czwartek, 13 września 2018

38. Sieci


38

Sieci


Za każdym razem kiedy nie mogę przestać na ciebie patrzeć
Liny zacieśniają się wokół mej talii

Kiedy otworzyła oczy następnego dnia rano, była wolna. Martyna odeszła. Nicholas także odszedł, uświadomiła sobie z mieszaniną ulgi i rozczarowania. Elodie leżała w pustym łóżku skąpana w świetle świtu, jej ciało było nasycone, ale jej dusza głodowała, przygotowywała się na falę wstydu i poczucia winy, które miały ją utopić. I zrobiły to, ale z czymś jeszcze. Uczucie, którego nie potrafiła nazwać. Na jej skórze, zapach popiołu i ognia, zapach Nicholasa.
Zalały ją wspomnienia poprzedniej nocy. Jego dotyk, jego ciało przy jej, jego usta na jego… Wszystkie te obrazy i wizje, które zatopiły ją, gdy ich ciała były jednością. Dla medium jak Elodie, intymność ciała oznaczała również intymność umysłu. A zabłądzenie w umysł Nicholasa, z wszystkimi jego ciemnymi wspomnieniami i strachem, było przerażające. Jedne drzwi w umyśle Nicholasa były zamknięte nawet dla niej i była za to wdzięczna. Nie chciała wiedzieć, co było za nimi.
Może to się nie wydarzyło naprawdę. Może to wszystko było jej wyobraźnią, gdzieś pomiędzy koszmarem i niemożliwie słodkim snem. Słodkim i przerażającym jednocześnie. Tak to musiał być sen. Nie wydawał się być prawdziwy.
Elodie zamknęła na chwilę oczy, skanując swój umysł, ale ku jej ogromnej uldze, nie było śladu pozostawionego przez Martynę. Jej ciało znów było w całości jej. Skoncentrowała się przez chwilę, skanując pokój jej wewnętrznym okiem, ale nie mogła nikogo wyczuć.
Nikogo. Była sama. Położyła dłoń obok, miejsce Nicholasa wciąż było ciepłe, więc nie odszedł dawno. Gdzie był? Usiadła prosto, przykrywając się pościelą. Poczuła falę paniki, która zmroziła jej muskuły i zatrzymała oddech. Położyła dłoń na piersi, desperacko próbując oddychać, ale nie mogła. Ciche łzy spłynęły jej po policzkach. To wszystko to było za dużo, za dużo…
Wyszła z łóżka i ubrała się. Wszystko co mogła znaleźć to suknia i buty Martyny, ale panika nie wydawała się ustępować. Wiedziała, że się nie udusi, że wszystko to działo się w jej głowie, ale nie mogła zatrzymać przerażenia. Uderzył ją zapach Nicholasa, popiołu, ognia i soli. A także drugi, ten który teraz rozpoznawała jako Maryny. Pod wpływem impulsu przeszła przez pokój, złapała ciężki żelazny uchwyt i pchnęła otwierając okno tak szeroko jak się tylko dało. Zamknęła oczy i odetchnęła porannym powietrzem, jeden, dwa wdechy, aż na jej skórze pojawiła się gęsia skórka. Przynajmniej mogła oddychać.
Jej psychiczny zmysł znów został uderzony, obecność, ale nie ducha Martyny, w ogóle nie ducha. Surari. Cofnęła się instynktownie, potem ponownie chwyciła za żelazny uchwyt próbując zamknąć okno. Jej usta ciemniały.
Ale było za późno. Czarna kończyna, pokryta szorstkimi włosami, wślizgnęła się do środka i powstrzymała Elodie od zamknięcia okna. Jęk wydobył się z jej warg, gdy uderzyła ją przerażająca świadomość. Złamała klątwy, którymi Nicholas obłożył to miejsce. Wpuściła Surari do środka.
Elodie otworzyła usta by zawołać o pomoc, ale zanim zdążyła wydobyć dźwięk, czarne ciało przecisnęło się przez okno i pomknęło w kierunku jej twarzy, oślepiając ją i dusząc. Przewróciła się do tylu i poczuła coś klejącego, coś co było jednocześnie lekkie jak piórko i twarde jak metal, wiążącego jej usta, oczy i całą twarz. Surari przesunęło się na jej pierś, budując swój kokon wokół jej ciała tak szybko, że nie mogła się ruszać. Jej ręce przywiązane były do jej boków, a nogi zszyte razem, tak ciasno jak egipskie mumie. Elodie próbowała krzyczeć, ale udało jej się wydobyć jedynie zduszony jęk, przez usta zakneblowane jedwabiem. Z pomiędzy białych klejących nici, Elodie mogła trochę widzieć. Jęknęła i przesunęła się tak, że makabryczna twarz Surari była nad nią, twarz pająka z szczypcami gotowymi do kłucia.
W przerażeniu Elodie przypomniała sobie coś, co przeczytała dawno temu, że pająki żywią się ofiarami, gdy te wciąż są jeszcze żywe.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz