16
Do Czego Zostaliśmy Stworzeni
Moja historia
jest w moich snach
Podążaj tam za
mną
- Winter nic nie będzie.
Jestem pewien – wyszeptał Alvise do Nialla, gdy szli. – Mój ojciec jest dobrym
człowiekiem. Nie skrzywdzi jej, jeśli nie jest zagrożeniem, a kiedy powie mu
motto Flynnów, będzie miał pewność, że nim nie jest.
- Będzie wiedział, że
została wysłana przez Flynnów – Niall powtórzył słowa Alvise’a, jakby chciał
przekonać samego siebie. Cień wątpliwości zawsze będzie na granicy jego umysłu,
dopóki nie zobaczy znów Winter. Jeżeli kiedykolwiek znów ją zobaczy, jeżeli nie
umrze tu w Świecie Cieni, na samobójczej misji, która prawdopodobnie zabije ich
wszystkich.
- Więc, miałeś mi
opowiedzieć.
- Masz parę godzin? –
uśmiechnął się Niall.
- Za nim coś nas
zaatakuje? Prawdopodobnie nie – odpowiedział Alvise. Był o całą stopę wyższy od
Nialla, jego kości policzkowe znajdowały się wysoko jak u elfa. Skośne blado
niebieskie oczy zdradzały słowiańskie korzenie jak u wielu ludzi z północno
wschodniej części Włoch. Niall dał mu ciężki szary sweter, by założył go na
koszulkę, ale on wciąż się trząsł, a jego oddech zamieniał się w białą chmurkę.
- Alvise… - Zaczęła
Micol. Dołączyła do niego i Nialla.
- Co znowu?
- Hej nie ma potrzeby byś
mi urwał głowę?
- Nie powinno cię tu być.
Możesz zginąć. – Miał jej dość. Jej decyzja podążenia za nim przez Iris, była
ostatnią rzeczą, której potrzebował. Zupełnie lekceważyła jej własne życie, jej
cenne życie Sekretnej dziedziczki, pakując się niepotrzebnie w
niebezpieczeństwo.
Micol zauważyła, że jego
aura zmienia się w jasnoczerwoną.
- Racja, podążenie za
tobą prawdopodobnie nie było dobrym pomysłem, ale posłuchaj. Ten chłopak tam,
ten ślepy. – Wzrok Alvise spoczął na bladej postaci Nicholasa. – To nie jest
człowiek. Nie do końca.
- Skąd wiesz? – Zapytał
Niall zaciekawiony.
- Mogę zobaczyć jego
aurę. Jest czarna – wyszeptała obserwując Nicholasa z mieszanką przerażenia i
fascynacji.
- Czarna? Mio Dio – powiedział Alvise, wracając do
swojego ojczystego włoskiego. – Czy on jest Elementalem? Przypomina mi ogień.
- Ach. Często to
powtarza. Jestem ogniem. – Niall udawał głęboki głos Nicholasa. – Lubi straszyć
ludzi. Bardzo to lubi. Prawdopodobnie odziedziczył to po swoim ojcu. Jest synem
Króla Cieni.
- Jest kim? – Alvise
zatrzymał się gwałtownie. Sean słysząc ostatnie słowa Nialla, odwrócił się
szybko i posłał mu ostrzegawcze spojrzenie.
- Santo cielo! – Załkała Micol przykładając ręce do twarzy. –
Czytałam historię o Królu Cieni. Myślałam, że to tylko legenda…
Niall położył dłonie na
ramionach Alvise i Micol, delikatnie popychając ich do przodu.
- Mój dziadek również
opowiadał mi o nim historie. I on jest prawdziwy. W każdym razie Nicholas jest
po naszej stronie. A przynajmniej w to wierzymy.
Alvise przeczesał swoje
biało-blond włosy.
- I wy mu ufacie?
- Nie, ja nie. Nikt z
nas. Ale nie mamy wyboru. Nie wiem jak dużo wiesz o tym, co się działo…
- Nie wiele. Tylko tyle,
że jesteśmy zabijani jeden po drugim i że wszystkie łącza komunikacyjne między
nami wydają się być zamknięte. Jesteśmy bardzo odizolowani. Wiemy, że Sabha
współpracują z Surari, z jakiegoś dziwnego powodu. A wszyscy nasi strażnicy są
martwi.
- Surari nie zachowują
się według ich własnej woli. To Król Cieni stoi za nimi. Sprawił, byśmy
wierzyli, że nie istnieje, że był tylko złą bajką do straszenia dzieci. Ale o
to jesteśmy. Albo my zniszczymy Króla Cieni albo to wszystko się skończony.
- Więc to dlatego moja
siostra mnie tu wysłała. Bym pomógł wam z tą misją.
Niall wzruszył ramionami.
- Zawsze przyda się
dodatkowa para rąk do pracy.
- Merda – powiedział Alvise plując zdegustowany na ziemię.
Niall odchrząknął nie
pewien jak powinien na to zareagować.
- W każdym razie –
kontynuował – ten Nosferatu zwrócił się przeciwko swemu ojcu. Zabiera nas do
niego. Dzięki temu dostaliśmy się do Świata Cieni… on nas wpuścił. On żałuje.
- Żałuje, tak?
- Więc my wierzymy.
Musimy wierzyć. Król Cieni ukarał go za jego zdradę i odebrał mu wzrok.
Powinieneś go wtedy widzieć… Nigdy nie widziałem, by ktoś tak cierpiał… i mam
nadzieję, że już więcej nie zobaczę.
- Więc on nienawidzi
swojego ojca i prowadzi was do niego.
- Tak. Nikt nie wie gdzie
znaleźć Króla Cieni. Mój przyjaciel Mike i ja… - drgnął jak za każdym razem,
gdy mówił o Mike’u. Wziął głęboki oddech. Mike Prudhomme, inny Strażnik
Midnightów obok Seana, został zabity w ostatecznej bitwie z Mermenem, która
miała miejsce parę tygodni temu na Islay. Nigdy nie zapomni jak umarł, ratując
Sarę od pewnej śmierci. Wiedział, dlaczego to zrobił, nie tylko dla Sary, ale
jako jego ostatni dowód oddania Sekretnym rodzinom i światu. Mike był
najbardziej bezinteresowną osobą, jaką kiedykolwiek poznał i jego najlepszym
przyjacielem. Serce Nialla drżało.
- Mike był Strażnikiem i
został zabity. W każdym razie, w raz z nim po części zgadywaliśmy, że Król
Cieni znajduje się gdzieś we Wschodniej Europie, ale nigdy byśmy go nie
znaleźli gdyby nie Nicholas. Nigdy nie weszlibyśmy do Świata Cieni. Nie wiem
jak to zrobiłeś… Nicholas powiedział, że nikt nie może wejść, jeśli mu nie zezwolono.
Cień bólu przepłynął po
przystojnej twarzy Alvise’a.
- Moce mojej siostry są
tajemnicą. Gdyby tylko nie musiała za nie płacić tak strasznej ceny.
- Słyszałem o mocach
Lucrezi. Ile ona teraz ma lat?
- Szesnaście. Tyle co ja
– Micol odpowiedziała za Alvise’a, krzywiąc się. Kłopotliwe położenie Lucrezi
sprawiało, że była zła, zdenerwowana, naprawdę. Nie wiedziała, na kogo
dokładnie była zła, więc za wszystko, co się działo obwiniała rodzinę
Vendraminów.
- Ty masz piętnaście –
powiedział Alvise. – Jesteś dzieckiem, lekkomyślnym dzieckiem.
- Za dwa dni będę miała
szesnaście!
Alvise ją zignorował.
Jego twarz była ciemna.
- Lucrezia ma się bardzo
źle. Od paru lat wszystko, co robi to śni. Odkąd Sabha zrobili jej to, co jej
zrobili…
Micol studiowała Alvise’a
z bliska.
- Co masz na myśli? Jak…
Co Sabha zrobili? Skrzywdzili ją?
- To sprawy mojej rodziny.
- Ale…
- Micol, powiedziałem, że
to sprawy mojej rodziny.
- Trzymacie ją w pałacu.
Trzymacie ją śpiącą, jak więźnia! – Syknęła Micol. – Zupełnie jak więziliście
mnie!
- Nie masz pojęcia, o
czym mówisz! – Krzyknął Alvise. – Moja siostra umarłaby, gdyby zobaczyła
światło. A co do ciebie, to po prostu próbujemy ocalić twoje krwawe życie!
- Tak racja.
Potrzebujecie jej! Trzymacie ją w środku, bo potrzebujecie żeby dla was śniła!
- Nie zamierzam nawet na
to odpowiadać Micol – powiedział Alvise. – Nie wiesz nic o mnie. Nie wiesz nic
o nas.
Choć przez chwilę, Micol
była cicho. Ból w oczach Alvise’a był namacalny. Wiedziała, że posunęła się za
daleko.
- Przepraszam –
wyszeptała. Ale przerwał jej krótko.
- Powiedz mi Niall. Co z
innymi? Kim oni są?
- To jest Sara Midnight z
rodziny Midnightów. Są Szkotami. Nie trzymają się z innymi…
- Słyszałem o nich.
- Słyszałeś? Myślałem, że
prawie nikt na kontynencie nie wiedział o ich istnieniu.
Alvise obserwował Sarę,
gdy szła. Była uderzająco piękna z tymi niekończącymi się, kruczoczarnymi
włosami i smukłym ciałem, zdystansowana i cicha, jak ktoś, kto ma dużo sekretów
i dużo na głowie.
- Ktoś mi kiedyś o niej
wspomniał. Jakie są jej moce?
- Jest śniącą. Potrafi
rozpuszczać demony rękoma… Czarną Wodą, tak to nazywa. Także jej oczy są
zabójcze, jeśli tego chce.
- Więc lepiej być z nią
po tej samej stronie – zażartował Alvise, ale w jego żarcie krył się cień
prawdy. – Blondynka?
- To Elodie Brun,
dziedziczka z rodziny Brunów. Jej moce są naprawdę niesamowite. – Powiedział
Niall z prawdziwym podziwem. – Jest medium, czuję rzeczy zanim się wydarzą i
zabija demony swoim trującym oddechem. Raz miałem okazję odebrać od niej taki
pocałunek i mogę powiedzieć, że nie było to zabawne. Przypuszczam, że ty też
jesteś dziedziczką – kontynuował Niall zwracając się do Micol.
- Tak. Jestem dziedziczką
rodziny Falco. Mój brat i ja jesteśmy ostatnimi z Falco.
Niall starał się jak
potrafił, by ukryć zdziwienie i przerażenia słysząc nazwisko Micol. Kontynuował
drogę, próbując utrzymać swą twarz bez wyrazu. Sean i Sara na szczęście jej nie
usłyszeli.
Może to tylko zbieg okoliczności.
Może to inna gałąź tej samej rodziny.
- Jak się nazywa twój
brat?
- Tancredi Falco –
odpowiedziała, a Niall poczuł, że mu niedobrze. To nie był zbieg okoliczności.
Nie była to inna gałąź rodziny. Brat Micol był chłopakiem, którego przed chwilą
zabili. Tym, który chciał zabić Sarę.
- Miałam innego brata,
Ranieriego, ale jest teraz martwy. Azasti go zabiła. Tancrediego nie było ze
mną w Wenecji, kiedy to się stało. Opuścił nas. Powiedział, że nie może
zdradzić mi gdzie się wybiera, że nie chce bym wiedziała. Nie chce bym za nim
poszła i zginęła.
- Mi powiedział gdzie się
wybiera – odezwał się Alvise z ciężkim wyrazem twarzy.
- Co? Powiedział ci, a ty
nigdy nic mi nie powiedziałeś? – Krzyknęła Micol. – On jest moim bratem.
- Azasti dostała się do
jego głowy. Zwariował. To co mówił nie miało sensu.
- Mój brat nie jest
szalony! – Wrzasnęła Micol, wielokolorowe światła pojawiły się na końcówkach
jej palców i wokół jej ostrzyżonej głowy. Micol dalej mówiła o jej bracie w
czasie teraźniejszym, zauważył ze smutkiem Niall. Oczywiście, że tak.
- O cokolwiek się
kłócicie, możecie zachować to na później? – Zawołał Sean. – Musimy iść dalej.
Niall wtajemniczyłeś ich?
- Tak. Sean muszę z Tobą
zamienić słowo.
Ale było już za późno. Głos
Alvise’a rozbrzmiał czysto, tak by każdy mógł go usłyszeć.
- Słuchaj, Tancredi
powiedział, że musi znaleźć i zabić Sarę Midnight. To on mi o niej wspomniał. Powiedział,
że zamierza zniszczyć świat, czy coś takiego. Same bzdury.
Nagle wszyscy zatrzymali
się jednocześnie.
- Mój brat chciał zabić
Sarę? – Zapytała Micol. – Dlaczego?
Sara poczuła, że zamiera
jej serce. Teraz musiała stawić czoła konsekwencjom tego, co zrobiła.
Jakie były szanse?
- Jesteś siostrą
Tancrediego? – Sara stała naprzeciwko Micol.
- Tak. Wiesz gdzie on
jest? Widziałaś go?
- Ja go zabiłam –
powiedziała Sara. Zaskakująco łatwo było to powiedzieć. I szybko zamieniło się
w fantazję, by wziąć nóż i wbić go we własną skórę, jako karę za to, co
zrobiła.
Chwila przerwy gwałtowny
wdech.
- Co? – Wyszeptała Micol.
- Zabiłam go,
przepraszam.
Micol była w szoku,
upiornie spokojna.
- Tancredi jest martwy –
powiedziała tak jakby chciała otoczyć swą głowę tą straszliwą prawdą. –
Dlaczego zabiłaś mojego brata?
Gniew ponownie zapłonął w
Sarze.
- Ponieważ chciał mi
poderżnąć gardło, Micol. Próbował to zrobić i prawie mu się udało. Co ty byś
zrobiła?
- Dlaczego? Dlaczego
chciał cię zabić?
- Był przekonany, że
pomogę Surari. Królowi Cieni.
I wtedy nadeszły łzy,
popłynęły ciepłe z oczu Micol, oddychała ciężko. Nagle zaczęła wyglądać jak opuszczone
dziecko, którym była. Serce Sary krwawiło.
Nagle rysy twarzy
dziewczyny wykrzywiły się w gniewie.
- Musiał mieć rację! Mój
brat musiał mieć rację! Był dobrym człowiekiem, mądrym człowiekiem –
protestowała, jej głos przerywany był przez pochlipywanie.
- Tancredi miał w pewnym
sensie rację. Ten chłopak – Sara wskazała na Nicholasa – próbował przekonać
mnie, bym za niego wyszła. Bo był chorym draniem. Ale miałam szczęście.
Nicholas zobaczył światło – dodała sarkastycznie. Nicholas stał niedaleko, jego
niewidome oczy patrzyły tam skąd dochodziły głosy, wyraz jego twarzy nie
zmienił się. – Powiedziałam to Tancrediemu, ale mi nie uwierzył.
- To jest szalone. –
Alvise szybkim ruchem dotknął swojej głowy. – Tancredi był chory. Zwariował.
- Zwariował jeśli myślał,
że zamierzam poślubić demona – warknęła Sara. – Jak powiedziałam próbował mnie
zabić trzy razy. Ostatnim razem, poderżnęłam mu gardło.
Cisza.
- Był wszystkim co mi
zostało! – płakała Micol, a iskry wychodzące z jej palców stawały się bardziej
intensywne aż otoczyły ją całą jak płaszcz błyskawic. Jej krótkie włosy zjeżyły
się na głowie.
- O no proszę. Kolejny
Falco próbuje mnie zabić! – Powiedziała Sara, próbując ukryć swą winę i
porażkę. Do diabła zabiła brata tej dziewczyny. Zrobiła to. Nie demon. Nie
Nicholas. Ona. Mogła dać mu jeszcze jedną szansę, gdyby nie jej furia, jej
strach.
Ale zabiła go.
- Micol posłuchaj mnie.
Sara się broniła – zaczął Niall.
- Zrobiła to, co musiała
zrobić. Daj spokój – wtrącił Sean, jego okrutne słowa, wstrząsnęły nimi wszystkimi
do szpiku. Sean nie był bez serca, ale jakiekolwiek zagrożenie dla Sary, w jego
opinii, musiało być zniszczone, bez drugiej szansy.
- Zabiłaś wszystko, co
zostało z mojej rodziny! – Krzyknęła znów Micol.
- Kryć się! – Krzyknął
Alvise.
Nagle pojawił się
oślepiający blask, a las wybuchnął tęczą kolorów, śmiercionośne światło
wydobywało się z dłoni Micol.
- Nikt nie został – chlipała
Micol. Nastąpiło więcej wyładowań, gdy jej ciało wygięło się i napięło, by
wypuścić swą moc. Wyładowania uderzyły wszędzie wokół Micol w śmiercionośnym
okręgu.
Sara zanurkowała za
drzewa, jej ciało mówiło jej, co ma robić zanim jej umysł zdążył zarejestrować,
co się dzieje. Zapach spalenizny dostał się do jej nosa, gdy leżała na ziemi,
trzęsąc się z przerażenia. Wyjrzała zza drzew próbując ocenić, czy może wstać,
czy znów zostanie uderzona przez błyskawice Micol. Wtedy ujrzała Alvise’a
trzymającego Micol w ramionach. Dziewczynka była nieprzytomna, a plama krwi
pojawiła się na jej obojczyku i zmoczyła szal na czerwono. Zgubiła swoje baleriny,
a jej małe stopy wyglądały jak u dziecka.
Proszę pozwól jej żyć,
pomodliła się Sara i skoczyła na równe nogi. Szybko sprawdziła czy jej
przyjaciołom nic się nie stało. Nicholas i Elodie stali cali, ale Sean trzymał
swoje ramię z rozcięciem na czarnej kurtce. Niall krwawił z twarzy. Zaraz potem
dostrzegła ślady spalenia na trawie i drzewach wokół niej.
- Oddycha? – zapytała
Alvise’a. Jej głos drżał.
- Tak. Zaraz
oprzytomnieje.
- Przypuszczam, że muszę
ci podziękować.
- Nie dziękuj mi. Zrobiłem
to, bo ufam Niallowi, a Niall ufa tobie – odpowiedział Alvise. – Micol musi zaakceptować,
co się stało. Jej moce są naprawdę silne, ale szybko się zużywają. Mogłaś
skończyć zabijając ją.
Micol skomlała.
- Jak ją powstrzymałeś? –
zapytał Sean, krzywiąc się. Sara od razu pojawiła się u jego boku, trzymając
jego ramię. Jego rana, była tylko powierzchowna, ale wyglądała boleśnie.
Alvise wskazał na
strzałę, leżącą, wystrzeloną i zakrwawioną na ziemi. Dopiero wtedy zauważyli,
że ramiona Micol krwawią.
- Tylko ją drasnąłem –
powiedział.
- Możesz ją nieść? –
spytał Sean, krzywiąc się. – Musimy…
Ale nigdy nie skończył
zdania.
- Nadchodzą. – Głos
Elodie wzniósł się czysto i wyraźnie.
- Surari? – sgian-dubh Seana był błyskawicznie
gotowy.
Francuska przytaknęła.
- Kiedy?
- Teraz.
- W koło! Micol w środku!
– zdołał krzyknąć Sean i wtedy usłyszeli ryk.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz