czwartek, 27 września 2018

40. Życie wśród Cieni

40

Życie wśród Cieni


Kiedy leżeliśmy razem nad jeziorem
Pocałowałem twoją dłoń i wtedy
Uświadomiłem sobie, że to była moja

Sean
Elodie drży tak mocno, że boję się, że upadnę. Kładę ją na ziemi tak szybko jak mogę. Wciąż krzyczy najgłośniej jak potrafi, krzyki te przechodzą przeze mnie i sprawiają, że chcę zakryć uszy i je zablokować.
- Zabiłeś je wszystkie! – płacze. – A teraz ona też nie żyje!
- Kto nie żyje, Elodie? Co się dzieje? Co widzisz? – pytam ją. – Saro… czy to może być wizja?
- Nie wiem. Nigdy tak nie śniłam. To musi być to, co Nicholas jej zrobił. – odpowiada chłodnym tonem Sara, jej twarz jest spokojna, ale drży.
- Zabiłeś ją tak jak zabiłeś moją matkę! – Elodie znów krzyczy, tym razem jaj głos załamuje się na ostatnim słowie, zmieniając się w zgrzyt. Jej oczy są otwarte, ale nie są skupione na niczym. Wydają się patrzeć poza nas, poza teraz.
Chlip wydobywa się z ust Nicholasa.
- Przepraszam. To był jedyny sposób.
Elodie łapie się za głowę i kręci nią jak dziecko.
- To boli. Proszę nie rób mi tego – jęczy, a ja płaczę z nią.
- Co jej robisz! – krzyczę, zbliżam się do Nicholsa i chwytam go za kołnierz.
- Nic. Nic jej nie robię. To się nie dzieje. To wspomnienie – mówi. Jego skóra jest szara, jego oczy nieskupione na Elodie. Moja nienawiść do niego nie zna granic. W jednym szybkim ruchu, jestem za nim z ręką wokół jego szyi. Jest silny, ale wystarczy mi chwila by skręcić mu kark.
Z oddala dobiega mnie głos Sary.
- Nie zabijaj go! Wciąż go potrzebujemy! Puść go.
- Zatrzymaj to – syczę mu do ucha.
- Nie potrafię.
- Sean. Puść go – powtarza Sara, unosi ręce, z dłońmi na zewnątrz, tak jakby chciała mnie uspokoić i wiem, że ma rację. Puszczam go, ale gdy Elodie znów jęczy dopada mnie złość i uderzam go. Czuję jak coś chrupie pod moimi knykciami i moja dłoń jest mokra.  Nie oddaje mi. Upada na kolana, górująca nad drżącą postacią Elodie i jestem gotów, by znów go uderzyć. Niall i Alvise chwytają mnie i odciągają.
- Sean, przestań! – łka ktoś, Niall lub Sara i silne ręce mnie powstrzymują.
- Przestań! Proszę przestań! – Elodie powtarza słowa w gorączce.
- Co się jej dzieje? – warczę. – Mów prawdę!
- Powiedziałem ci prawdę. Przetwarza wspomnienia. Teraz przypomina sobie furię mózgu- mówi Nicholas, krew cieknie mu z nosa.
Musi kłamać. Musi.
- To nie ma sensu… Jak…
- Przez moją krew. To jest jedyne lekarstwo na Azasti, krew od pół mężczyzny, pół Surari. A jedynym istniejącym jestem ja. Ale to jest cena, którą trzeba zapłacić.
- Nie mogę już wytrzymać! Sean, proszę zabij mnie! – szepcze Elodie, zwinięta na ziemi. Patrzy na mnie i widzę, że jej oczy są skupione.
- Elodie, co się dzieje? Kto ci to robi? Czy to Nicholas?
Elodie łapie się za głowę i ponownie płacze.
- To nie Nicholas. To Król Cieni. Po prostu mnie zabij! – krzyczy, a jej oczy ponownie tracą skupienie, gdy jej ciało się zgina.
- Musi być sposób żeby jej pomóc. Proszę, Nicholas! – błaga go Sara.
- Nie ma. Myślisz, że gdyby był to bym go nie spróbował? Możemy tylko czekać. Jeżeli przeżyje…
- Jeżeli? Krzyczę, skaczę do niego i znów Alvise i Niall mnie powstrzymują. – Wiedziałeś! Wiedziałeś, że to się stanie!
- Tak, wiedziałem. Jaki miałem wybór? – szepcze. – Było to lub natychmiastowa śmierć. I ty to wiesz, Sean.
Elodie mamrocze pod nosem, wciąż w gorączce.
- Stop… Ojcze, proszę nie…
- Zawsze chciałeś naszej śmierci – syczy Sara. – Masz to czego chciałeś, czyż nie? Jeden po drugim, wszyscy umrzemy. Wybrałeś tą drogę dla Elodie. Nóż w serce byłby lepszy.
- Nigdy nie chciałem śmierci Elodie – mówi Nicholas, a jego głos jest tak bolesny, że nie wiem, w co wierzyć.
Elodie jęczy i drży, głowę wciąż trzyma w dłoniach. Jeżeli Nicholas mówi prawdę, to jest wspomnienie. Wspomnienie przerażającego bólu. Czy ją zabije? Albo oślepi ją jak Nicholasa? Rozglądam się wokół. Sara, Micol i Niall są bliscy łez. Alvise opiera czoło o drzewo. Nikt z nas nie może nic zrobić.
- Elodie – wołam, bezradny. Przez chwilę mam ochotę wyjąć mój sgian-dubh i przejechać ostrzem po moim własnym ramieniu, by dzielić jej ból.
Elodie znów krzyczy. Długi, przeszywający krzyk rozrywa moje serce na dwie części. Pozwalam sobie upaść na ziemię obok niej, po drugiej stronie Nicholasa i wołam jej imię parokrotnie. Otwiera oczy, patrząc na coś, co tylko ona może zobaczyć. Otwiera usta.
-Nicholas – szepcze i nie mogę uwierzyć, że woła jego imię.
- Jestem tutaj. Jestem – mówi i szuka jej dłoni. Oddech.
- Oddycha! Żyje! –mówi nagle Nicholas, łapiąc ją za nadgarstek. – Jej serce bije! – Podnosi Elodie na kolana, jej głowa opada na jego pierś. Są jak Dao, czarne i białe, złączone w jedno.
- Elodie? Słyszysz mnie? – wołam.
Mruga parę razy, a potem otwiera oczy. Już nie są ciepłe, czekoladowo-brązowe. Są czarne jak obsydian. Próbuję zabrać ją od Nicholasa, ale jęczy i łapie się jego. Ponownie woła jego imię i oplata ramionami jego szyję tak jakby nie chciała się już od niego nigdy oddalić.
I wtedy wiem, że ją straciliśmy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz