piątek, 29 czerwca 2018

27. Dusza z kamienia


27

Dusza z kamienia


Kiedy powiedziałeś, że będziesz trzymał mą duszę bezpieczną
Miałeś na myśli, że nie będzie już moja

Niestabilny i zdezorientowany, najsłabszy odkąd jego ojciec użył na nim furii mózgu, Nicholas odszedł kilka kroków od grupy w środek nocy. Nie żeby robiło mu to jakąś różnicę, ciemność była jego stałym kompanem. Używał swoich pozostałych zmysłów do orientacji, chodząc z wyciągniętymi ramionami, by wyczuwać różne przeszkody, szorstką korę dębów i gałęzie przecinające się nad nim.  Mógł poczuć zapach nocy, zapach mrozu, drzew i wiatru na otwartym niebie, które jak pamiętał, było pokryte milionem gwiazd – było ich tak wiele, że wyglądały jak srebrny kurz. W Świecie Cieni nie było żadnych innych świateł, które zabierałyby im blask.
Już nigdy nie zobaczy rozgwieżdżonego nieba. Już nigdy nie zobaczy księżyca, pomyślał i ta świadomość uderzyła go tak jakby znów oberwał. Nie było czasu na ubolewanie nad utratą wzroku, nie, gdy reszta jego życia waliła się wokół, a był prawie pewien, że długo już nie pożyje, ale za każdym razem, gdy myślał o swojej stracie, jego serce krwawiło. Jego ojciec wybrał najokrutniejszą z kar.
W końcu poczuł, że jest wystarczająco daleko od grupy. Mógł porozmawiać w myślach z ojcem, ale zawsze wolał być wtedy sam, na wypadek gdyby coś, szept, grymas, go zdradziło. Zatrzymał się i nasłuchiwał przez chwilę. Żadna gałąź nie została złamana, żadnego dźwięku stąpania, tylko cicha pieśń wiatru na drzewach i nocne ptaki rozmawiające na gałęziach nad nim.
Nadszedł czas.
Próbując ignorować głęboki strach, który łapał go za każdym razem, gdy musiał pomówić z ojcem, instynkt każący mu krzyczeć, biec i walczyć z intruzem w jego głowie, w jego myślach, Nicholas zawołał go. Poczuł kroplę potu na skroni, która natychmiast zamarzła na jego skórze.
- Ojcze. Jestem tutaj.
Nicholas.
Na dźwięku głosu Króla Cieni, wściekłość wypełniła umysł Nicholasa. Dziesiątki ran zadanych przez demony-pijawaki wciąż pulsowały na całym jego ciele.
- Dlaczego pozwoliłeś im to zrobić? Zostałem prawie wyssany. Jeżeli umrę, jak zamierzasz ją sprowadzić w jednym kawałku?
Musimy sprawić, by uwierzyli, że wciąż jesteś po ich stronie.
Nicholas potrząsnął głową. Nawet przez chwilę mu nie wierzył. To nie był powód, dla którego jego ojciec pozwolił demonom-pijawkom pokryć jego ciało i wyssać jego krew. Zrobił to, bo podobało mu się jak jego syn cierpi. Cieszyło go doprowadzanie Nicholasa do granic i poza nie, wprowadzanie bólu do jego ciała i jego duszy, a Nicholas wiedział, dlaczego: bo Król Cieni chciał kompletnej, nieograniczonej władzy nad każdym wokół niego. Chciał zdominować Nicholasa, tak jak zdominował jego matkę i ostatecznie ją złamał.
Twarz jego matki pojawiła się przed jego ślepymi oczami – czarna grzywka, słodkie czarne oczy, głos, który uspokajał go jak żaden inny. Na imię miała Ekaterina Krol, była młoda i niewinna, gdy jego ojciec ją wykorzystał. Mieszał jej w myślach, tak jak Nicholas mieszał Sarze i przekonał ją, by za niego wyszła, urodziła mu dziecko – Nicholasa. Do czasu narodzin dziecka, Król Cieni, pokazał swoją prawdziwą naturę, a Ekaterina bała się go i nienawidziła go z całych swoich sił. Gdy Nicholas miał zaledwie parę dni, jego ojciec zabrał go od niej i wrócił do Świata Cieni. Nie miała wyboru musiała podążyć za nim. Nie mogła być z dala od swojego syna. Gdy lata mijały, Ekaterina została zmuszona do porzucenia swojego ciała, aby przybrać wygląd władców podziemia. Jej duch mógł opuszczać posiadłość Króla Cieni każdego lata, a ona błądziła po świecie ludzi, niezdolna by dotykać, czuć, zmuszona, by zawsze wracać do ciemności, Ekaterina powoli straciła wolę życia.
I wtedy nadszedł ostatni cios. Nicholas poznał miłość swojego życia, Martynę. Ekaterina błagała go, by nie słuchał swojego ojca, żeby nie mieszał Martynie w głowie, żeby pozwolił jej być sobą, ale Nicholas nie mógł sprzeciwić się woli ojca. Żeby mieć ją całkowicie pod swoją kontrolą, spalili jej rodzinę żywcem w ciągu jednej nocy, a Martyna się utopiła. Tego dnia, Nicholas włamał się do Ekateriny i wypuścił jej ducha. Ostateczną decyzją było pozbawienie jej życia. Matka i syn zostali zniszczeni.
Nicholas często zastanawiał się, co by się stało, gdyby odmówił ojcu. Być może obie, matka i Martyna wciąż by żyły. Był odpowiedzialny za ich śmierć. Zabił dwie osoby, które kochał najbardziej.
Nowa fala gniewu spłynęła po nim, ale szybko ją zdusił. Nie mógł pozwolić, by jego ojciec usłyszał tę myśli.
Jeżeli zrobisz tak jak ci każę, mój synu, będziesz mógł wrócić. Tak jakby nic się nie wydarzyło. Zostaniesz oszczędzony.
Nicholas zacisnął powieki w próbie wyrzucenia ojca z swojej świadomości.
- Będę za to wdzięczny, Ojcze – zmusił się by powiedzieć.
- Nicholas? – dobiegł go głos z za niego. Podskoczył. To była Elodie. Jej dłoń spoczęła delikatnie na jego ramieniu, jak chłodne ubranie na rozgrzanej skórze.
- Przepraszam, nie chciałam cię przestraszyć. Co tu robisz?
Nicholas szukał w głowie wymówki.
- Cóż, wiesz, że nie śpię. Siedzenie tak długo w jednym miejscu, doprowadza mnie do szału. Jak ty się czujesz?
Wydawało się, że zaakceptowała jego wyjaśnienie. Psychiczne moce Elodie nie były na tyle silne, by przebić ściany wokół jego myśli.
- Lepiej – skłamała – jest coś, co muszę ci powiedzieć, coś co od dawna chciałam ci pokazać.
- Co to?
- To – odpowiedziała i wyjęła mały opal z jej kieszeni. Znalazła go w jego plecaku jeszcze w Midnight Hall, tego dnia, gdy jego ojciec po raz pierwszy uderzył go furią mózgu. Teraz wsunęła go w dłoń Nicholasa. Nicholas wyczuł kamień palcami – gładki, zimny. Błysk bieli pojawił się w jego głowie, mimo że nie mógł już widzieć kolorów, wiedział, co trzyma.
- To nie jest zwykły kamień – kontynuowała Elodie. – Nie wiem. Wyczuwam coś w jego wnętrzu. Ale jest… zamknięty. Ciężko to wyjaśnić.
Oczy mu się rozszerzyły, gdy przypomniał sobie, co zawiera kamień, ale zachował nad sobą kontrolę i przytaknął.
- To tylko kamień, którego używam do zaklęć. Dziękuję – powiedział i wsunął go do swojej kieszeni. To uczyni wszystko łatwiejsze, pomyślał, gdy nadjedzie właściwy moment.
W tym momencie odległy grzmot wypełnił niebo. Elodie rozejrzała się i zobaczyła kolumny świateł w ciemności, za drzewami.
- Nicholas, wydaję mi się, że jestem chora – wyszeptała nagle, jej delikatny francuski akcent, był bardziej wyraźny jak zawsze, gdy była smutna. Pauza. Serce Nicholasa krwawiło cicho, w sposób jaki myślał, że już nie może krwawić.
- Wiedziałam już od jakiegoś czasu, ale nie chciałam w to uwierzyć. Niebieskie paznokcie… zmęczenie… i krwawienia, które nie ustają. – Nicholas wciąż mógł dostrzec blizny po pijawkach, które wgryzły się w jej ciało, niektóre wciąż krwawiły. Gdy przemówiła ponownie. Głos zmienił się w szept. – To Azasti.
- Wiem.
Nagle, zaczęła płakać, ciche łzy spływały jej po twarzy. Tam w ciemności, pośród latających świetlików jej myśli przepływały pomiędzy tańcem owadów, a śmiercią. Jak długo żyją świetliki, zapytała się zmieszana. Jedną noc, a później ich światło odchodzi na zawsze?
To wszystko było takie trudne. Dużo trudniej naprawdę zostawić życie za sobą, niż po prostu czuć, że chce się to zrobić. Kiedy umarł Harry, była pewna, że ona również chce zakończyć swe życie, ale teraz kiedy koniec był blisko, Elodie miała nadzieję na drugą szansę. Najtrudniejsze było to, że wiedziała, że nie do niej należy wybór, nie miała władzy nad gniciem jej krwi i żadnego sposobu, by je zatrzymać.
- Nicholas, boję się. – Wymamrotała.
- To też wiem – odpowiedział.
Kiedy kończyny zamarzają, nie bolą. Ból zaczyna się, gdy się rozmrażają. Takie uczucie miał Nicholas w sersu, gdy poznał Sarę i uwierzył, że może postawić się ojcu. Czuł jakby ponownie odradzał się do życia, bolało jak diabli. Położył dłoń na talii Elodie i przyciągnął ją do siebie.  Pachniała słodko, za słodko, jak więdnące kwiaty. Ponownie, odległy grzmot rozgrzmiał im w uszach, a błysk pioruna rozjaśnił scenę. W nagłym świetle, Elodie chwyciła twarz Nicholasa, jego perfekcyjne rysy, jego oczy tak czarne, że źrenice łączyły się z tęczówką w jedność, perfekcyjną biel jego skóry. Twarda, mocna twarz jak u boga z antycznej cywilizacji. Ledwo sięgała mu do piersi, była mała. Postąpił krok w jej kierunku i oplótł ją rękoma. Elodie stężała na chwilę. To był człowiek-demon, który oszukał ich wszystkich, który zabił tak wiele dziedziców, wliczając w to jej męża. Był zły.
Ale został oślepiony, za odrzucenie tego zła i był jednym, który potrafił zrozumieć jak bardzo była smutna, samotna. Nikt inny tego nie potrafił. Ani Niall, ani Sara. Ani nawet Sean, związany z nią głęboką przyjaźnią, którą przez krótki moment źle odczytała jako miłość, nawet on nie mógł podążyć za nią, tam gdzie się udawała.
Nicholas sięgnął ręką do jej twarzy, drugą wciąż trzymał na jej talii. Zamknęła oczy, unosząc podbródek jak słonecznik, w kierunku światła.
- Chciałbym móc cię zobaczyć – wyszeptał, wyczuwając każdy cal jej rysów: jej czoło, jej policzki, jej usta. Jego ręce były gorące na jej skórze, prawie parzyły. Jak dużo czasu minęło odkąd ktoś dotykał ją w ten sposób? Ona również zrobiła krok naprzód, aż jej twarz spoczęła na jego piersi, a potem w jednym płynnym ruchu spletli się ze sobą.
Elodie przypomniała sobie jak w chwili absolutnej rozpaczy, poprosiła Nicholasa, o napuszczenie na nią swoich kruków, tak by pomogły jej zapomnieć. Zadrżała na wspomnienie jak bliska była śmierci. To był pierwszy raz, kiedy poczuła dziwną, mroczną więź z Nicholasem.
- Elodie – wymruczał jej do ucha i poczuła jego wargi muskające jej skórę.
- Jestem tutaj. Jestem tu z tobą – usłyszała swój głos.
Nagle ścisnął ją mocniej. Mógł ją zgnieść, mógł odebrać jej oddech, zakończyć to wszystko, bez dodatkowego cierpienia. Elodie nagle przerażona wyplątała się i zostawiła Nicholasa samego pośród burzy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz