sobota, 1 września 2018

36. Ta Bolesna Miłość


36

Ta Bolesna Miłość


Zabrałeś mnie na krawędź i pokazałeś mi
Co stałoby się gdybyśmy weszli w światło
A ja cofnęłam się i śniłam
O naszym zniszczeniu

Elodie otworzyła oczy w ciemności, jej usta tonęły w truciźnie, jej dłonie owinięte były wokół sztyletu pod jej poduszką. Usłyszała głos wołający jej imię.
Zamrugała w mroku, żar w kominku był jedynym źródłem światła. Leżała całkowicie nieruchomo i nasłuchiwała. Cisza była nieprzerwana. W pokoju nikogo nie było. Ale wciąż czuła czyjąś obecność… tą samą, którą wyczuła, gdy weszli. Teraz była silniejsza. Smutna, nieskończenie smutna.
Głód.
Elodie znów usłyszała, że ktoś woła jej imię, tym razem z poza jej pokoju, z za drzwi. Podniosła się powoli, trzęsąc w mroźnym powietrzu nocy. Kamienna podłoga przenikała ją chłodem od stóp. Zapaliła świecę, jej ciepłe światło mrugało jej przed oczami, następnie wyszła w ciszy. Przez moment stała w korytarzu rozglądając się na prawo i lewo. A wtedy nagle poczuła, że jej ciało rusza się bez jej woli. Nie rozkazała mu, ale ono to zrobiło, jeden krok, za drugim, tak jakby ktoś ją opętał. Próbowała stawiać opór, próbowała zawołać o pomoc, ale nie mogła. Nie mogła zatrzymać się i nie mogła zmusić się do wypowiedzenia czegoś więcej niż szeptu. Zawołała Seana, ale nikt nie mógł jej usłyszeć. Jej mięśnie były ściśnięte z wysiłku, by się zatrzymać i kropla potu spłynęła jej na skroń, zamarzając w lodowatym powietrzu.
Elodie przebyła całą drogę w dół korytarza, z każdym krokiem walcząc między jej wolą, a dziwną siłą, która posiadła jej ciało, aż stanęła przed drzwiami z różanego drewna. Jej dłoń spoczęła na nich, popychając bez wysiłku, jej ciało zmusiło ją do wejścia do środka. Uderzył ją mocny piżmowy zapach. To było jak perfuma, mocna mieszanka kwiatów, owoców, przypraw i czegoś mocniejszego, czegoś, czego nie potrafiła zidentyfikować. Po raz kolejny spróbowała zawołać Seana, ale żaden dźwięk nie wydobył się z jej ust, jej gardło było zamrożone. Jęknęła ponownie, gdy jej ciało zabrało ją naprzeciwko drewnianej garderoby, mocno wyrytej i zdobionej. Została zmuszona do otwarcia lustrzanych drzwi, szkło było zardzewiałe i poplamione, a wokół niej rozległ się silny zapach pleśni, pyłu i przeminionego czasu. Liczne rzędy sukien zwisały z drewnianych wieszaków. Wyglądały jakby zostały zawieszone tam wczoraj, chociaż ostry zapach oddawał ich wiek.
I wtedy usłyszała pierwszy szept. Głos w jej głowie, głos, który mówił coś, co nie do końca mogła zrozumieć. Ktoś przejął kontrolę nad jej ciałem, ktoś, kto przemawiał jej w głowie. W jakiś sposób jej myśli wciąż tam były, jej świadomość została, ale nie miała władzy nad swoim ciałem i głosem. Elodie poczuła, że jej serce bije jeszcze szybciej, gdy zdała sobie sprawę z okropnych możliwości, demon, nieprzyjazna istota, która zmusi ją do skrzywdzenia swoich przyjaciół…
Elodie westchnęła w złości, jej czoło pokryło się potem, gdy ręce, które już nie należały do niej zaczęły zdejmować jej jeansy i top, spała ubrana, bo w pokoju było zimno nawet mimo ognia. Stała w bieliźnie, trzęsąc się, jej ciało bolało z bólu, by stawić opór i kolejny szept rozbrzmiał w jej głowie, jedno słowo, którego znów nie mogła zrozumieć.
Jej dłoń przeczesała rzędy sukien i spódnic, aż zacieśniła się na białej. Zdjęła ją z wieszaka i podziwiała: to była prosta wełniana suknia z krótkim rękawem i kolorowymi haftami wokół szyi i brzegu. Elodie oglądała jak jej ciało zmusza ją do ubrania sukni, a potem zdjęcia czegoś, co wyglądało na gorset z innego wieszaka. Zawiązała go wokół talii, walcząc żeby go dopasować, był dla niej za duży, a brzeg sukni dotykał podłogi.
Spróbowała zamknąć oczy. Nie chciała widzieć, w co się zmienia, w kogo się zmienia. Ale duch zmusił ją, by miała otwarte oczy i przyjrzała się sobie w lustrze, twarz, włosy, dłonie, były jej, była Elodie… I wtedy, tylko przez sekundę, zobaczyła ją, czarnowłosą kobietę, o słodkich oczach i czerwonych wargach, wyższą niż Elodie, której włosy opadały w delikatnych falach wokół ramion, trzymane złotą opaską. Wyglądała młodo i smutno.
W mgnieniu oka, odeszła i na Elodie znów patrzyło jej własne odbicie. Jej dłonie podróżowały po jej blond włosach, wzdłuż talii i bioder, a wtedy poczuła jej twarz, ręce, uda jakby się radowała w swoim ciele. Fala paniki zalała Elodie, gdy poczuła, że emocje innej kobiet wypierają jej. Czuła całość dziwnej radości, gdy jej dłonie podróżowały wzdłuż jej ciała, czystej przyjemności z bycia żywą, z posiadania ciała.
Pojawił się trzeci szept i tym razem go zrozumiała.
- Martyna – powiedział głos w jej w głowie. Elodie westchnęła.
Martyna… Czy wróciła, żeby zemścić się na Nicholasie? Używając mojego ciała?
Elodie spróbowała powstrzymać się od wyjścia z pokoju, ale nie mogła. Warstwa potu zamarzła jej na czole, a jej mięśnie ponownie stężały wbrew jej woli, ale duch Martyny był zbyt silny. Martyna zabrała ciało Elodie z pokoju do korytarza. Nie wzięła świecy. Znała drogę w ciemności. Wiedziała dokąd chce iść.
- Nicholas – powiedział głos w jej głowie, a potem jakieś słowa w języku, którego nie znała. Słowa, których nie mogła zrozumieć, ale ton był jasny: tkliwość, tęsknota i potrzeba. Więc nie chciała się na nim zemścić. Nie chciała go zabić? Desperacko próbując się zatrzymać, Elodie otworzyła drzwi pokoju Nicholasa.
Nicholas stał w środku z bolesnym, pełnym niedowierzenia wyrazem twarzy.
- Czułem, że wróciłaś – wyszeptał.
- Nicholas – powiedziała Martyna ustami Elodie.
- Martyna… jak… jak?
Głos Elodie odpowiedział.
- Nigdy nie opuściłam tego miejsca. Zapieczętowałeś je. Zapieczętowałeś mnie w środku. Nie mogłam wyjść, nie mogłam cię szukać. Wiedziałam, że wrócisz.
- Przepraszam. Przepraszam za to, co zrobił mój ojciec. Nie powstrzymałem go.
- Nie mogłeś go powstrzymać. Kochanie ciebie, zniszczyło mnie. Ale wciąż zrobiłabym to ponownie…
To nie Elodie złożyła pocałunek na ustach Nicholasa, tak delikatny jak piórko, smakując go jak najsłodszy likier. To nie ona płakała cichymi łzami z ulgi, że znów czuje jego obecność. To nie jej ręce oplatały talię Nicholasa i to nie ona jęknęła. To co zostało z Elodie było więźniem w ciele, które nie należało już do niej. Była w objęciach Nicholasa, syna Króla Cieni, mężczyzny odpowiedzialnego za śmierć Harry’ego i wielu innych. Zmieszanie, które czuła sprawiło, że zaczęła się niekontrolowanie trząść, tak jakby wszystkie jej mięśnie chciały się ruszyć, ale duch Martyny był silniejszy.
Usta Elodie otworzyły się i przemówiły słowami, które nie pochodziły od niej, słowami w obcym języku, o miłości, tęsknocie i bólu z bardzo długiej separacji. Zorientowała się, że twarz Nicholasa była mokra od łez, może jego, może jej i przeszło przez nią chwilowe uczucie współczucia. Nagle nie wiedziała, czy to ona czy Martyna wzięła jego twarz w dłonie, studiowała jego czarne jak węgiel oczy i czuła kości i rysy twarzy tak jakby to ona była ślepa. Strach i zmieszanie ustąpiły miejsca czemuś innemu, gdy dotknął ją z nieskończoną miłością i głodem, który stopił jej serce.
Kocha ją, pomyślała, ale to mnie trzyma. Pożądanie przeszło przez nią tak, że nie wiedziała gdzie kończy się ona, a gdzie zaczyna Martyna. Była bezwolna pod dotykiem Nicholasa. I zdała sobie sprawę, że już nie chce by przestał.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz