26
Głos foki
Dzwonię do ciebie każdej nocy
W moich snach
Małe żółte światełka
tańczyły przed oczami Sary, jej głowa spoczywała na miękkim mchu. Pocieszający
taniec świateł wydawał się surrealistyczny w Świecie Cieni, ciasny i
intensywnie niebezpieczny. Sara poczuła małą iskierką radości, to było dziwne,
tak jakby to uczucie mogło nie należeć do niej. Nie mogło być jej, śmianie się
w ciemności. Cień uśmiechu zatańczył na jej ustach tylko przez parę sekund, ale
wciąż się liczył. Dziwne uczucie spokoju wypełniło ją. Pochodziło z jej
wnętrza, miejsca, o którym zapomniała. Przed jej zamkniętymi oczami pojawiły
się obrazy Seana, jego zapach, uczucie jego ramion oplatających ją, jego usta
na jej ustach, aż osunęła się w sen.
Natychmiast głos
rozbrzmiał w jej głowie, głos, którego nie znała. Słowa w obcym języku, a
później w Antycznym. Głos zaczął ją wołać, a serce Sary posmutniało we śnie –
chciała, by ten moment spokoju został z nią na zawsze, a nie zamienił się w
kolejny brutalny sen. Jęknęła w ciemności.
- Sara Midnight – zawołał
głos, a Sara znalazła się w pokoju zatopionym w złotym świetle, białe jedwabne
zasłony spływały wokół okien odsłaniając ozłocone morze. Było ciepło, tak ciepło,
podobało jej się to uczucie – była zmarznięta od niepamiętnego czasu. W
powietrzu unosił się znajomy zapach, ten sam zapach, co na Islay.
Wodorosty, to było to.
Woda, wodorosty i morze. I słońce, słońce wypełniające jej oczy, jej umysł i
jej duszę.
Pojawił się przed nią
kształt – długie włosy, opływająca suknia w kształcie dziewczyny. Jej serce
zabiło przez chwilę szybciej. Miała
kiedyś wizję jej matki przed śmiercią i w tej wizji Anna miał długie czarne
włosy opadające na ramiona i nosiła długą koszulę nocną. Czy to była ona? Czy
jej matka wróciła, by pomóc jej jeszcze raz?
- Mama? – wyszeptała.
- Nie, przykro mi –
powiedziała postać po angielsku. Miała młody głos, prawie dziecięcy. – Nie
jestem twoją mamą. Ja za moją również tęsknię. – Gdy tylko skończyła zdanie,
dziewczynka zaczęła znów szeptać słowa w Antycznym Języku.
Gdy oczy Sary dostosowały
się do złotego światła, mogła rozróżnić twarz dziewczyny, jej ciało. Blond
włosy, prawie białe, zwisały jej do ramion, jasnobłękitne oczy wpatrywały się w
nią. Miała na sobie długą, błękitną sukienkę z mieniącego się jedwabiu. Jej
ręce były chude i białe. Czy była człowiekiem? Duchem? Z pewnością nie była
Surari. I wtedy jej zapach uderzył nozdrza Sary, bardziej niż zapach morza.
Lilie, słodkie z nutką zgnilizny, jak bukiet kwiatów zostawiony, na zbyt długo
w cieple.
- Winter jest Turaj. Jest
bezpieczna – powiedziała dziewczynka. Jej słowom towarzyszyło dziwne echo, tak
jakby docierały z daleka.
- Winter! Powtórzyła Sara.
– Co masz na myśli mówiąc „tutaj”? Gdzie jest „tutaj”?
- Pałac Vendraminów. Jest
bezpieczna i ma się dobrze.
Sara nie mogła powstrzymać
się od uśmiechu ulgi.
- Mam wiadomość dla
Alvise’a – kontynuowała dziewczynka. - Próbowałam go dosięgnąć, ale jesteś
jedynym Śniącym pośród was, wystarczająco silnym, by mnie usłyszeć. Powiedz mu,
że jego ojciec jest z niego dumny. Powiedz, że jego siostra, również jest z
niego dumna.
- Powiem mu.
- Winter chce byś
przekazała wiadomość Niallowi. Mówi, że wkrótce się zobaczą. Że wkrótce będą
pływać razem w morzu.
- Powiem mu. – Ponownie
przytaknęła.
- Posłuchaj mnie, Sara.
Widziałam twoją drogę. Twoje przeznaczenie się przygotowuje. Musisz być gotowa…
Och…
- Co się dzieje? Wszystko
w porządku? – Sara postąpiła krok w kierunku dziewczynki i złapała ją.
- Nie! Lasciami andare! – krzyknęła błagalnym tonem
i przycisnęła swoje długie cienkie palce do skroni. Sara nie miała pojęcia, co
powiedziała, ale mogła dostrzec, że dziewczynka jest w rozpaczy. Wyciągnęła
ręce, by dosięgnąć dziewczynki, ale zamiast napotkać ciepłe ciało, nie poczuła
nic. Dłonie Sary przeszły przez ciało dziewczynki, tak jakby ta była duchem.
Tak jakby wcale jej tam nie było.
- On chce cię. Potrzebuje
cię, Sara. Nie pozwól mu cię wziąć! – Jej słowa zginęły w złotym blasku, który
oślepił Sarę i wyciszył wszystkie dźwięki.
Obudziła się z wstrząsem,
otwierając oczy na noc w Świecie Cieni, ktoś ją wołał.
- Sara!
- Sean? – mrugała chwilę,
odnajdując siebie i wtedy przypomniała sobie wiadomość, jaką miała do
przekazania. – Niall! Gdzie on jest? Niall!
- Co… czekaj – powiedział
Sean i pogrzebał w swoim śpiworze. Znalazł latarkę, zapalił ją, oświetlając
swoich śpiących przyjaciół, aż wiązka światła oświetliła Nialla. Sara podążyła
za światłem na kolanach, aż dotarła na tyle blisko, by móc wyszeptać mu do
ucha.
- Niall…
- Tak! Surrari? – usiadł
prosto z natychmiast obnażonym ostrzem.
- Szaa! Nie, żadnego
ataku. Miałam sen. Musiałam ci powiedzieć! Winter ma się dobrze – powiedziała.
- Winter? – wyszeptał.
- Dziewczynka powiedziała
mi, że Winter jest z nią w miejscu zwanym… Vendramin? To dom Alvise’a czy nie?
- Vendramin? – odezwał się
śpiący głos obok nich. Alvise. – O co chodzi?
- Sara śniła o Winter –
zaczął Niall.
- Nie do końca. Śniła mi
się dziewczynka…
Alvise spojrzał na nią w
blasku latarek.
- Dziewczynka? Jak
wyglądała?
- Miała długie blond
włosy, jak twoje. Była bardzo chuda i szeptała.
- Lucrezia. To moja
siostra Lucrezia. – odpowiedział Alvise głosem pełnym emocji. – Miała się
dobrze?
- Tak mi się wydawało.
Powiedziała mi, że Winter jest z nimi i jest bezpieczna, że chce, żebyś to
wiedział – powiedziała Niallowi. Niall oddychał ciężko. Sara mogła dostrzec
emocje na jego twarzy, jak zmieniające się kolory w kalejdoskopie – nadzieja,
ulga, strach i tęsknota, tęsknota, którą Sara mogła sobie tylko wyobrazić. Ona
i Sean byli rozdzieleni przez ścianę zbudowaną z wiary i lojalności, ale
przynajmniej fizycznie byli razem.
- Powiedziała, że Winter
ma się dobrze? – powtórzył powoli Niall.
-Tak. Chciała żebyś to
wiedział. Lucrezia próbowała cię dosięgnąć, ale nie mogła, więc powiedziała mi.
- Dzięki Bogu! – Niall
zakrył twarz dłońmi i oparł się o drzewo. – Dzięki Bogu – powtórzył i stłumił
szloch unosząc palce, tak by Sara nie widziała, że płacze. Jeszcze niedawno,
byłby sparaliżowany przez swoje emocje i niepewny, co robić, ale przeszli razem
przez tak wiele, a ona dbała o niego bardziej, niż była skłonna to przyznać.
Nie potrafiła pomóc inaczej niż obejmując go ramionami, bez zawstydzenia.
- Wszystko jest dobrze.
Żyje i ma się dobrze. Wkrótce ją zobaczysz – zapewniła go.
Niallowi odebrało mowę.
Alvise położył dłoń na plecach Sary.
- Czy powiedziała coś
jeszcze? Lucrezia?
Sara uwolniła Nialla z
uścisku.
- Tak, w zasadzie –
odpowiedziała i poszukała wzrokiem Seana. – Powiedziała, że dostrzegła moją
ścieżkę, że moje przeznaczenie się przygotowuje i, że muszę być gotowa, ale…
została… odciągnięta w jakiś sposób. Tak, to było uczucie jakby jej umysł
został odciągnięty od mojego. Nie mogła powiedzieć mi nic więcej, ale
powiedziała, że wróci.
Twarz Seana była napięta,
jego czoło zmarszczone w zmartwieniu.
- Masz jakiś pomysł, co
mogła mieć na myśli?
- Nie. Alvise?
- Wszystko, co wiem, to to
że umysł mojej siostry… podróżuje. Wie dużo, mówi nam dużo. Musi wiedzieć, o czymś,
co powinnaś wiedzieć, Saro. Nie potrafię sobie wyobrazić, co mogło ją zmusić do
opuszczenia twojego umysłu. Nie słyszałem o nikim, kto byłby w stanie jej to
zrobić. Czy powiedziała cokolwiek jeszcze? Może po włosku, albo w Antycznym
języki?
- Szeptała w Antycznym
języku, ale wszystkie słowa były pomieszane. Przemówiła też po Włosku… coś jak
lasiami endaj? Coś takiego?
- Lasciami andare –powiedział Alvise.
- Co to znaczy?
- To znaczy „pozwól mi
odejść” – drobny głos dobiegł z za niego. Micol przecierała oczy. – Ktoś
powstrzymał ją od rozmowy z tobą.
- Powiedziała, że wróci –
wyszeptała Sara w półmrok, wiązka światła latarki lśniła na trawie pod jej
nogami.
Micol westchnęła w
ciemności.
- Jeżeli ten, który zabrał
ją dzisiaj, jej na to pozwoli.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz