59
Miłość na wodzie
Cały czas świata
Byśmy mogli zobaczyć
Że życie jest tym, co z niego robimy
Wenecja świeciła w
zimowym słońcu, powietrze zamarzało, a jasne niebo było perfekcyjnie
niebieskie. Sean i Sara spacerowali po ulicach, trzymając się za ręce, dopóki
nie dotarli do małego campo, małego
placu, otoczonego pięknymi budynkami z arkadowymi oknami i stiukowymi fasadami.
Uczniowie, turyści z aparatami i starsze panie z zakupami śpieszyli się wokół
nich, zajęci i obojętni na ich konwersację. Dziwne
pomyślała Sara. Moje całe życie rozgrywa
się tutaj i nikt nic nie wie, nikt nic nie podejrzewa.
- Saro…
- Proszę nie mów
tego – wypaliła, jej dłonie uniosły się, by stworzyć barierę miedzy nimi.
- Nie mówić czego?
– uśmiechnął się.
- Nie mów, że
odchodzisz. Że muszę poślubić Sekretnego dziedzica. Że będziesz się mną
opiekował, że nigdy naprawdę nie odejdziesz, ale nie będziemy razem. Po prostu
tego nie mów.
- Sara, Sara stop!
– Zaśmiał się i również uniósł swoje dłonie, splatając swoje palce z jej. –
Och. Być może powinienem zapytać przed zrobieniem tego – powiedział.
- Zrobieniem czego?
- Dotknięciem
twoich dłoni. Na wypadek gdybyś chciała mnie zabić. Zrobiłaś tak przedtem. –
Zaśmiał się ponownie.
- Nie śmiej się! –
powiedziała, patrząc w dół. Zaczynała być naprawdę zdenerwowana. Wydawało się,
że gra w grę, podczas gdy ona nie mogła wytrzymać, czekając aż powie jej to, co
musiał powiedzieć.
- Dobrze,
przepraszam. Słuchaj. Ja… – Wziął głęboki oddech. Dla niego również nie było
łatwe ubrać myśli w słowa. – Ja…
- Zdjęcie? Zrobisz
zdjęcie?
Sean mrugnął i
spojrzał na Japonkę, stojącą przed nim z aparatem w ręku i wielkim uśmiechem na
twarzy.
- Zdjęcie, proszę –
powtórzyła, wskazując na Seana a potem na mężczyznę i dzieci za nim.
- Oczywiście.
Oczywiście – mruknął, biorąc aparat od kobiety. Sara próbowała nie przewrócić
oczami, żeby nie wydać się niemiłą, ale usiadła sztywno, życząc sobie żeby
turyści odeszli.
- Dziękuję!
Dziękuję – powtarzali w kółko japońscy turyści, lekko się nawet kłaniając,
odchodząc.
- Więc, tak. Na
czym skończyliśmy? – powiedział Sean, siadając ponownie na kamiennej poręczy.
- Nie wiem, na czym
skończyliśmy, Sean. Nie wiem, na czym jesteśmy. Nie wiem, co się wydarzy! –
wypaliła Sara, skończyła jej się cierpliwość.
- Powiem ci, co się
wydarzy, Saro – powiedział Sean, nagle poważny. Ujął jej twarz w dłonie. - Miałaś rację od początku. Widziałem efekty
endogamii wśród Sekretnych Rodzin. Nadszedł czas nowej ery i nowej generacji
silnej krwi…
Sara spojrzała w
górę i uśmiechnęła się przez łzy.
- Nie chcę, już
widzieć, jak płaczesz – powiedział Sean i wytarł łzę, która spłynęła jej po policzku.
Pogładził jej włosy, potem ponownie ujął jej twarz w dłonie i pocałował ją.
Sara zamknęła oczy
pozwalając szczęściu przepłynąć przez nią. Będą razem. Po tym całym bólu i
strachu, kłamstwach i pojednaniu… całym tym czasie, gdy byli blisko śmierci, mogli
czuć jej zimny oddech na karku…
Będą razem.
To nie wydawało się
możliwe.
Umysł Sary wrócił
do momentu, gdy po raz pierwszy się spotkali. Usłyszała jego głos zanim go
zobaczyła. Jego głęboki, ciepły głos z nutą Nowo Zelandzkiego akcentu, a potem
wyszła na widok i wpuściła go, te jasnoniebieskie oczy, niemożliwie czyste, z
ostrzeżeniem. Nie zbliżaj się. Teraz
ostrzeżenie odeszło, bariery upadły, a jego oczy były pełne miłości.
- Czy to znaczy, że
wracasz ze mną do Szkocji? Że… zamieszkasz znów ze mną?
- Oczywiście. I
Saro…
- Tak?
- Po prostu nie
mogę się doczekać, by znów usłyszeć jak grasz na wiolonczeli – powiedział i
znów ją pocałował, ciepłe włoskie słońce świeciło na nich.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz