poniedziałek, 11 lutego 2019

59. Miłość na wodzie


59

Miłość na wodzie

Cały czas świata
Byśmy mogli zobaczyć
Że życie jest tym, co z niego robimy

Wenecja świeciła w zimowym słońcu, powietrze zamarzało, a jasne niebo było perfekcyjnie niebieskie. Sean i Sara spacerowali po ulicach, trzymając się za ręce, dopóki nie dotarli do małego campo, małego placu, otoczonego pięknymi budynkami z arkadowymi oknami i stiukowymi fasadami. Uczniowie, turyści z aparatami i starsze panie z zakupami śpieszyli się wokół nich, zajęci i obojętni na ich konwersację. Dziwne pomyślała Sara. Moje całe życie rozgrywa się tutaj i nikt nic nie wie, nikt nic nie podejrzewa.
- Saro…
- Proszę nie mów tego – wypaliła, jej dłonie uniosły się, by stworzyć barierę miedzy nimi.
- Nie mówić czego? – uśmiechnął się.
- Nie mów, że odchodzisz. Że muszę poślubić Sekretnego dziedzica. Że będziesz się mną opiekował, że nigdy naprawdę nie odejdziesz, ale nie będziemy razem. Po prostu tego nie mów.
- Sara, Sara stop! – Zaśmiał się i również uniósł swoje dłonie, splatając swoje palce z jej. – Och. Być może powinienem zapytać przed zrobieniem tego – powiedział.
- Zrobieniem czego?
- Dotknięciem twoich dłoni. Na wypadek gdybyś chciała mnie zabić. Zrobiłaś tak przedtem. – Zaśmiał się ponownie.
- Nie śmiej się! – powiedziała, patrząc w dół. Zaczynała być naprawdę zdenerwowana. Wydawało się, że gra w grę, podczas gdy ona nie mogła wytrzymać, czekając aż powie jej to, co musiał powiedzieć.
- Dobrze, przepraszam. Słuchaj. Ja… – Wziął głęboki oddech. Dla niego również nie było łatwe ubrać myśli w słowa. – Ja…
- Zdjęcie? Zrobisz zdjęcie?
Sean mrugnął i spojrzał na Japonkę, stojącą przed nim z aparatem w ręku i wielkim uśmiechem na twarzy.
- Zdjęcie, proszę – powtórzyła, wskazując na Seana a potem na mężczyznę i dzieci za nim.
- Oczywiście. Oczywiście – mruknął, biorąc aparat od kobiety. Sara próbowała nie przewrócić oczami, żeby nie wydać się niemiłą, ale usiadła sztywno, życząc sobie żeby turyści odeszli.
- Dziękuję! Dziękuję – powtarzali w kółko japońscy turyści, lekko się nawet kłaniając, odchodząc.
- Więc, tak. Na czym skończyliśmy? – powiedział Sean, siadając ponownie na kamiennej poręczy.
- Nie wiem, na czym skończyliśmy, Sean. Nie wiem, na czym jesteśmy. Nie wiem, co się wydarzy! – wypaliła Sara, skończyła jej się cierpliwość.
- Powiem ci, co się wydarzy, Saro – powiedział Sean, nagle poważny. Ujął jej twarz w dłonie. -  Miałaś rację od początku. Widziałem efekty endogamii wśród Sekretnych Rodzin. Nadszedł czas nowej ery i nowej generacji silnej krwi…
Sara spojrzała w górę i uśmiechnęła się przez łzy.
- Nie chcę, już widzieć, jak płaczesz – powiedział Sean i wytarł łzę, która spłynęła jej po policzku. Pogładził jej włosy, potem ponownie ujął jej twarz w dłonie i pocałował ją.
Sara zamknęła oczy pozwalając szczęściu przepłynąć przez nią. Będą razem. Po tym całym bólu i strachu, kłamstwach i pojednaniu… całym tym czasie, gdy byli blisko śmierci, mogli czuć jej zimny oddech na karku…
Będą razem.
To nie wydawało się możliwe.
Umysł Sary wrócił do momentu, gdy po raz pierwszy się spotkali. Usłyszała jego głos zanim go zobaczyła. Jego głęboki, ciepły głos z nutą Nowo Zelandzkiego akcentu, a potem wyszła na widok i wpuściła go, te jasnoniebieskie oczy, niemożliwie czyste, z ostrzeżeniem. Nie zbliżaj się. Teraz ostrzeżenie odeszło, bariery upadły, a jego oczy były pełne miłości.
- Czy to znaczy, że wracasz ze mną do Szkocji? Że… zamieszkasz znów ze mną?
- Oczywiście. I Saro…
- Tak?
- Po prostu nie mogę się doczekać, by znów usłyszeć jak grasz na wiolonczeli – powiedział i znów ją pocałował, ciepłe włoskie słońce świeciło na nich.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz