36
Ta Bolesna Miłość
Zabrałeś mnie na krawędź i pokazałeś mi
Co stałoby się gdybyśmy weszli w światło
A ja cofnęłam się i śniłam
O naszym zniszczeniu
Elodie otworzyła oczy w
ciemności, jej usta tonęły w truciźnie, jej dłonie owinięte były wokół sztyletu
pod jej poduszką. Usłyszała głos wołający jej imię.
Zamrugała w mroku, żar w
kominku był jedynym źródłem światła. Leżała całkowicie nieruchomo i
nasłuchiwała. Cisza była nieprzerwana. W pokoju nikogo nie było. Ale wciąż
czuła czyjąś obecność… tą samą, którą wyczuła, gdy weszli. Teraz była
silniejsza. Smutna, nieskończenie smutna.
Głód.
Elodie znów usłyszała, że
ktoś woła jej imię, tym razem z poza jej pokoju, z za drzwi. Podniosła się
powoli, trzęsąc w mroźnym powietrzu nocy. Kamienna podłoga przenikała ją
chłodem od stóp. Zapaliła świecę, jej ciepłe światło mrugało jej przed oczami,
następnie wyszła w ciszy. Przez moment stała w korytarzu rozglądając się na
prawo i lewo. A wtedy nagle poczuła, że jej ciało rusza się bez jej woli. Nie
rozkazała mu, ale ono to zrobiło, jeden krok, za drugim, tak jakby ktoś ją
opętał. Próbowała stawiać opór, próbowała zawołać o pomoc, ale nie mogła. Nie
mogła zatrzymać się i nie mogła zmusić się do wypowiedzenia czegoś więcej niż
szeptu. Zawołała Seana, ale nikt nie mógł jej usłyszeć. Jej mięśnie były
ściśnięte z wysiłku, by się zatrzymać i kropla potu spłynęła jej na skroń,
zamarzając w lodowatym powietrzu.
Elodie przebyła całą drogę w
dół korytarza, z każdym krokiem walcząc między jej wolą, a dziwną siłą, która
posiadła jej ciało, aż stanęła przed drzwiami z różanego drewna. Jej dłoń
spoczęła na nich, popychając bez wysiłku, jej ciało zmusiło ją do wejścia do
środka. Uderzył ją mocny piżmowy zapach. To było jak perfuma, mocna mieszanka
kwiatów, owoców, przypraw i czegoś mocniejszego, czegoś, czego nie potrafiła
zidentyfikować. Po raz kolejny spróbowała zawołać Seana, ale żaden dźwięk nie
wydobył się z jej ust, jej gardło było zamrożone. Jęknęła ponownie, gdy jej
ciało zabrało ją naprzeciwko drewnianej garderoby, mocno wyrytej i zdobionej.
Została zmuszona do otwarcia lustrzanych drzwi, szkło było zardzewiałe i
poplamione, a wokół niej rozległ się silny zapach pleśni, pyłu i przeminionego czasu.
Liczne rzędy sukien zwisały z drewnianych wieszaków. Wyglądały jakby zostały
zawieszone tam wczoraj, chociaż ostry zapach oddawał ich wiek.
I wtedy usłyszała pierwszy
szept. Głos w jej głowie, głos, który mówił coś, co nie do końca mogła
zrozumieć. Ktoś przejął kontrolę nad jej ciałem, ktoś, kto przemawiał jej w
głowie. W jakiś sposób jej myśli wciąż tam były, jej świadomość została, ale
nie miała władzy nad swoim ciałem i głosem. Elodie poczuła, że jej serce bije
jeszcze szybciej, gdy zdała sobie sprawę z okropnych możliwości, demon,
nieprzyjazna istota, która zmusi ją do skrzywdzenia swoich przyjaciół…
Elodie westchnęła w złości,
jej czoło pokryło się potem, gdy ręce, które już nie należały do niej zaczęły
zdejmować jej jeansy i top, spała ubrana, bo w pokoju było zimno nawet mimo
ognia. Stała w bieliźnie, trzęsąc się, jej ciało bolało z bólu, by stawić opór
i kolejny szept rozbrzmiał w jej głowie, jedno słowo, którego znów nie mogła
zrozumieć.
Jej dłoń przeczesała rzędy
sukien i spódnic, aż zacieśniła się na białej. Zdjęła ją z wieszaka i
podziwiała: to była prosta wełniana suknia z krótkim rękawem i kolorowymi
haftami wokół szyi i brzegu. Elodie oglądała jak jej ciało zmusza ją do ubrania
sukni, a potem zdjęcia czegoś, co wyglądało na gorset z innego wieszaka.
Zawiązała go wokół talii, walcząc żeby go dopasować, był dla niej za duży, a
brzeg sukni dotykał podłogi.
Spróbowała zamknąć oczy.
Nie chciała widzieć, w co się zmienia, w kogo się zmienia. Ale duch zmusił ją,
by miała otwarte oczy i przyjrzała się sobie w lustrze, twarz, włosy, dłonie,
były jej, była Elodie… I wtedy, tylko przez sekundę, zobaczyła ją, czarnowłosą
kobietę, o słodkich oczach i czerwonych wargach, wyższą niż Elodie, której
włosy opadały w delikatnych falach wokół ramion, trzymane złotą opaską.
Wyglądała młodo i smutno.
W mgnieniu oka, odeszła i
na Elodie znów patrzyło jej własne odbicie. Jej dłonie podróżowały po jej blond
włosach, wzdłuż talii i bioder, a wtedy poczuła jej twarz, ręce, uda jakby się
radowała w swoim ciele. Fala paniki zalała Elodie, gdy poczuła, że emocje innej
kobiet wypierają jej. Czuła całość dziwnej radości, gdy jej dłonie podróżowały
wzdłuż jej ciała, czystej przyjemności z bycia żywą, z posiadania ciała.
Pojawił się trzeci szept i
tym razem go zrozumiała.
- Martyna – powiedział głos
w jej w głowie. Elodie westchnęła.
Martyna… Czy wróciła, żeby zemścić się na Nicholasie?
Używając mojego ciała?
Elodie spróbowała
powstrzymać się od wyjścia z pokoju, ale nie mogła. Warstwa potu zamarzła jej
na czole, a jej mięśnie ponownie stężały wbrew jej woli, ale duch Martyny był
zbyt silny. Martyna zabrała ciało Elodie z pokoju do korytarza. Nie wzięła
świecy. Znała drogę w ciemności. Wiedziała dokąd chce iść.
- Nicholas – powiedział
głos w jej głowie, a potem jakieś słowa w języku, którego nie znała. Słowa,
których nie mogła zrozumieć, ale ton był jasny: tkliwość, tęsknota i potrzeba.
Więc nie chciała się na nim zemścić. Nie chciała go zabić? Desperacko próbując
się zatrzymać, Elodie otworzyła drzwi pokoju Nicholasa.
Nicholas stał w środku z
bolesnym, pełnym niedowierzenia wyrazem twarzy.
- Czułem, że wróciłaś –
wyszeptał.
- Nicholas – powiedziała
Martyna ustami Elodie.
- Martyna… jak… jak?
Głos Elodie odpowiedział.
- Nigdy nie opuściłam tego
miejsca. Zapieczętowałeś je. Zapieczętowałeś mnie w środku. Nie mogłam wyjść,
nie mogłam cię szukać. Wiedziałam, że wrócisz.
- Przepraszam. Przepraszam
za to, co zrobił mój ojciec. Nie powstrzymałem go.
- Nie mogłeś go
powstrzymać. Kochanie ciebie, zniszczyło mnie. Ale wciąż zrobiłabym to
ponownie…
To nie Elodie złożyła
pocałunek na ustach Nicholasa, tak delikatny jak piórko, smakując go jak
najsłodszy likier. To nie ona płakała cichymi łzami z ulgi, że znów czuje jego
obecność. To nie jej ręce oplatały talię Nicholasa i to nie ona jęknęła. To co
zostało z Elodie było więźniem w ciele, które nie należało już do niej. Była w
objęciach Nicholasa, syna Króla Cieni, mężczyzny odpowiedzialnego za śmierć
Harry’ego i wielu innych. Zmieszanie, które czuła sprawiło, że zaczęła się
niekontrolowanie trząść, tak jakby wszystkie jej mięśnie chciały się ruszyć,
ale duch Martyny był silniejszy.
Usta Elodie otworzyły się i
przemówiły słowami, które nie pochodziły od niej, słowami w obcym języku, o
miłości, tęsknocie i bólu z bardzo długiej separacji. Zorientowała się, że
twarz Nicholasa była mokra od łez, może jego, może jej i przeszło przez nią
chwilowe uczucie współczucia. Nagle nie wiedziała, czy to ona czy Martyna
wzięła jego twarz w dłonie, studiowała jego czarne jak węgiel oczy i czuła
kości i rysy twarzy tak jakby to ona była ślepa. Strach i zmieszanie ustąpiły
miejsca czemuś innemu, gdy dotknął ją z nieskończoną miłością i głodem, który
stopił jej serce.
Kocha ją, pomyślała, ale to mnie trzyma. Pożądanie przeszło
przez nią tak, że nie wiedziała gdzie kończy się ona, a gdzie zaczyna Martyna.
Była bezwolna pod dotykiem Nicholasa. I zdała sobie sprawę, że już nie chce by
przestał.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz