28
W lustrze
Porzucone rzeczy i porzucone serca
Twoje włosy wciąż na srebrnej szczotce
Twoja historia wciąż klejnotem
Twoje łzy w srebrnym pudełku
Niebieskie błyskawice wciąż
przecinały niebo, a grzmoty rozbrzmiewały w oddali, ale nie padał deszcz, a
niebo wydawało się zbyt czyste jak na burze. W błyskawicach było coś
nienaturalnego, ich odcień błękitu był zbyt żywy, zbyt silny, coś co nigdy nie
mogłoby istnieć w świecie ludzi. Po raz kolejny Sara zastanawiała się jak Świat
Cieni, który stworzył wszechświat wciąż działał pod jego powierzchnią. To co w
świecie ludzi wydaje się wyblakłe, w Świecie Cieni było żywe i dzikie.
Burza wydawała się być
ostrzeżeniem. Wiadomością.
- Czas ruszać – zawołał
Nicholas.
Łatwo mu mówić
pomyślał Niall, chory ze zmęczenia, wstał na nogi. Nie musi spać. Utrata krwi spowodowana atakiem pijawek odbiła się
na nim. Za każdym razem, kiedy ruszał głową, świat tańczył mu przed oczami.
Obrazy i myśli o Winter przychodziły do niego we śnie, na wpół torturując go,
na wpół uspokajając.
- Wszystko w porządku? –
zapytał Alvise, oferując mu pomocną dłoń.
- A jak, nigdy nie miałem
się lepiej! – odpowiedział, ale jego głos był zmęczony. – A jak ty się masz
tego pięknego poranka, Micol? – zapytał ciemnooką dziewczynę.
Micol wzruszyła ramionami,
przeczesując ręką włosy.
- Zamarzam, ale i tak jest
to lepsze niż tkwienie w Pałacu Vendraminów.
- W porządku. Dobrze
widzieć kogoś, kto uważa, że szklanka jest w połowie pełna, jak zawsze mówię! –
odpowiedział Niall. – Boże, chciałbym żebyśmy mieli jakieś whiskey…
- Na śniadanie? – Sara nie
mogła powstrzymać uśmiechu. Jeżeli ktoś, kiedyś wywołał uśmiech na jej twarzy,
był to Niall.
Irlandczyk wzruszył ramionami.
- Jest dobra na
rozgrzewkę.
- Obawiam się, że to
wszystko co mamy – powiedział Sean i rzucił mu paczkę herbatników. Ich prowiant
malał w niepokojącym tempie; na szczęście w lesie było wiele studni i sadzawek,
z których mogli czerpać wodę, chociaż Sean nieustannie martwił się, co się w
nich kryje. I co mogą pić razem z wodą.
Zaczęli pakować śpiwory,
różowe światło świtu obiecywało spektakularny widok poprzez gmatwaninę gałęzi.
- Za parę godzin
powinniśmy dotrzeć do strumienia – wtrącił Nicholas. – Zaraz za nim znajduje się mój zamek.
- Twój zamek? – zapytał
Sean. – Jak to możliwe? Masz zamek w Świecie Cieni?
- Pierwszy raz o tym
słyszymy – dodała Sara, krzyżując ręce.
- Mieszkałem tam dawno
temu. Już nie mieszkam – powiedział z gorzką, bolesną nutą w głosie. Sara zastanawiała
się czy Nicholas wzniósł zamek dla Martyny albo czy mieszkał w nim z nią, ale
zrobiła to bez emocji. Nie darzyła Nicholasa sympatią, mimo wszystkiego przez
co przeszedł. W jej sercu, nie pozostało dla niego nic, poza gniewem.
- Zbudowałem dwa zamki, po
jednym w każdym świecie, tak by istniał w obu - wyjaśnił Nicholas. – Zamek w świecie ludzi był odzwierciedleniem
tego w Świecie Cieni. Został zniszczony parę wieków temu, ale ten tutaj
przetrwał. Nie byłem w nim od czasu… Od dłuższego czasu. Możemy znaleźć tam
schronienie na parę godzin.
Zwrócił twarz w kierunku
Elodie, która stała obok niego, dotykając go lżej niż kiedykolwiek. Zawsze była
u jego boku, zawsze go prowadziła, chroniła przed przeszkodami, których nie
mógł widzieć. Wzrok Sary spoczął na białych, smukłych palcach Elodie, które
dotykały ramienia Nicholasa i przez jej głowę przebiegła myśl, zbyt
nieprzyjemna żeby została zrodzona.
Nie. Elodie była Sekretnym
dziedzicem, w dodatku była na misji zniszczenia Króla Cieni, mężczyzny, który
zabił Harry’ego. Nicholas był narzędziem w jej misji, Elodie robiła to, co
musiała robić. Czy naprawdę szukał miejsca, w którym Elodie znajdzie chwilę
wytchnienia, zastanawiała się Sara. Czy w jego czarnej duszy było miejsce na
myślenie o innych?
Spojrzenie Seana spotkało
Sary i zauważyła, że jego myśli idą tymi samymi ścieżkami.
- Słyszałaś przedtem o tym
miejscu, Elodie? – zapytał. Był zaskoczony jak źle wygląda Francuska po ataku
pijawek. Jej skóra była prawie przezroczysta, a jej delikatnie czekoladowe oczy
obrysowane były na niebiesko. Jej silna wola była wszystkim, co pozwalało jej
iść, bo jej ciało przegrywało. Nikt już nie mógł tego ignorować.
- Do tej pory nie –
odpowiedziała.
- Co sądzisz?
Elodie posłała spojrzenie
Nicholasowi. Parę razy zanim Sean zauważył, że na niego zerka. Tak w jej oczach
wciąż czasem była nienawiść, ale coś jeszcze. Dziwna więź, która sprawiła, że
Sean po raz kolejny zaczął się o nią martwić.
- Wydaje mi się, że jeżeli
Nicholas chciałby zaprowadzić nas w pułapkę, już by to zrobił – powiedziała po
prostu.
- Dobrze. Ale nie wiemy,
kto zamieszkuję teraz w twoim zamku, Nicholasie. To miejsce musi roić się od
Surrai. – Zauważył Sean.
- Jest szczelnie
zamknięte. Magicznie. Nic nie może dostać się do środka. Wszędzie wokół są
zaklęcia. Wszystko zostało tak jak je
zostawiłem ostatnim razem, przed wyjazdem do Szkocji.
By szukać mnie, pomyślała
Sara, czując odrazę do szpiku kości. Przyjechać
do Szkocji, spróbować zabrać mnie od wszystkiego i wszystkich, których znałam i
sprawić bym była twoja. Nienawidzę cię, pomyślała z intensywnością, która
ją przeraziła.
- Jeżeli to pułapka,
Nicholasie. Przysięgam, że wydłubię ci oczy – powiedziała chłodno Sara.
Uwierzył jej.
Odeszli, a ciemność wokół
nich rozrzedzała się powoli, jak atrament zanurzony w wodzie.
- Alvise. Patrz –
wyszeptała Micol, podnosząc głowę. Niebo płonęło, jasno różowe promienie
wschodzącego słońca oświetlały korony drzew. – Widziałeś kiedyś coś tak
pięknego?
Alvise potrząsnął głową.
- Jest niesamowite –
powiedział. – Szkoda, że mamy marne szanse żeby zobaczyć zachód – powiedział.
- To miejsce istnieje
równolegle z naszym światem i nie mieliśmy o tym pojęcia.
- Zastanawiam się, czy
ktoś inny o nim wie – odpowiedział Alvise. – Na pewno Sabha…
- Muszą wiedzieć. Moja
babcia opowiadała nam historię… mi i moim braciom. Była o Sekretnym dziedzicu,
dawno temu, który zbuntował się przeciwko swojej rodzinie. Jego ojciec nie miał
serca go zabić, ale wysłał go daleko do Innego Świata. Zastanawiałam się, czym
był ten „inny świat”…
- Wydaje mi się, że kiedyś
wszyscy Sekretni dziedzice wiedzieli o Świecie Cieni i Królu Cieni, ale pamięć
o nim zaginęła z czasem.
- Król Cieni chciał, byśmy
o nim zapomnieli – wymamrotała Micol, patrząc na wysokiego, białoskórego
pół-mężczyznę, pół-demona, który szedł przed nią, jego czarna aura wirowała
wokół niego jak klątwa. Próbowała iść dalej patrząc w niebo, rozkoszując się
pięknością. W Świecie Cieni wszystko wydawało się być ostrzejsze, bardziej żywe
- był to świat nieokiełznany, pradawny, surowy, tak czarujący jak przerażający.
- Skończysz uderzając się
w drzewo – powiedział Alvise, uśmiechając się. – Chodź – powiedział i wziął ją
za rękę.
Ich buty nie wydawały
prawie żadnego dźwięku na miękkim mchu. Krzyki budzących się ptaków i bestii
były jedynym dźwiękiem. Niektóre z nich były Surari, pomyślał Sean, zaciskając
dłoń na swoim sgian-dubhie. Nigdy go
nie puszczał, nieważne czy był dzień czy noc. Sztylet, który należał do Jamesa
Midnighta, ojca Sary, stał się przedłużeniem jego ciała.
Lustrował wzrokiem swoich
przyjaciół: Alvise wyglądał na silnego, nieustraszonego, szedł prosto z
zaskakującą pewnością siebie, biorąc pod uwagę, że Włoch został rzucony do
Świata Cieni, bez żadnego ostrzeżenia czy wskazówki, co się wydarzy. Micol
wyglądała młodo, szła z twarzą w różowych promieniach słońca jak oczarowana
mała dziewczynka. Nie mógł uwierzyć, że naprawdę miała 16 lat przez jej małe,
smukłe ciało i dziecięcą twarz. Ale jednak, widział ukrytą w niej moc. Sean po
cichu podziękował swojej szczęśliwej gwieździe, że przysłano ich na pomoc
nawet, jeśli przyjazd Micol był tak brzemienny.
Wzrok Seana przesunął się
na Nialla. Wydawał się wracać po trochu do zdrowia, po ataku demonów pijawek,
na policzkach pojawiło się trochę kolorów i szedł stabilnie. Sean podejrzewał,
że pomysł przekroczenia strumienia dodał mu sił.
A za nim, cicha,
zdeterminowana, z włosami związanymi w warkocz i twarzą wpatrzoną w świt była
Sara.
Sara.
Dlaczego miłość zawsze
musiała iść w parze z okropnością? Przynajmniej tak się wydawało patrząc na
jego życie. Za każdym razem, kiedy patrzył na Sarę, Sean czuł się chory ze
strachu o nią.
Tak bardzo ją kocham.
To nie dobrze kochać kogoś tak mocno – kogokolwiek – jak ja
ją kocham, nie mógł powstrzymać się przed
myśleniem, tak jakby jego uczucia do niej były pechem. Bo każdego kogo przedtem
kochał, stracił.
Sara złapała go na tym, że
na nią patrzy.
- Masz się dobrze?
- Tak. Tak mam się dobrze
– odpowiedział. Nadszedł czas otrząsnąć się z myśli. – Strumień, do którego
zdążamy. Czy jest głęboki? – zapytał nagle Nicholasa. – Możemy go obejść?
- Tak jest głęboki i nie,
nie możemy go obejść. Czy każdy potrafi pływać?
- Trochę – powiedział
Niall uśmiechając się. Świadomość znajdowania się ponownie blisko wody,
podniosła go na duchu.
- Nie lubię pływać, ale
umiem chodzić po wodzie – powiedziała rzeczowo Micol.
- Dobrze dla ciebie,
dziewczyno! - Wykrzyknął Niall, a Micol wykrzywiła się do niego, myśląc, że
robi sobie z niej żarty. Czy ktokolwiek mógłby wziąć ją na poważnie? Ale Niall
był szczery w swoim podziwie. Jako dziecko morza, czuł więź z każdym, kogo moc
była powiązana z wodą.
- Później będziemy
zamarzać – powiedziała Elodie.
- W zamku będziemy mogli
rozpalić ogień – odpowiedział łagodnie Nicholas. – Będziesz mogła trochę
odpocząć.
- Mam się dobrze – odcięła
się Elodie. Nie chciała zwracać na siebie uwagi. Nie chciała być ciężarem
podczas ich misji. Przygotowała się, będzie po prostu ignorować krwawiące rany i
dręczące ją sny. Może być płomieniem, który ma zgasnąć, ale spali Króla Cieni
za nim to wszystko się skończy.
Słońce wzeszło, a gdy
ostatnie różowe promienie znikły, znów rozpoczęły się błyskawice, niebieskie
błyski przerywane przez grzmoty.
Ostrzeżenie pomyślała,
znów Sara. I może znak, że się zbliżali. Szła koło Seana i dotknęła delikatnie
jego ręki, by pokazać mu, że muszą pogadać.
- Co sądzisz o tym zamku?
– powiedziała cicho.
Sean skrzywił się.
- Nie ufam mu i nigdy nie
zaufam. Ale chcę żeby Elodie trochę odpoczęła, a jeżeli może się ogrzać i
spędzić choć jedną noc w łóżku…
Sara przytaknęła. Wzięła
wdech i przygotowała się do rozmowy, którą musieli odbyć. Nie było łatwo
poruszyć tego tematu z Seanem.
- Sean… Martwię się o
Elodie. To znaczy, poza jej zdrowiem. Obawiam się czy Nicholas nie miesza jej w
myślach, tak jak to robił mnie. Że to wszystko gra, że wciąż szuka żony i mnie zamienił
na Elodie.
Sean zamarł.
- To nie może być prawda. Pamiętasz,
co powiedział, że wybrał ciebie, bo masz silną krew? Krew Elodie jest… zarażona.
– Walczył ze sobą, by znaleźć to słowo. Ścisnęło go w piersi na myśl o jego
przyjaciółce, tak chorej, tak bezbronnej.
- Więc jeżeli miesza jej w
głowie, musi mieć ku temu inny powód. Inny plan.
- Kiedy robił to tobie,
byłaś jak za mgłą. Za każdym razem, gdy był blisko, twoje oczy szkliły się
jakbyś była pijana.
- Skąd to wiesz? Nie było
cię tam. Odesłałam cię – powiedziała. Była wściekła z powodu jego kłamstwa. Ale
jak mogłaby kiedykolwiek żyć bez Seana?
Jak żyć bez światła, na
zawsze.
Sean uśmiechnął się.
- Nigdy cię nie
zostawiłem, Saro. Obserwowałem cię dzień i noc. Po prostu mnie nie widziałaś.
Kocham cię, pomyślała
i po raz kolejny, chciała żeby byli sami, żeby mogła wypowiedzieć te słowa na
głos. Żeby mogli odnaleźć swoje ciała i być blisko. Przez moment milczeli.
- Zamierzam poprosić
Nialla żeby zajął jej miejsce – powiedział w końcu Sean. – To znaczy, żeby
prowadził Nicholasa zamiast Elodie. Zrobią jak powiem.
Sara uniosła brew.
- Niall być może, ale
Elodie zrobi jak mówisz? Ona sama o sobie decyduje, wiesz o tym.
- Ty zawsze robisz tak jak
mówię – powiedział z złośliwym uśmiechem w oczach. – Nie mogłabyś marzyć o
nieposłuszeństwie wobec mnie.
Sara zaśmiała się.
- Oczywiście. W twoich
snach. Nikt nie mówi mi, co mam robić, Sean.
- Zauważyłem.
- Ale jeżeli powiesz
„proszę”. Zrobię, co zechcesz – ruszyła naprzód, ale obejrzała się za siebie z
spojrzeniem, które sprawiło, że serce Seana zabiło szybciej.
Wkrótce usłyszeli dźwięk
płynącej wody. Strumień zaczynał się za drzewami, między lasem a wodą
znajdowała się tylko wąska wiązka kamyków. W świecie ludzie nie było już tak
silnych, gęstych lasów jak w Świecie Cieni. Był piękny i niebezpieczny. I
nieprzystosowany dla ludzi.
Sara kucnęła i dotknęła
wody. Była zimna, ale nie lodowata, pieniła się. Niecałe sto metrów dalej
znajdowała się mała tama z gałęzi i trzcin, która nieznacznie spowalniała wodę.
- Sean. Wszystko zamoknie
– powiedziała z przerażeniem. Poza paroma puszkami nie mieli jedzenia. Nie
mieli czasu polować ani zbierać. Musieliby głodować.
- Nie, nie zamoknie.
Przeniosę wasze rzeczy – przerwała Micol. Przy zdziwionych spojrzeniach
wszystkich zdjęła buty, chwyciła plecak Sary i weszła do wody, na wodę.
- Ostrożnie. Tam są rzeczy
– upomniał ją Nicholas.
Ciało Micol pokryło się wyładowaniami,
a strumień stał się wielokolorowy, płynęły po nim niebieskie, zielone, żółte i
pomarańczowe fale. Patrzyli ze strachem jak Micol śmiało stawia jedną stopę za
drugą, twarz miała skupioną jakby stanie na wodzie stanowiło wysiłek. Była
drobną postacią otoczoną śmiercionośną tęczą na tle biegnącego strumienia. Woda
zwiększała moc wyładowań Micol wokół niej. Nic nie mogłoby tego przeżyć
pomyślała Sara. Żadna ryba, żadne wodne stworzenie, żaden demon. Jeden po
drugim przeniosła plecaki ich wszystkich i stanęła na drugim brzegu.
- Zabiłam wszystko –
zawołała ponad szumem wody i wskazała na parę martwych ryb pływających na
powierzchni zaplątanych w trzciny.
- Cholera. Patrzcie na to
– powiedział Niall. Podążyli za jego spojrzeniem do małej tamy. Coś jeszcze
wypłynęło na powierzchnię, oprócz ryb. Do góry brzuchem pływały dwa dziwne
ciała o grubej brązowawej skórze i szponiastych łapach z półotwartymi ustami,
ukazujące ostre, śmiercionośne zęby. Niczym u krokodyla, ale mniejsze, dłuższe
i cieńsze. Sarze wydawały się jeszcze dłuższe, jeszcze bardziej zabójcze. Przez
kilka chwil trupy Surari leżały zaplątane w jeżyny i gałęzie, ukryte w wodzie,
ich krawędzie kołysały się na powierzchni, a potem nurt wody pociągnął je w
dół.
- Upiekłam je. Surari barbecue
– Micol uśmiechnęła się triumfalnie.
Alvise spojrzał na nią z
półuśmiechem. Ta dziewczynka trzyma
swego, pomyślał z podziwem.
- Co? – powiedziała z
wyzwaniem w oczach.
- Nic. Po prostu… jesteś
niesamowita – powiedział. I tak uważał. Byli tak bardzo różni, ale wciąż Micol
w jakiś sposób przypominała mu jego własną siostrę. W ich twarzach dostrzegał
tą samą odwagę. Micol odwróciła wzrok, udając, że ją to nie obchodzi, ale
obchodziło.
- Połowa z nas wchodzi do
wody, połowa obserwuje. Nicholas, Elodie, Alvise. Wy pierwsi. Szybko! –
rozkazał Sean. Pierwsza grupa weszła do wody. Jeden za drugim, płynęli tak
szybko jak mogli, kiedy w dół popłynęły kolejne ciała tych przerażających
demonów-krokodyli.
Gdy Elodie się zanurzyła
po plecach spłynął jej dreszcz. Nie lubiła wody. Pamięć o tym, co stało się na
Islay – demony-meduzy, które zaciągnęły ją do wody ich mackami i prawie ją
utopiły, była zbyt blisko, by czuła się komfortowo. Winter uratowała jej wtedy życie,
zaciągając ją na skały, gdzie znalazł ją Sean, kołysaną przez tą nagą,
srebrnowłosą dziewczynę, która wyglądała jak zrodzona z fal.
Nicholas płynął na ślepo,
ściskając dłoń Elodie. W jakiś sposób wydawał się wiedzieć dokładnie dokąd ma
podążać, tak jakby pozostałe mu zmysły prowadziły go pod wodą. Alvise przyzwyczajony
do ciepłych wód śródziemnomorskich przeklinał każde uderzenie. Wyszedł na brzeg
z niebieskimi wargami i trzęsąc się tak mocno, że jego zęby szczękały.
- Gotowi? – Sean zapytał
Nialla i Sarę, gdy tylko upewnił się, że pierwsza grupa bezpiecznie dotarła na
drugi brzeg. Przytaknęli i bez zwłoki wskoczyli do wody. Sara nie była wybitnym
pływakiem, ale była wystarczająco dobra, a pływanie w chłodnych wodach Islay,
sprawiło, że nie była zbyt dotknięta zimnem.
Niall czekał na ten moment
od tygodni. Jego serce podskoczyło z radości, gdy otoczyła go woda. W końcu był
w swoim żywiole. Przebył strumień z łatwością jakby szedł po słonecznej łące i
nie mógł się powstrzymać, by nie spróbować pozostać w wodzie minutę dłużej. Ale
mógł być tam tylko minutę, wiedział to. Mógł oddychać pod wodą i nie mógł
utonąć, ale nawet jego moce nie mogły go ochronić przed demonami-krokodylami i czymkolwiek
jeszcze, co tam się kryło i czekało na zajęcie miejsca tych zabitych przez
Micol. Dołączył do Sary i innych na brzegu, a gdy oni wciąż leżeli na ziemi
łapiąc oddech, skoczył na nogi. Nigdy nie przestał oddychać, a zimno nie
wpłynęło na niego w żaden sposób.
Po chwili zauważyli, że
nie wszyscy dostali się na drugi brzeg.
Kogoś brakowało.
- Sean! – krzyknęła Sara,
tak jak Elodie podczołgała się do brzegu i wpatrywała się w wodę. Już zamierzała
zanurkować, kiedy Elodie złapała ją za ramię.
- Nie! – krzyknęła. –
Pozwól iść Niallowi. Ma największe szanse!
Sara podciągnęła się na
kolana, dysząc z przerażenia i frustracji. Nialla nigdzie nie było widać,
zdążył już ponownie zniknąć w wodzie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz