czwartek, 20 września 2018

39. Cena do Zapłaty


39

Cena do Zapłaty


Gdy raz spojrzysz w przepaść
Nie ma odwrotu
Już na zawsze będziesz
Niósł ją ze sobą

- Sean! Sara! To Elodie! Niall! Pomocy! – Nicholas wbiegł z powrotem po schodach tak szybko jak potrafił bez patrzenia, potykając się, upadając i uderzając twarzą w kamienie.
- W moim starym pokoju! – krzyknął, ignorując  krew z rozciętej wargi, gdzie się uderzył. Zbiegł w dół korytarza, przebiegł przez drzwi z różanego drewna, wołając imię Elodie. Poczuł, że coś skacze na jego twarz i przyczepia do niego. Instynktownie poleciał do tyłu, uderzając się ciężko w kamienną podłogę.

Sean odnalazł pusty pokój Elodie. Chciał sprawdzić jak się czuje, jeżeli udało jej się w ogóle zasnąć.
Wchodząc do korytarza zobaczył Nicholasa wpadającego go pokoju z podwójnymi drzwiami i podążył za nim.  Prawie przeleciał nad leżącym na ziemi Nicholasem z demonem-pająkiem na nim.  Już tkał swoją śmiertelną sieć. A na podłodze leżało coś jeszcze, biały kokon, tak duży jak człowiek – lekki, cienki kształt – blond włosy wystawały z warstw jedwabiu…
- Elodie! – Sean rzucił się na ziemię obok niej, rozrywając warstwy aż uwolnił jej twarz. – Elodie… - Położył jej głowę na kolanach. – Proszę obudź się.
Niedaleko za nim byli Sara i Niall.͎
Sara uklękła obok Nicholasa i zanurzyła dłonie głęboko w skórę Surari. Zobaczyła, że palce Nicholasa iskrzą niebieskim ogniem.
- Nie rób tego. Podpalisz mnie! – ostrzegła go. W tym momencie Sara poczuła szczypanie w palcach, to było tak jakby dotykała pokrzywy, a potem zaczęły boleć, piec. Zawyła, gdy ciekły, żrący jak kwas płyn wypłynął z ciała Surari i wraz z czarną wodą spalił jej skórę.
Nicholas nie mógł oddychać, demon-pająk pokrywał jego nos i usta. Przeraźliwe dźwięki dobiegały z jego piersi, gdy rozpaczliwie próbował wciągnąć powietrze w płuca. Sara nie poruszyła się, nie przestała rozpuszczać potwora, mimo że jej dłonie tak bolały, że bała się, że się stopią.
Pieśń Nialla rozbrzmiała w powietrzu, ale nagle zauważył otwarte okno, trzaskające na wietrze. Skoczył do szkła, ale było już za późno. Czarna noga pokryta grubymi, szorstkimi włosami wślizgnęła się do środka. Ukuł ją sztyletem, próbując utrzymać okno zamknięte, ale na nic się to nie zdało. Ostrze nie mogło przebić jego grubej powłoki. Demon-pająk wgramolił się do środka i zakradł się po ścianie z okropnym szumiącym dźwiękiem. Pieśń Nialla rozbrzmiała ponownie, gdy patrzył jak potwór wspina się na jedną z kolumn łóżka z baldachimem i siada na szczycie płótna, czekając, by zaatakować. Ale za nim mógł to zrobić, strzała przebiła powietrze i wbiła się między jego szczypce. Niall odwrócił się w kierunku okna, w samą porę, by dostrzec kolejnego demona na parapecie, drżącego z bólu pieśni, ale nie wystarczająco ogłuszonego. Skoczył na Nialla i uciszył go, przewracając do tyłu.
Alvise warknął z wściekłości. On również próbował dźgnąć demona-pająka, raz za razem, ale ostrze nie mogło znaleźć drogi przez jego opancerzoną powłokę. Musiał uderzyć potwora między szczypcami, aby spróbować przewrócić, go tak by odsłonił swój słaby punkt.
Sean zauważył potwora przyczepiającego się do twarzy Nialla i Nicholasa daremnie próbującego złapać oddech. Wciąż na ziemi z głową Elodie na kolanach, zaczął kreślić runy, czerwone światła tworzyły wstążki w powietrzu. Wstążki zacieśniły się na Surari przylegającym do twarzy Nialla, odciągając go od niego, nici jedwabnej sieci zwisały z jego kleszczy. Zrzucili go na ziemię, a Alvise od razu przebił jego wrażliwe miejsce swoim sztyletem, czarna krew wyprysła z rany. Część płynu skapnęła na twarz Alvise’a, a ten krzyknął. Paliło jak kwas. W tym momencie Sean uświadomił sobie, że Sara delikatnie jęczy. Odwrócił się by zobaczyć ją obok kałuży Czarnej wody, trzymającą swoje czerwone, surowe, pokryte pęcherzami dłonie na kolanach. Nicholas był wolny.
- Sara! – zawołał przerażony. – Jesteś ranna?
Podniosła się i klęknęła obok Seana i Elodie.
- W porządku. Żyję. Elodie? – wyszeptała, patrząc na szarą twarz przyjaciółki, z jedwabną siecią wciąż wokół jej ciała.
- Czuję puls, ale jest taka słaba. Tak jakby nie zostało w niej krwi! – Sean wziął jej bezkrwiste dłonie w swoje. Po tym wszystkim co przeszli, umrze o tak, w obcym świecie przez ranę, której nawet nie mogli dostrzec.
Nicholas wymacał sobie drogę w kierunku Elodie, białe warstwy wciąż zwisały z jego twarzy klejąc się do skóry. Tak, mój ojciec dotrzymuje słowa pomyślał gorzko.
- Demon-pająk nie miał wystarczająco dużo czasu, by się nią pożywić – powiedział drżącym głosem. – To Azasti sprawia, że każda rana jest śmiertelna. Krwawi w środku.
Umrzeć od zgniłej krwi.
- Nie. Nie Elodie – błagał bezwstydnie Sean. – Nicholas. Nicholas, proszę. Jest coś, co możesz dla niej zrobić? Lekarstwo, które obiecał twój ojciec…
- Nie mogę nic zrobić. On nie miał lekarstwa – powiedział Nicholas.
Oczy Sary rozszerzyły się, gdy usłyszała ból w jego głosie, widziała go wyrytego na całej jego twarzy. Nie kłamał. Zależało mu na niej, uświadomiła sobie.
Nicholas wymacał dłonie Elodie i wziął je od Seana i co zaskakujące, Sean mu pozwolił.
Milion myśli biegło przez umysł Nicholasa. Nie mógł przecież tego zrobić. Nie mógł przecież zrobić tego Elodie. Lepiej pozwolić jej umrzeć…
- Nicholas, jeżeli jest choćby ziarno prawdy w obietnicy twojego ojca… Jeżeli jest cokolwiek co mógłbyś zrobić… - błagała Sara.
- On. Kłamał! – utrzymywał. Nicholas mówił prawdę. Nie było opcji żeby przekazał im lekarstwo.
Bo to on był lekarstwem: Nicholas. A efekty uboczne były zbyt straszne, by je wymówić.
Nie mógł tego zrobić.
I wtedy Elodie delikatnie otworzyła oczy i spojrzała na Nicholasa nad nią.
- Nie pozwól mi umrzeć – wyszeptała.
To był moment. Decyzja podjęta w ułamku sekundy. Tym razem nie pozwoli umrzeć osobie, która go kocha, jak jego matce, jak Martynie.
- Sean. Twój sztylet – polecił.
Sean patrzył na niego przez chwilę. Nigdy by nie pomyślał, że da Nicholasowi swój sgian-dubh, ale coś w jego głosie sprawiło, że go posłuchał. Nicholas złapał jego broń, zdjął kurtkę i podwinął rękawy. Przeciął swoje własne ramię, wycinając głęboką, krwawą ścieżkę od łokcia do pięści. Krew zaczęła kapać szkarłatnym strumieniem. Przez chwilę panowała zupełna cisza, poza przerywanym oddechem Elodie.
Nicholas zabrał Elodie od Seana i posadził ją w pozycji siedzącej, jedną ręką ją objął, drugą, krwawiącą przyłożył jej do twarzy… Pozwolił by jego krew skapnęła w jej otwarte wargi, smarując jej twarz i podbródek. Sara westchnęła, podczas gdy Sean i Niall byli zmrożeni w cichym horrorze.  Alvise stał z boku, wspomnienia jego siostry były silniejsze niż kiedykolwiek. Micol zakryła usta dłonią, aura Elodie zmieniała się, gdy piła, z szarej w czarną.
- Sean… - wyszeptała Sara. Sean potrząsnął głową, obrzydzenie i lęk były wymalowane na całej jego twarzy. Nie powstrzymałby go. Nie mógł go powstrzymać, albo Elodie umrze.
Wszyscy obserwowali jak Elodie pije krew Nicholsa, jej usta i broda były nią wysmarowane jakby umierała. Zapadała w coś, co wyglądało na głęboki sen w jego ramionach, z głową na jego piersi. Jej oddech nie był już urywany, ale głęboki i powolny.
Nicholas zaniósł ją na łóżko, kładąc ją delikatnie.
- Czy jest wyleczona z Azasti? – spojrzenie Seana nie opuszczało Elodie.
- Spójrz na jej paznokcie -  odpowiedział Nicholas. Paznokcie Elodie nie były już niebieskie.
Sean odetchnął z ulgą.
- Więc przeżyje – powiedział, głaszcząc zakrwawioną twarz Elodie. Dopiero wtedy zauważył, że nie ma na sobie swoich ubrań, lecz długą, zdobioną suknię.
- Nie wiem – powiedział. – Moja krew… ma konsekwencje. Ale jest silna.
- Jakie konsekwencje? – wyszeptała Sara, nie mogąc się pozbyć wściekłości i podejrzenia z głosu. – Czy teraz będzie posłuszna twoim rozkazom? Zamieniłeś ją w niewolnika?
- Elodie żyje i oddycha. To wszystko o co możemy teraz prosić – powiedział łagodnie Niall. Przerwał mu łomot dobiegający z dołu.
- To tyle, jeżeli chodzi o twoje potężne klątwy! – sapnęła Sara. – Wszędzie wokół czyhają Surari!
- Elodie otworzyła okno – wytłumaczył Nicholas. – Złamała klątwy. Przepraszam. Powinienem was uprzedzić…
- Teraz już za późno! – odpowiedziała, a jej oczy zapłonęły na zielono.
- Niall, weź Elodie – rozkazał Sean. – Możesz wciąż śpiewać, gdy będziesz ją niósł, a ja potrzebuję rąk do kreślenia run.  Alvise, ty poprowadzisz Nicholasa. – Przerwał mu kolejny łomot, tym razem z bliższej odległości. Dobiegł z korytarza… a potem kolejny, przy drzwiach, skrobania i cięcia. Pieśń Nialla już wnosiła się, gdy trzymał ciało nieprzytomnej Elodie w ramionach.
- Micol otwórz drzwi i odskocz na bok – wyszeptał Sean. Micol wahała się przez chwilę, ale przygotowała się. Szarpnęła drzwi i natychmiast jej palce pokryły się wyładowaniami, gdy skoczyła do tyłu. Grupa pająków, niektórych tak dużych jak ludzka głowa, innych małych jak szczury, przedarła się do pokoju. Bitwa zmieniła się w szał. Wszystko działo się tak szybko, że tylko instynkt, sprawił, że kontynuowali, wymierzając ciosy, mówił im gdzie dalej uderzyć. W ich głowach była tylko jedna myśl, nie pozwolić im skoczyć na twarz i zbudować sieć…
- Na zewnątrz! Wszyscy na zewnątrz! – ryknął Sean.
- Nasze rzeczy! – krzyknęła Sara. Potrzebowali ich kurtek, kocy i jedzenia. Nie mogli przetrwać w lesie bez nich.
- Nie ma czasu! – odpowiedział Sean, biegnąc, demony-pająki biegły za nimi, niemożliwie szybko na ich grubych, czarnych nogach.
Udało im się dotrzeć do korytarza i wtedy nastąpiło uderzenie.
Micol upadła, ale gdy tylko pająk na nią skoczył uniosła swoje elektryczne dłonie, otaczając potwora niebieskimi wyładowaniami. Surari upadło na ziemię, ale zaraz kolejne było na niej i kolejne. Krzyknęła. Czy Sean i inni się nie zatrzymają? Nie zatrzymają się dla niej? I wtedy usłyszała jak Sean szepcze jej do ucha i jak Alvise mruczy, gdy dźga pająki z śmiercionośną precyzją. I była wolna.
Silna dłoń podniosła ją do góry, Sean. I dalej biegła na oślep, rzuciła się w dół schodów, przez otwarte drzwi w noc.
Surari nie zniechęciły się, przemykały za nimi, maskując swoje czarne skóry między drzewami i mchem. Alvise nie przestawał odwracać się, by wystrzelić strzały w grupę Surari. Każda wystrzelona strzała oznaczała jedną strzałę mniej w jego kołczanie, a tych nie mógł już odzyskać. Sean i reszta byli przed nim, ale Micol biegła obok niego, dopóki nagle nie zatrzymała się i nie zwróciła twarzą w kierunku pająków.
- Micol! – zawołał. Czy chciała umrzeć?
- Mam pomysł! – krzyknęła i uniosła ręce, odrzucając głowę do tyłu. Noc rozświetliła się tęczą kolorów, gdy błyskawice wystrzeliły z jej rąk, ust i oczu, unosząc ją w elektrycznym sztormie. Śmiertelna sieć błyskawic rozniosła się w powietrzu, zwisając między drzewami, rozciągnięta po gałęziach, jakby też była pajęczyną.
Micol zwinęła się w pół jak przyczajony wąż, krawędzie elektrycznej sieci ciągnęły się od jej palców, przesuwając się z nią, gdy odsunęła się i ukucnęła między drzewami. Utworzyła coś w rodzaju elektrycznego ogrodzenia, a jej ciało było generatorem.
Alvise patrzył nie mogąc uwierzyć jak jedno, dwa Surari rzucają się na barierę i natychmiast zostają spalone, złapane w wielokolorowe promienie, ich włosy płoną i błyskają, wydzielając odurzającą woń. Inne pająki zatrzymały się i czołgały, płasko po ziemi. Alvise wykorzystał szansę, zasypując pozostałe demony przez elektryczną sieć gradem strzał, wypuszczając je z łuku jedna za drugą, tak szybko jak oko mogło widzieć. Oboje byli nieruchomi, Micol kucała między drzewami, trzęsąc się z wysiłku, by kontynuować wyładowania, a Alvise gotowy do strzału. Nie było śladu pozostałych, a noc była spokojna.
- Długo już nie wytrzymam – wyszeptała Micol, dysząc jakby biegła, z jej dłoni wyciągała tęcza promieni, drżały. Nagle wyładowania zniknęły, a Micol z cichym jękiem pozwoliła upaść sobie na ziemię.
- Chodźmy. – Alvise chwycił ją za rękę i pomógł wstać.
Z ciemności dobiegł głos.
- Alvise! Wszystko dobrze? Micol? – To był Sean, wyłonił się z cienia ze swoim sgian-dubhem błyszczącym w świetle księżyca.
- Zabiła ich mnóstwo – powiedział im dumnie Alvise.
Sean przez chwilę nie mógł wydobyć słowa.
- Szkoda, że tego nie widziałem – powiedział w końcu. – Zostawiłem resztę dalej. Chodźmy. Szybko.
Pobiegli w kierunku innych, dopiero wtedy Micol zdała sobie sprawę z tego jak jest zmarznięta. Jej zęby trzęsły się tak mocno, że mogła usłyszeć ten dźwięk wewnątrz głowy. Stworzenie elektrycznej bariery pozbawiło ją sił.
Siedzieli w kręgu z twarzami na zewnątrz, Elodie była w środku, leżała na trawie.
- Ta dziewczyna usmażyła pająki – zakomunikował Sean.
- Wszystkie? – zapytał Niall.
- Nie ma jak sprawdzić. Ruszajmy się. Chcę znaleźć się tak daleko od tego miejsca jak to tylko możliwe. Elodie?
- Wciąż śpi. – Nialla bolały ręce, ale poszedł znów ją podnieść, trzymając ją przy sobie. Jest tak mała jak ptak, pomyślał ze strachem. Pamiętał, kiedy po raz pierwszy się spotkali. Pomyliła go z wrogiem i oszołomiła swoim trującym pocałunkiem. Śmiercionośna księżniczka, nazwał ją.
- Moja kolej – powiedział Sean, zbliżając się do niego. – Miej się na baczności, na wypadek jakbym musiał użyć run – dodał, a Niall przytaknął. Wziął Elodie w ramiona i był zaskoczony jaka jest gorąca. Czuć było jakby paliła ją gorączka, ale gdy Sean przyłożył ucho do jej piersi poczuł, że jej puls był wolny i regularny, a jej oddech głęboki. – Czy będzie długo spała, Nicholasie?
- Nie wiem. – Jego twarz była ściśnięta, czoło wykrzywione w grymasie. Serce Seana zamarło, Nicholas nie mówił im czegoś, o tym co dzieje się z tym, kto wypije jego krew. Sean nie chciał pytać.
- Zostało nam tylko to i nic więcej – powiedziała Sara dotykając swojego plecaka, gdy szli w słabym świetle wczesnego świtu. Musieli zostawić wszystko. Nie mieli śpiworów, które trzymałyby ich w cieple przez noc, nie mieli kurtek, jedzenia ani wody.
- Jak udało ci się go ze sobą zabrać? – zapytał Sean.
- Złapałam go, gdy biegliśmy. Był blisko drzwi. Nie skończyłam się pakować, jest w połowie pusty.
- Więc co jest w środku? – zapytał Sean, wysiłek, wynikający z konieczności niesienia Eldodie, był wyczuwalny w jego głosie.
- W połowie pustą butelkę wody, dwie paczki ciastek. Zapałki. Tabliczkę czekolady. To wszystko. Reszta nie została spakowana.
- Przynajmniej byliśmy ubrani – zauważył Niall, wieczny optymista. – Gdyby to się wydarzyło w środku nocy, biegalibyśmy teraz wszyscy w bieliźnie.
- I mamy buty na nogach – dodał Alvise.
- Mów za siebie. Moje się rozpadają – powiedziała nieszczęśliwa Micol. Przy każdym kroku czuła ziemię, z jej balerinami wystrzępionymi od chodzenia i biegania.
- Skończyliśmy narzekać? Żyjemy! –skarcił ich Sean.
- Na razie – powiedział Niall swoim „świetnie się bawię” tonem, który przeciwstawiał się nawet najgorszym okolicznościom. – Po nocy w lesie bez kurtek i śpiworów, demony zaliżą nas na śmierć, jak lizaki – powiedział.
- Już niedaleko do nory mojego ojca – wtrącił Nicholas. – Dotrzemy tam dziś wieczór.
Micol zadrżała i objęła swoje drobne ciało. I wtedy to zobaczyła, ciepłe pomarańczowe światło wznoszące się na granicy jej widoczności. Za nim zdążyła się obrócić światło zgasło.
Właśnie wtedy Elodie ponownie zaczęła krzyczeć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz