sobota, 7 lipca 2018

28. W lustrze


28

W lustrze


Porzucone rzeczy i porzucone serca
Twoje włosy wciąż na srebrnej szczotce
Twoja historia wciąż klejnotem
Twoje łzy w srebrnym pudełku

Niebieskie błyskawice wciąż przecinały niebo, a grzmoty rozbrzmiewały w oddali, ale nie padał deszcz, a niebo wydawało się zbyt czyste jak na burze. W błyskawicach było coś nienaturalnego, ich odcień błękitu był zbyt żywy, zbyt silny, coś co nigdy nie mogłoby istnieć w świecie ludzi. Po raz kolejny Sara zastanawiała się jak Świat Cieni, który stworzył wszechświat wciąż działał pod jego powierzchnią. To co w świecie ludzi wydaje się wyblakłe, w Świecie Cieni było żywe i dzikie.
Burza wydawała się być ostrzeżeniem. Wiadomością.
- Czas ruszać – zawołał Nicholas.
Łatwo mu mówić pomyślał Niall, chory ze zmęczenia, wstał na nogi. Nie musi spać. Utrata krwi spowodowana atakiem pijawek odbiła się na nim. Za każdym razem, kiedy ruszał głową, świat tańczył mu przed oczami. Obrazy i myśli o Winter przychodziły do niego we śnie, na wpół torturując go, na wpół uspokajając.
- Wszystko w porządku? – zapytał Alvise, oferując mu pomocną dłoń.
- A jak, nigdy nie miałem się lepiej! – odpowiedział, ale jego głos był zmęczony. – A jak ty się masz tego pięknego poranka, Micol? – zapytał ciemnooką dziewczynę.
Micol wzruszyła ramionami, przeczesując ręką włosy.
- Zamarzam, ale i tak jest to lepsze niż tkwienie w Pałacu Vendraminów.
- W porządku. Dobrze widzieć kogoś, kto uważa, że szklanka jest w połowie pełna, jak zawsze mówię! – odpowiedział Niall. – Boże, chciałbym żebyśmy mieli jakieś whiskey…
- Na śniadanie? – Sara nie mogła powstrzymać uśmiechu. Jeżeli ktoś, kiedyś wywołał uśmiech na jej twarzy, był to Niall.
Irlandczyk wzruszył ramionami.
- Jest dobra na rozgrzewkę.
- Obawiam się, że to wszystko co mamy – powiedział Sean i rzucił mu paczkę herbatników. Ich prowiant malał w niepokojącym tempie; na szczęście w lesie było wiele studni i sadzawek, z których mogli czerpać wodę, chociaż Sean nieustannie martwił się, co się w nich kryje. I co mogą pić razem z wodą.
Zaczęli pakować śpiwory, różowe światło świtu obiecywało spektakularny widok poprzez gmatwaninę gałęzi.
- Za parę godzin powinniśmy dotrzeć do strumienia – wtrącił Nicholas.  – Zaraz za nim znajduje się mój zamek.
- Twój zamek? – zapytał Sean. – Jak to możliwe? Masz zamek w Świecie Cieni?
- Pierwszy raz o tym słyszymy – dodała Sara, krzyżując ręce.
- Mieszkałem tam dawno temu. Już nie mieszkam – powiedział z gorzką, bolesną nutą w głosie. Sara zastanawiała się czy Nicholas wzniósł zamek dla Martyny albo czy mieszkał w nim z nią, ale zrobiła to bez emocji. Nie darzyła Nicholasa sympatią, mimo wszystkiego przez co przeszedł. W jej sercu, nie pozostało dla niego nic, poza gniewem.
- Zbudowałem dwa zamki, po jednym w każdym świecie, tak by istniał w obu - wyjaśnił Nicholas.  – Zamek w świecie ludzi był odzwierciedleniem tego w Świecie Cieni. Został zniszczony parę wieków temu, ale ten tutaj przetrwał. Nie byłem w nim od czasu… Od dłuższego czasu. Możemy znaleźć tam schronienie na parę godzin.
Zwrócił twarz w kierunku Elodie, która stała obok niego, dotykając go lżej niż kiedykolwiek. Zawsze była u jego boku, zawsze go prowadziła, chroniła przed przeszkodami, których nie mógł widzieć. Wzrok Sary spoczął na białych, smukłych palcach Elodie, które dotykały ramienia Nicholasa i przez jej głowę przebiegła myśl, zbyt nieprzyjemna żeby została zrodzona.
Nie. Elodie była Sekretnym dziedzicem, w dodatku była na misji zniszczenia Króla Cieni, mężczyzny, który zabił Harry’ego. Nicholas był narzędziem w jej misji, Elodie robiła to, co musiała robić. Czy naprawdę szukał miejsca, w którym Elodie znajdzie chwilę wytchnienia, zastanawiała się Sara. Czy w jego czarnej duszy było miejsce na myślenie o innych?
Spojrzenie Seana spotkało Sary i zauważyła, że jego myśli idą tymi samymi ścieżkami.
- Słyszałaś przedtem o tym miejscu, Elodie? – zapytał. Był zaskoczony jak źle wygląda Francuska po ataku pijawek. Jej skóra była prawie przezroczysta, a jej delikatnie czekoladowe oczy obrysowane były na niebiesko. Jej silna wola była wszystkim, co pozwalało jej iść, bo jej ciało przegrywało. Nikt już nie mógł tego ignorować.
- Do tej pory nie – odpowiedziała.
- Co sądzisz?
Elodie posłała spojrzenie Nicholasowi. Parę razy zanim Sean zauważył, że na niego zerka. Tak w jej oczach wciąż czasem była nienawiść, ale coś jeszcze. Dziwna więź, która sprawiła, że Sean po raz kolejny zaczął się o nią martwić.
- Wydaje mi się, że jeżeli Nicholas chciałby zaprowadzić nas w pułapkę, już by to zrobił – powiedziała po prostu.
- Dobrze. Ale nie wiemy, kto zamieszkuję teraz w twoim zamku, Nicholasie. To miejsce musi roić się od Surrai. – Zauważył Sean.
- Jest szczelnie zamknięte. Magicznie. Nic nie może dostać się do środka. Wszędzie wokół są zaklęcia.  Wszystko zostało tak jak je zostawiłem ostatnim razem, przed wyjazdem do Szkocji.
By szukać mnie, pomyślała Sara, czując odrazę do szpiku kości. Przyjechać do Szkocji, spróbować zabrać mnie od wszystkiego i wszystkich, których znałam i sprawić bym była twoja. Nienawidzę cię, pomyślała z intensywnością, która ją przeraziła.
- Jeżeli to pułapka, Nicholasie. Przysięgam, że wydłubię ci oczy – powiedziała chłodno Sara. Uwierzył jej.

Odeszli, a ciemność wokół nich rozrzedzała się powoli, jak atrament zanurzony w wodzie.
- Alvise. Patrz – wyszeptała Micol, podnosząc głowę. Niebo płonęło, jasno różowe promienie wschodzącego słońca oświetlały korony drzew. – Widziałeś kiedyś coś tak pięknego?
Alvise potrząsnął głową.
- Jest niesamowite – powiedział. – Szkoda, że mamy marne szanse żeby zobaczyć zachód – powiedział.
- To miejsce istnieje równolegle z naszym światem i nie mieliśmy o tym pojęcia.
- Zastanawiam się, czy ktoś inny o nim wie – odpowiedział Alvise. – Na pewno Sabha…
- Muszą wiedzieć. Moja babcia opowiadała nam historię… mi i moim braciom. Była o Sekretnym dziedzicu, dawno temu, który zbuntował się przeciwko swojej rodzinie. Jego ojciec nie miał serca go zabić, ale wysłał go daleko do Innego Świata. Zastanawiałam się, czym był ten „inny świat”…
- Wydaje mi się, że kiedyś wszyscy Sekretni dziedzice wiedzieli o Świecie Cieni i Królu Cieni, ale pamięć o nim zaginęła z czasem.
- Król Cieni chciał, byśmy o nim zapomnieli – wymamrotała Micol, patrząc na wysokiego, białoskórego pół-mężczyznę, pół-demona, który szedł przed nią, jego czarna aura wirowała wokół niego jak klątwa. Próbowała iść dalej patrząc w niebo, rozkoszując się pięknością. W Świecie Cieni wszystko wydawało się być ostrzejsze, bardziej żywe - był to świat nieokiełznany, pradawny, surowy, tak czarujący jak przerażający.
- Skończysz uderzając się w drzewo – powiedział Alvise, uśmiechając się. – Chodź – powiedział i wziął ją za rękę.
Ich buty nie wydawały prawie żadnego dźwięku na miękkim mchu. Krzyki budzących się ptaków i bestii były jedynym dźwiękiem. Niektóre z nich były Surari, pomyślał Sean, zaciskając dłoń na swoim sgian-dubhie. Nigdy go nie puszczał, nieważne czy był dzień czy noc. Sztylet, który należał do Jamesa Midnighta, ojca Sary, stał się przedłużeniem jego ciała.
Lustrował wzrokiem swoich przyjaciół: Alvise wyglądał na silnego, nieustraszonego, szedł prosto z zaskakującą pewnością siebie, biorąc pod uwagę, że Włoch został rzucony do Świata Cieni, bez żadnego ostrzeżenia czy wskazówki, co się wydarzy. Micol wyglądała młodo, szła z twarzą w różowych promieniach słońca jak oczarowana mała dziewczynka. Nie mógł uwierzyć, że naprawdę miała 16 lat przez jej małe, smukłe ciało i dziecięcą twarz. Ale jednak, widział ukrytą w niej moc. Sean po cichu podziękował swojej szczęśliwej gwieździe, że przysłano ich na pomoc nawet, jeśli przyjazd Micol był tak brzemienny.
Wzrok Seana przesunął się na Nialla. Wydawał się wracać po trochu do zdrowia, po ataku demonów pijawek, na policzkach pojawiło się trochę kolorów i szedł stabilnie. Sean podejrzewał, że pomysł przekroczenia strumienia dodał mu sił.
A za nim, cicha, zdeterminowana, z włosami związanymi w warkocz i twarzą wpatrzoną w świt była Sara.
Sara.
Dlaczego miłość zawsze musiała iść w parze z okropnością? Przynajmniej tak się wydawało patrząc na jego życie. Za każdym razem, kiedy patrzył na Sarę, Sean czuł się chory ze strachu o nią.
Tak bardzo ją kocham.
To nie dobrze kochać kogoś tak mocno – kogokolwiek – jak ja ją kocham, ­nie mógł powstrzymać się przed myśleniem, tak jakby jego uczucia do niej były pechem. Bo każdego kogo przedtem kochał, stracił.
Sara złapała go na tym, że na nią patrzy.
- Masz się dobrze?
- Tak. Tak mam się dobrze – odpowiedział. Nadszedł czas otrząsnąć się z myśli. – Strumień, do którego zdążamy. Czy jest głęboki? – zapytał nagle Nicholasa. – Możemy go obejść?
- Tak jest głęboki i nie, nie możemy go obejść. Czy każdy potrafi pływać?
- Trochę – powiedział Niall uśmiechając się. Świadomość znajdowania się ponownie blisko wody, podniosła go na duchu.
- Nie lubię pływać, ale umiem chodzić po wodzie – powiedziała rzeczowo Micol.
- Dobrze dla ciebie, dziewczyno! - Wykrzyknął Niall, a Micol wykrzywiła się do niego, myśląc, że robi sobie z niej żarty. Czy ktokolwiek mógłby wziąć ją na poważnie? Ale Niall był szczery w swoim podziwie. Jako dziecko morza, czuł więź z każdym, kogo moc była powiązana z wodą.
- Później będziemy zamarzać – powiedziała Elodie.
- W zamku będziemy mogli rozpalić ogień – odpowiedział łagodnie Nicholas. – Będziesz mogła trochę odpocząć.
- Mam się dobrze – odcięła się Elodie. Nie chciała zwracać na siebie uwagi. Nie chciała być ciężarem podczas ich misji. Przygotowała się, będzie po prostu ignorować krwawiące rany i dręczące ją sny. Może być płomieniem, który ma zgasnąć, ale spali Króla Cieni za nim to wszystko się skończy.
Słońce wzeszło, a gdy ostatnie różowe promienie znikły, znów rozpoczęły się błyskawice, niebieskie błyski przerywane przez grzmoty.
Ostrzeżenie pomyślała, znów Sara. I może znak, że się zbliżali. Szła koło Seana i dotknęła delikatnie jego ręki, by pokazać mu, że muszą pogadać.
- Co sądzisz o tym zamku? – powiedziała cicho.
Sean skrzywił się.
- Nie ufam mu i nigdy nie zaufam. Ale chcę żeby Elodie trochę odpoczęła, a jeżeli może się ogrzać i spędzić choć jedną noc w łóżku…
Sara przytaknęła. Wzięła wdech i przygotowała się do rozmowy, którą musieli odbyć. Nie było łatwo poruszyć tego tematu z Seanem.
- Sean… Martwię się o Elodie. To znaczy, poza jej zdrowiem. Obawiam się czy Nicholas nie miesza jej w myślach, tak jak to robił mnie. Że to wszystko gra, że wciąż szuka żony i mnie zamienił na Elodie.
Sean zamarł.
- To nie może być prawda. Pamiętasz, co powiedział, że wybrał ciebie, bo masz silną krew? Krew Elodie jest… zarażona. – Walczył ze sobą, by znaleźć to słowo. Ścisnęło go w piersi na myśl o jego przyjaciółce, tak chorej, tak bezbronnej.
- Więc jeżeli miesza jej w głowie, musi mieć ku temu inny powód. Inny plan.
- Kiedy robił to tobie, byłaś jak za mgłą. Za każdym razem, gdy był blisko, twoje oczy szkliły się jakbyś była pijana.
- Skąd to wiesz? Nie było cię tam. Odesłałam cię – powiedziała. Była wściekła z powodu jego kłamstwa. Ale jak mogłaby kiedykolwiek żyć bez Seana?
Jak żyć bez światła, na zawsze.
Sean uśmiechnął się.
- Nigdy cię nie zostawiłem, Saro. Obserwowałem cię dzień i noc. Po prostu mnie nie widziałaś.
Kocham cię, pomyślała i po raz kolejny, chciała żeby byli sami, żeby mogła wypowiedzieć te słowa na głos. Żeby mogli odnaleźć swoje ciała i być blisko. Przez moment milczeli.
- Zamierzam poprosić Nialla żeby zajął jej miejsce – powiedział w końcu Sean. – To znaczy, żeby prowadził Nicholasa zamiast Elodie. Zrobią jak powiem.
Sara uniosła brew.
- Niall być może, ale Elodie zrobi jak mówisz? Ona sama o sobie decyduje, wiesz o tym.
- Ty zawsze robisz tak jak mówię – powiedział z złośliwym uśmiechem w oczach. – Nie mogłabyś marzyć o nieposłuszeństwie wobec mnie.
Sara zaśmiała się.
- Oczywiście. W twoich snach. Nikt nie mówi mi, co mam robić, Sean.
- Zauważyłem.
- Ale jeżeli powiesz „proszę”. Zrobię, co zechcesz – ruszyła naprzód, ale obejrzała się za siebie z spojrzeniem, które sprawiło, że serce Seana zabiło szybciej.

Wkrótce usłyszeli dźwięk płynącej wody. Strumień zaczynał się za drzewami, między lasem a wodą znajdowała się tylko wąska wiązka kamyków. W świecie ludzie nie było już tak silnych, gęstych lasów jak w Świecie Cieni. Był piękny i niebezpieczny. I nieprzystosowany dla ludzi.
Sara kucnęła i dotknęła wody. Była zimna, ale nie lodowata, pieniła się. Niecałe sto metrów dalej znajdowała się mała tama z gałęzi i trzcin, która nieznacznie spowalniała wodę.
- Sean. Wszystko zamoknie – powiedziała z przerażeniem. Poza paroma puszkami nie mieli jedzenia. Nie mieli czasu polować ani zbierać. Musieliby głodować.
- Nie, nie zamoknie. Przeniosę wasze rzeczy – przerwała Micol. Przy zdziwionych spojrzeniach wszystkich zdjęła buty, chwyciła plecak Sary i weszła do wody, na wodę.
- Ostrożnie. Tam są rzeczy – upomniał ją Nicholas.
Ciało Micol pokryło się wyładowaniami, a strumień stał się wielokolorowy, płynęły po nim niebieskie, zielone, żółte i pomarańczowe fale. Patrzyli ze strachem jak Micol śmiało stawia jedną stopę za drugą, twarz miała skupioną jakby stanie na wodzie stanowiło wysiłek. Była drobną postacią otoczoną śmiercionośną tęczą na tle biegnącego strumienia. Woda zwiększała moc wyładowań Micol wokół niej. Nic nie mogłoby tego przeżyć pomyślała Sara. Żadna ryba, żadne wodne stworzenie, żaden demon. Jeden po drugim przeniosła plecaki ich wszystkich i stanęła na drugim brzegu.
- Zabiłam wszystko – zawołała ponad szumem wody i wskazała na parę martwych ryb pływających na powierzchni zaplątanych w trzciny.
- Cholera. Patrzcie na to – powiedział Niall. Podążyli za jego spojrzeniem do małej tamy. Coś jeszcze wypłynęło na powierzchnię, oprócz ryb. Do góry brzuchem pływały dwa dziwne ciała o grubej brązowawej skórze i szponiastych łapach z półotwartymi ustami, ukazujące ostre, śmiercionośne zęby. Niczym u krokodyla, ale mniejsze, dłuższe i cieńsze. Sarze wydawały się jeszcze dłuższe, jeszcze bardziej zabójcze. Przez kilka chwil trupy Surari leżały zaplątane w jeżyny i gałęzie, ukryte w wodzie, ich krawędzie kołysały się na powierzchni, a potem nurt wody pociągnął je w dół.
- Upiekłam je. Surari barbecue – Micol uśmiechnęła się triumfalnie.
Alvise spojrzał na nią z półuśmiechem. Ta dziewczynka trzyma swego, pomyślał z podziwem.
- Co? – powiedziała z wyzwaniem w oczach.
- Nic. Po prostu… jesteś niesamowita – powiedział. I tak uważał. Byli tak bardzo różni, ale wciąż Micol w jakiś sposób przypominała mu jego własną siostrę. W ich twarzach dostrzegał tą samą odwagę. Micol odwróciła wzrok, udając, że ją to nie obchodzi, ale obchodziło.
- Połowa z nas wchodzi do wody, połowa obserwuje. Nicholas, Elodie, Alvise. Wy pierwsi. Szybko! – rozkazał Sean. Pierwsza grupa weszła do wody. Jeden za drugim, płynęli tak szybko jak mogli, kiedy w dół popłynęły kolejne ciała tych przerażających demonów-krokodyli.
Gdy Elodie się zanurzyła po plecach spłynął jej dreszcz. Nie lubiła wody. Pamięć o tym, co stało się na Islay – demony-meduzy, które zaciągnęły ją do wody ich mackami i prawie ją utopiły, była zbyt blisko, by czuła się komfortowo. Winter uratowała jej wtedy życie, zaciągając ją na skały, gdzie znalazł ją Sean, kołysaną przez tą nagą, srebrnowłosą dziewczynę, która wyglądała jak zrodzona z fal.
Nicholas płynął na ślepo, ściskając dłoń Elodie. W jakiś sposób wydawał się wiedzieć dokładnie dokąd ma podążać, tak jakby pozostałe mu zmysły prowadziły go pod wodą. Alvise przyzwyczajony do ciepłych wód śródziemnomorskich przeklinał każde uderzenie. Wyszedł na brzeg z niebieskimi wargami i trzęsąc się tak mocno, że jego zęby szczękały.
- Gotowi? – Sean zapytał Nialla i Sarę, gdy tylko upewnił się, że pierwsza grupa bezpiecznie dotarła na drugi brzeg. Przytaknęli i bez zwłoki wskoczyli do wody. Sara nie była wybitnym pływakiem, ale była wystarczająco dobra, a pływanie w chłodnych wodach Islay, sprawiło, że nie była zbyt dotknięta zimnem.
Niall czekał na ten moment od tygodni. Jego serce podskoczyło z radości, gdy otoczyła go woda. W końcu był w swoim żywiole. Przebył strumień z łatwością jakby szedł po słonecznej łące i nie mógł się powstrzymać, by nie spróbować pozostać w wodzie minutę dłużej. Ale mógł być tam tylko minutę, wiedział to. Mógł oddychać pod wodą i nie mógł utonąć, ale nawet jego moce nie mogły go ochronić przed demonami-krokodylami i czymkolwiek jeszcze, co tam się kryło i czekało na zajęcie miejsca tych zabitych przez Micol. Dołączył do Sary i innych na brzegu, a gdy oni wciąż leżeli na ziemi łapiąc oddech, skoczył na nogi. Nigdy nie przestał oddychać, a zimno nie wpłynęło na niego w żaden sposób.
Po chwili zauważyli, że nie wszyscy dostali się na drugi brzeg.
Kogoś brakowało.
- Sean! – krzyknęła Sara, tak jak Elodie podczołgała się do brzegu i wpatrywała się w wodę. Już zamierzała zanurkować, kiedy Elodie złapała ją za ramię.
- Nie! – krzyknęła. – Pozwól iść Niallowi. Ma największe szanse!
Sara podciągnęła się na kolana, dysząc z przerażenia i frustracji. Nialla nigdzie nie było widać, zdążył już ponownie zniknąć w wodzie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz