38
Sieci
Za każdym razem kiedy nie mogę przestać na
ciebie patrzeć
Liny zacieśniają się wokół mej talii
Kiedy otworzyła oczy
następnego dnia rano, była wolna. Martyna odeszła. Nicholas także odszedł,
uświadomiła sobie z mieszaniną ulgi i rozczarowania. Elodie leżała w pustym
łóżku skąpana w świetle świtu, jej ciało było nasycone, ale jej dusza
głodowała, przygotowywała się na falę wstydu i poczucia winy, które miały ją
utopić. I zrobiły to, ale z czymś jeszcze. Uczucie, którego nie potrafiła
nazwać. Na jej skórze, zapach popiołu i ognia, zapach Nicholasa.
Zalały ją wspomnienia
poprzedniej nocy. Jego dotyk, jego ciało przy jej, jego usta na jego… Wszystkie
te obrazy i wizje, które zatopiły ją, gdy ich ciała były jednością. Dla medium
jak Elodie, intymność ciała oznaczała również intymność umysłu. A zabłądzenie w
umysł Nicholasa, z wszystkimi jego ciemnymi wspomnieniami i strachem, było
przerażające. Jedne drzwi w umyśle Nicholasa były zamknięte nawet dla niej i
była za to wdzięczna. Nie chciała wiedzieć, co było za nimi.
Może to się nie wydarzyło
naprawdę. Może to wszystko było jej wyobraźnią, gdzieś pomiędzy koszmarem i
niemożliwie słodkim snem. Słodkim i przerażającym jednocześnie. Tak to musiał
być sen. Nie wydawał się być prawdziwy.
Elodie zamknęła na chwilę
oczy, skanując swój umysł, ale ku jej ogromnej uldze, nie było śladu
pozostawionego przez Martynę. Jej ciało znów było w całości jej. Skoncentrowała
się przez chwilę, skanując pokój jej wewnętrznym okiem, ale nie mogła nikogo
wyczuć.
Nikogo. Była sama. Położyła
dłoń obok, miejsce Nicholasa wciąż było ciepłe, więc nie odszedł dawno. Gdzie
był? Usiadła prosto, przykrywając się pościelą. Poczuła falę paniki, która
zmroziła jej muskuły i zatrzymała oddech. Położyła dłoń na piersi, desperacko
próbując oddychać, ale nie mogła. Ciche łzy spłynęły jej po policzkach. To
wszystko to było za dużo, za dużo…
Wyszła z łóżka i ubrała
się. Wszystko co mogła znaleźć to suknia i buty Martyny, ale panika nie
wydawała się ustępować. Wiedziała, że się nie udusi, że wszystko to działo się
w jej głowie, ale nie mogła zatrzymać przerażenia. Uderzył ją zapach Nicholasa,
popiołu, ognia i soli. A także drugi, ten który teraz rozpoznawała jako Maryny.
Pod wpływem impulsu przeszła przez pokój, złapała ciężki żelazny uchwyt i
pchnęła otwierając okno tak szeroko jak się tylko dało. Zamknęła oczy i
odetchnęła porannym powietrzem, jeden, dwa wdechy, aż na jej skórze pojawiła
się gęsia skórka. Przynajmniej mogła oddychać.
Jej psychiczny zmysł znów
został uderzony, obecność, ale nie ducha Martyny, w ogóle nie ducha. Surari. Cofnęła
się instynktownie, potem ponownie chwyciła za żelazny uchwyt próbując zamknąć
okno. Jej usta ciemniały.
Ale było za późno. Czarna
kończyna, pokryta szorstkimi włosami, wślizgnęła się do środka i powstrzymała
Elodie od zamknięcia okna. Jęk wydobył się z jej warg, gdy uderzyła ją
przerażająca świadomość. Złamała klątwy, którymi Nicholas obłożył to miejsce.
Wpuściła Surari do środka.
Elodie otworzyła usta by
zawołać o pomoc, ale zanim zdążyła wydobyć dźwięk, czarne ciało przecisnęło się
przez okno i pomknęło w kierunku jej twarzy, oślepiając ją i dusząc.
Przewróciła się do tylu i poczuła coś klejącego, coś co było jednocześnie
lekkie jak piórko i twarde jak metal, wiążącego jej usta, oczy i całą twarz.
Surari przesunęło się na jej pierś, budując swój kokon wokół jej ciała tak
szybko, że nie mogła się ruszać. Jej ręce przywiązane były do jej boków, a nogi
zszyte razem, tak ciasno jak egipskie mumie. Elodie próbowała krzyczeć, ale
udało jej się wydobyć jedynie zduszony jęk, przez usta zakneblowane jedwabiem.
Z pomiędzy białych klejących nici, Elodie mogła trochę widzieć. Jęknęła i
przesunęła się tak, że makabryczna twarz Surari była nad nią, twarz pająka z
szczypcami gotowymi do kłucia.
W przerażeniu Elodie
przypomniała sobie coś, co przeczytała dawno temu, że pająki żywią się
ofiarami, gdy te wciąż są jeszcze żywe.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz