39
Cena do Zapłaty
Gdy raz spojrzysz w przepaść
Nie ma odwrotu
Już na zawsze będziesz
Niósł ją ze sobą
- Sean! Sara! To Elodie!
Niall! Pomocy! – Nicholas wbiegł z powrotem po schodach tak szybko jak potrafił
bez patrzenia, potykając się, upadając i uderzając twarzą w kamienie.
- W moim starym pokoju! –
krzyknął, ignorując krew z rozciętej
wargi, gdzie się uderzył. Zbiegł w dół korytarza, przebiegł przez drzwi z
różanego drewna, wołając imię Elodie. Poczuł, że coś skacze na jego twarz i
przyczepia do niego. Instynktownie poleciał do tyłu, uderzając się ciężko w kamienną
podłogę.
Sean odnalazł pusty pokój
Elodie. Chciał sprawdzić jak się czuje, jeżeli udało jej się w ogóle zasnąć.
Wchodząc do korytarza zobaczył
Nicholasa wpadającego go pokoju z podwójnymi drzwiami i podążył za nim. Prawie przeleciał nad leżącym na ziemi
Nicholasem z demonem-pająkiem na nim.
Już tkał swoją śmiertelną sieć. A na podłodze leżało coś jeszcze, biały
kokon, tak duży jak człowiek – lekki, cienki kształt – blond włosy wystawały z
warstw jedwabiu…
- Elodie! – Sean rzucił się
na ziemię obok niej, rozrywając warstwy aż uwolnił jej twarz. – Elodie… -
Położył jej głowę na kolanach. – Proszę obudź się.
Niedaleko za nim byli Sara
i Niall.͎
Sara uklękła obok Nicholasa
i zanurzyła dłonie głęboko w skórę Surari. Zobaczyła, że palce Nicholasa iskrzą
niebieskim ogniem.
- Nie rób tego. Podpalisz
mnie! – ostrzegła go. W tym momencie Sara poczuła szczypanie w palcach, to było
tak jakby dotykała pokrzywy, a potem zaczęły boleć, piec. Zawyła, gdy ciekły,
żrący jak kwas płyn wypłynął z ciała Surari i wraz z czarną wodą spalił jej
skórę.
Nicholas nie mógł oddychać,
demon-pająk pokrywał jego nos i usta. Przeraźliwe dźwięki dobiegały z jego
piersi, gdy rozpaczliwie próbował wciągnąć powietrze w płuca. Sara nie
poruszyła się, nie przestała rozpuszczać potwora, mimo że jej dłonie tak bolały,
że bała się, że się stopią.
Pieśń Nialla rozbrzmiała w
powietrzu, ale nagle zauważył otwarte okno, trzaskające na wietrze. Skoczył do
szkła, ale było już za późno. Czarna noga pokryta grubymi, szorstkimi włosami
wślizgnęła się do środka. Ukuł ją sztyletem, próbując utrzymać okno zamknięte,
ale na nic się to nie zdało. Ostrze nie mogło przebić jego grubej powłoki.
Demon-pająk wgramolił się do środka i zakradł się po ścianie z okropnym
szumiącym dźwiękiem. Pieśń Nialla rozbrzmiała ponownie, gdy patrzył jak potwór
wspina się na jedną z kolumn łóżka z baldachimem i siada na szczycie płótna,
czekając, by zaatakować. Ale za nim mógł to zrobić, strzała przebiła powietrze
i wbiła się między jego szczypce. Niall odwrócił się w kierunku okna, w samą
porę, by dostrzec kolejnego demona na parapecie, drżącego z bólu pieśni, ale
nie wystarczająco ogłuszonego. Skoczył na Nialla i uciszył go, przewracając do
tyłu.
Alvise warknął z
wściekłości. On również próbował dźgnąć demona-pająka, raz za razem, ale ostrze
nie mogło znaleźć drogi przez jego opancerzoną powłokę. Musiał uderzyć potwora
między szczypcami, aby spróbować przewrócić, go tak by odsłonił swój słaby
punkt.
Sean zauważył potwora
przyczepiającego się do twarzy Nialla i Nicholasa daremnie próbującego złapać
oddech. Wciąż na ziemi z głową Elodie na kolanach, zaczął kreślić runy,
czerwone światła tworzyły wstążki w powietrzu. Wstążki zacieśniły się na Surari
przylegającym do twarzy Nialla, odciągając go od niego, nici jedwabnej sieci
zwisały z jego kleszczy. Zrzucili go na ziemię, a Alvise od razu przebił jego
wrażliwe miejsce swoim sztyletem, czarna krew wyprysła z rany. Część płynu
skapnęła na twarz Alvise’a, a ten krzyknął. Paliło jak kwas. W tym momencie
Sean uświadomił sobie, że Sara delikatnie jęczy. Odwrócił się by zobaczyć ją
obok kałuży Czarnej wody, trzymającą swoje czerwone, surowe, pokryte pęcherzami
dłonie na kolanach. Nicholas był wolny.
- Sara! – zawołał
przerażony. – Jesteś ranna?
Podniosła się i klęknęła
obok Seana i Elodie.
- W porządku. Żyję. Elodie?
– wyszeptała, patrząc na szarą twarz przyjaciółki, z jedwabną siecią wciąż
wokół jej ciała.
- Czuję puls, ale jest taka
słaba. Tak jakby nie zostało w niej krwi! – Sean wziął jej bezkrwiste dłonie w
swoje. Po tym wszystkim co przeszli, umrze o tak, w obcym świecie przez ranę,
której nawet nie mogli dostrzec.
Nicholas wymacał sobie
drogę w kierunku Elodie, białe warstwy wciąż zwisały z jego twarzy klejąc się
do skóry. Tak, mój ojciec dotrzymuje
słowa pomyślał gorzko.
- Demon-pająk nie miał
wystarczająco dużo czasu, by się nią pożywić – powiedział drżącym głosem. – To
Azasti sprawia, że każda rana jest śmiertelna. Krwawi w środku.
Umrzeć od zgniłej krwi.
- Nie. Nie Elodie – błagał
bezwstydnie Sean. – Nicholas. Nicholas, proszę. Jest coś, co możesz dla niej
zrobić? Lekarstwo, które obiecał twój ojciec…
- Nie mogę nic zrobić. On
nie miał lekarstwa – powiedział Nicholas.
Oczy Sary rozszerzyły się,
gdy usłyszała ból w jego głosie, widziała go wyrytego na całej jego twarzy. Nie
kłamał. Zależało mu na niej, uświadomiła sobie.
Nicholas wymacał dłonie
Elodie i wziął je od Seana i co zaskakujące, Sean mu pozwolił.
Milion myśli biegło przez umysł
Nicholasa. Nie mógł przecież tego zrobić. Nie mógł przecież zrobić tego Elodie.
Lepiej pozwolić jej umrzeć…
- Nicholas, jeżeli jest
choćby ziarno prawdy w obietnicy twojego ojca… Jeżeli jest cokolwiek co mógłbyś
zrobić… - błagała Sara.
- On. Kłamał! – utrzymywał.
Nicholas mówił prawdę. Nie było opcji żeby przekazał im lekarstwo.
Bo to on był lekarstwem:
Nicholas. A efekty uboczne były zbyt straszne, by je wymówić.
Nie mógł tego zrobić.
I wtedy Elodie delikatnie
otworzyła oczy i spojrzała na Nicholasa nad nią.
- Nie pozwól mi umrzeć –
wyszeptała.
To był moment. Decyzja
podjęta w ułamku sekundy. Tym razem nie pozwoli umrzeć osobie, która go kocha,
jak jego matce, jak Martynie.
- Sean. Twój sztylet –
polecił.
Sean patrzył na niego przez
chwilę. Nigdy by nie pomyślał, że da Nicholasowi swój sgian-dubh, ale coś w jego głosie sprawiło, że go posłuchał.
Nicholas złapał jego broń, zdjął kurtkę i podwinął rękawy. Przeciął swoje
własne ramię, wycinając głęboką, krwawą ścieżkę od łokcia do pięści. Krew
zaczęła kapać szkarłatnym strumieniem. Przez chwilę panowała zupełna cisza,
poza przerywanym oddechem Elodie.
Nicholas zabrał Elodie od
Seana i posadził ją w pozycji siedzącej, jedną ręką ją objął, drugą, krwawiącą przyłożył
jej do twarzy… Pozwolił by jego krew skapnęła w jej otwarte wargi, smarując jej
twarz i podbródek. Sara westchnęła, podczas gdy Sean i Niall byli zmrożeni w
cichym horrorze. Alvise stał z boku,
wspomnienia jego siostry były silniejsze niż kiedykolwiek. Micol zakryła usta
dłonią, aura Elodie zmieniała się, gdy piła, z szarej w czarną.
- Sean… - wyszeptała Sara.
Sean potrząsnął głową, obrzydzenie i lęk były wymalowane na całej jego twarzy.
Nie powstrzymałby go. Nie mógł go powstrzymać, albo Elodie umrze.
Wszyscy obserwowali jak
Elodie pije krew Nicholsa, jej usta i broda były nią wysmarowane jakby
umierała. Zapadała w coś, co wyglądało na głęboki sen w jego ramionach, z głową
na jego piersi. Jej oddech nie był już urywany, ale głęboki i powolny.
Nicholas zaniósł ją na
łóżko, kładąc ją delikatnie.
- Czy jest wyleczona z
Azasti? – spojrzenie Seana nie opuszczało Elodie.
- Spójrz na jej paznokcie
- odpowiedział Nicholas. Paznokcie
Elodie nie były już niebieskie.
Sean odetchnął z ulgą.
- Więc przeżyje –
powiedział, głaszcząc zakrwawioną twarz Elodie. Dopiero wtedy zauważył, że nie
ma na sobie swoich ubrań, lecz długą, zdobioną suknię.
- Nie wiem – powiedział. –
Moja krew… ma konsekwencje. Ale jest silna.
- Jakie konsekwencje? –
wyszeptała Sara, nie mogąc się pozbyć wściekłości i podejrzenia z głosu. – Czy
teraz będzie posłuszna twoim rozkazom? Zamieniłeś ją w niewolnika?
- Elodie żyje i oddycha. To
wszystko o co możemy teraz prosić – powiedział łagodnie Niall. Przerwał mu
łomot dobiegający z dołu.
- To tyle, jeżeli chodzi o
twoje potężne klątwy! – sapnęła Sara. – Wszędzie wokół czyhają Surari!
- Elodie otworzyła okno –
wytłumaczył Nicholas. – Złamała klątwy. Przepraszam. Powinienem was uprzedzić…
- Teraz już za późno! –
odpowiedziała, a jej oczy zapłonęły na zielono.
- Niall, weź Elodie –
rozkazał Sean. – Możesz wciąż śpiewać, gdy będziesz ją niósł, a ja potrzebuję
rąk do kreślenia run. Alvise, ty
poprowadzisz Nicholasa. – Przerwał mu kolejny łomot, tym razem z bliższej
odległości. Dobiegł z korytarza… a potem kolejny, przy drzwiach, skrobania i
cięcia. Pieśń Nialla już wnosiła się, gdy trzymał ciało nieprzytomnej Elodie w
ramionach.
- Micol otwórz drzwi i
odskocz na bok – wyszeptał Sean. Micol wahała się przez chwilę, ale
przygotowała się. Szarpnęła drzwi i natychmiast jej palce pokryły się
wyładowaniami, gdy skoczyła do tyłu. Grupa pająków, niektórych tak dużych jak
ludzka głowa, innych małych jak szczury, przedarła się do pokoju. Bitwa
zmieniła się w szał. Wszystko działo się tak szybko, że tylko instynkt, sprawił,
że kontynuowali, wymierzając ciosy, mówił im gdzie dalej uderzyć. W ich głowach
była tylko jedna myśl, nie pozwolić im skoczyć na twarz i zbudować sieć…
- Na zewnątrz! Wszyscy na
zewnątrz! – ryknął Sean.
- Nasze rzeczy! – krzyknęła
Sara. Potrzebowali ich kurtek, kocy i jedzenia. Nie mogli przetrwać w lesie bez
nich.
- Nie ma czasu! –
odpowiedział Sean, biegnąc, demony-pająki biegły za nimi, niemożliwie szybko na
ich grubych, czarnych nogach.
Udało im się dotrzeć do
korytarza i wtedy nastąpiło uderzenie.
Micol upadła, ale gdy tylko
pająk na nią skoczył uniosła swoje elektryczne dłonie, otaczając potwora
niebieskimi wyładowaniami. Surari upadło na ziemię, ale zaraz kolejne było na
niej i kolejne. Krzyknęła. Czy Sean i inni się nie zatrzymają? Nie zatrzymają
się dla niej? I wtedy usłyszała jak Sean szepcze jej do ucha i jak Alvise
mruczy, gdy dźga pająki z śmiercionośną precyzją. I była wolna.
Silna dłoń podniosła ją do
góry, Sean. I dalej biegła na oślep, rzuciła się w dół schodów, przez otwarte
drzwi w noc.
Surari nie zniechęciły się,
przemykały za nimi, maskując swoje czarne skóry między drzewami i mchem. Alvise
nie przestawał odwracać się, by wystrzelić strzały w grupę Surari. Każda
wystrzelona strzała oznaczała jedną strzałę mniej w jego kołczanie, a tych nie
mógł już odzyskać. Sean i reszta byli przed nim, ale Micol biegła obok niego,
dopóki nagle nie zatrzymała się i nie zwróciła twarzą w kierunku pająków.
- Micol! – zawołał. Czy
chciała umrzeć?
- Mam pomysł! – krzyknęła i
uniosła ręce, odrzucając głowę do tyłu. Noc rozświetliła się tęczą kolorów, gdy
błyskawice wystrzeliły z jej rąk, ust i oczu, unosząc ją w elektrycznym
sztormie. Śmiertelna sieć błyskawic rozniosła się w powietrzu, zwisając między drzewami,
rozciągnięta po gałęziach, jakby też była pajęczyną.
Micol zwinęła się w pół jak
przyczajony wąż, krawędzie elektrycznej sieci ciągnęły się od jej palców,
przesuwając się z nią, gdy odsunęła się i ukucnęła między drzewami. Utworzyła
coś w rodzaju elektrycznego ogrodzenia, a jej ciało było generatorem.
Alvise patrzył nie mogąc
uwierzyć jak jedno, dwa Surari rzucają się na barierę i natychmiast zostają
spalone, złapane w wielokolorowe promienie, ich włosy płoną i błyskają,
wydzielając odurzającą woń. Inne pająki zatrzymały się i czołgały, płasko po
ziemi. Alvise wykorzystał szansę, zasypując pozostałe demony przez elektryczną
sieć gradem strzał, wypuszczając je z łuku jedna za drugą, tak szybko jak oko
mogło widzieć. Oboje byli nieruchomi, Micol kucała między drzewami, trzęsąc się
z wysiłku, by kontynuować wyładowania, a Alvise gotowy do strzału. Nie było
śladu pozostałych, a noc była spokojna.
- Długo już nie wytrzymam –
wyszeptała Micol, dysząc jakby biegła, z jej dłoni wyciągała tęcza promieni,
drżały. Nagle wyładowania zniknęły, a Micol z cichym jękiem pozwoliła upaść
sobie na ziemię.
- Chodźmy. – Alvise chwycił
ją za rękę i pomógł wstać.
Z ciemności dobiegł głos.
- Alvise! Wszystko dobrze?
Micol? – To był Sean, wyłonił się z cienia ze swoim sgian-dubhem błyszczącym w świetle księżyca.
- Zabiła ich mnóstwo –
powiedział im dumnie Alvise.
Sean przez chwilę nie mógł
wydobyć słowa.
- Szkoda, że tego nie
widziałem – powiedział w końcu. – Zostawiłem resztę dalej. Chodźmy. Szybko.
Pobiegli w kierunku innych,
dopiero wtedy Micol zdała sobie sprawę z tego jak jest zmarznięta. Jej zęby
trzęsły się tak mocno, że mogła usłyszeć ten dźwięk wewnątrz głowy. Stworzenie
elektrycznej bariery pozbawiło ją sił.
Siedzieli w kręgu z
twarzami na zewnątrz, Elodie była w środku, leżała na trawie.
- Ta dziewczyna usmażyła
pająki – zakomunikował Sean.
- Wszystkie? – zapytał
Niall.
- Nie ma jak sprawdzić.
Ruszajmy się. Chcę znaleźć się tak daleko od tego miejsca jak to tylko możliwe.
Elodie?
- Wciąż śpi. – Nialla
bolały ręce, ale poszedł znów ją podnieść, trzymając ją przy sobie. Jest tak mała jak ptak, pomyślał ze
strachem. Pamiętał, kiedy po raz pierwszy się spotkali. Pomyliła go z wrogiem i
oszołomiła swoim trującym pocałunkiem. Śmiercionośna księżniczka, nazwał ją.
- Moja kolej – powiedział
Sean, zbliżając się do niego. – Miej się na baczności, na wypadek jakbym musiał
użyć run – dodał, a Niall przytaknął. Wziął Elodie w ramiona i był zaskoczony
jaka jest gorąca. Czuć było jakby paliła ją gorączka, ale gdy Sean przyłożył
ucho do jej piersi poczuł, że jej puls był wolny i regularny, a jej oddech
głęboki. – Czy będzie długo spała, Nicholasie?
- Nie wiem. – Jego twarz
była ściśnięta, czoło wykrzywione w grymasie. Serce Seana zamarło, Nicholas nie
mówił im czegoś, o tym co dzieje się z tym, kto wypije jego krew. Sean nie
chciał pytać.
- Zostało nam tylko to i
nic więcej – powiedziała Sara dotykając swojego plecaka, gdy szli w słabym
świetle wczesnego świtu. Musieli zostawić wszystko. Nie mieli śpiworów, które
trzymałyby ich w cieple przez noc, nie mieli kurtek, jedzenia ani wody.
- Jak udało ci się go ze
sobą zabrać? – zapytał Sean.
- Złapałam go, gdy
biegliśmy. Był blisko drzwi. Nie skończyłam się pakować, jest w połowie pusty.
- Więc co jest w środku? –
zapytał Sean, wysiłek, wynikający z konieczności niesienia Eldodie, był wyczuwalny
w jego głosie.
- W połowie pustą butelkę
wody, dwie paczki ciastek. Zapałki. Tabliczkę czekolady. To wszystko. Reszta
nie została spakowana.
- Przynajmniej byliśmy
ubrani – zauważył Niall, wieczny optymista. – Gdyby to się wydarzyło w środku
nocy, biegalibyśmy teraz wszyscy w bieliźnie.
- I mamy buty na nogach – dodał
Alvise.
- Mów za siebie. Moje się
rozpadają – powiedziała nieszczęśliwa Micol. Przy każdym kroku czuła ziemię, z
jej balerinami wystrzępionymi od chodzenia i biegania.
- Skończyliśmy narzekać?
Żyjemy! –skarcił ich Sean.
- Na razie – powiedział Niall
swoim „świetnie się bawię” tonem, który przeciwstawiał się nawet najgorszym
okolicznościom. – Po nocy w lesie bez kurtek i śpiworów, demony zaliżą nas na
śmierć, jak lizaki – powiedział.
- Już niedaleko do nory
mojego ojca – wtrącił Nicholas. – Dotrzemy tam dziś wieczór.
Micol zadrżała i objęła
swoje drobne ciało. I wtedy to zobaczyła, ciepłe pomarańczowe światło wznoszące
się na granicy jej widoczności. Za nim zdążyła się obrócić światło zgasło.
Właśnie wtedy Elodie
ponownie zaczęła krzyczeć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz