
- Kryć się! – Krzyknął Alvise.
Nagle pojawił się oślepiający blask, a las wybuchnął tęczą kolorów, śmiercionośne światło wydobywało się z dłoni Micol.
- Nikt nie został – chlipała Micol. Nastąpiło więcej wyładowań, gdy jej ciało wygięło się i napięło, by wypuścić swą moc. Wyładowania uderzyły wszędzie wokół Micol w śmiercionośnym okręgu.
Sara zanurkowała za drzewa, jej ciało mówiło jej, co ma robić zanim jej umysł zdążył zarejestrować, co się dzieje. Zapach spalenizny dostał się do jej nosa, gdy leżała na ziemi, trzęsąc się z przerażenia. Wyjrzała zza drzew próbując ocenić, czy może wstać, czy znów zostanie uderzona przez błyskawice Micol. Wtedy ujrzała Alvise’a trzymającego Micol w ramionach. Dziewczynka była nieprzytomna, a plama krwi pojawiła się na jej obojczyku i zmoczyła szal na czerwono. Zgubiła swoje baleriny, a jej małe stopy wyglądały jak u dziecka.
Proszę pozwól jej żyć, pomodliła się Sara i skoczyła na równe nogi. Szybko sprawdziła czy jej przyjaciołom nic się nie stało. Nicholas i Elodie stali cali, ale Sean trzymał swoje ramię z rozcięciem na czarnej kurtce. Niall krwawił z twarzy. Zaraz potem dostrzegła ślady spalenia na trawie i drzewach wokół niej.
- Oddycha? – zapytała Alvise’a. Jej głos drżał.
- Tak. Zaraz oprzytomnieje.
- Przypuszczam, że muszę ci podziękować.
- Nie dziękuj mi. Zrobiłem to, bo ufam Niallowi, a Niall ufa tobie – odpowiedział Alvise. – Micol musi zaakceptować, co się stało. Jej moce są naprawdę silne, ale szybko się zużywają. Mogłaś skończyć zabijając ją.
Micol skomlała.
- Jak ją powstrzymałeś? – zapytał Sean, krzywiąc się. Sara od razu pojawiła się u jego boku, trzymając jego ramię. Jego rana, była tylko powierzchowna, ale wyglądała boleśnie.
Alvise wskazał na strzałę, leżącą, wystrzeloną i zakrwawioną na ziemi. Dopiero wtedy zauważyli, że ramiona Micol krwawią.
- Tylko ją drasnąłem – powiedział.
- Możesz ją nieść? – spytał Sean, krzywiąc się. – Musimy…
Ale nigdy nie skończył zdania.
- Nadchodzą. – Głos Elodie wzniósł się czysto i wyraźnie.
- Surari? – sgian-dubh Seana był błyskawicznie gotowy.
Francuska przytaknęła.
- Kiedy?
- Teraz.
- W koło! Micol w środku! – zdołał krzyknąć Sean i wtedy usłyszeli ryk.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz