Na krawędzi
Jesteś naszym ciemnym sercem
Czarnym odbiciem
Czym boimy się, że jesteśmy
Czarnym odbiciem
Czym boimy się, że jesteśmy
Niemcy-Polska granica
Strużka potu spłynęła Sarze po plecach, gdy żołnierz skinął na
nią, by wyszła z auta. Dlaczego ją wyróżnił, wyróżnił spośród całej ich grupy?
Dlaczego teraz? Przemierzyli pół Europy, całą drogę od Islay do polskiej
granicy, nie będąc zatrzymanym ani razu. Mieli szczęście. Ich paszporty były
prawdziwe, oczywiście po za Nicholasa, który miał zupełnie fałszywą tożsamość,
ale zapewnił ich, że jest w pełni wiarygodna. Nie było czasu na tworzenie
nowych tożsamości, paszportów po opuszczeniu Islay. Przemieszczali się z
miejsca na miejsce, dzięki zwykłemu szczęściu. Ale wydaje się, że szczęście w
końcu ich opuściło.
Żołnierz, młody blondyn z wielkimi dłońmi i nieufnym wzrokiem,
powiedział coś po polsku. Nie brzmiało to przyjaźnie. Sara nie mówiła po
polsku, ale znaczenie jego gestów było wystarczająco jasne. Posłusznie wyszła z
auta, dołączając do Seana w drobnym zamarzającym deszczu, który sprawił, że
zmarzła do kości. Mimo, że miała na sobie ciężką czarną kurtkę i futrzane buty,
wciąż zamarzała w tej ostrej polskiej zimie. Tak jak oni wszyscy, po dniach i
nocach spędzanych na zewnątrz, nie śmiejąc rozpalić ognia.
Kruki Nicholasa, Duchy powietrza, które miał pod kontrolą, krążyły
wokół nich, czarne skrzydła na białym niebie, krakały. Prowadziły Sarę i jej
przyjaciół do Bramy Świata Cieni. Ich krakanie znaczyło, że ten nieplanowany
postój, nie jest mile widziany.
Oddech Sary zmieniał się w małe biała chmurki, gdy stała czekając,
aż żołnierz przemówi. Żołnierz utkwił wzrok w Sarze. Zrozumiała, że studiował
jej twarz. Jakby widział ją już gdzieś wcześniej, jakby zaraz miał sobie
przypomnieć, czy tylko wpadała w paranoję? Jej żołądek się skurczył. Jej
największym zmartwieniem podczas podróży było to, że ktoś, gdzieś, gospodyni
Midnightów na Islay, rodzina i przyjaciele Sary, którzy zostali w Edynburgu,
zdecyduje się zgłosić jej zniknięcie. Jej twarz będzie wysłana do policji i
rozwieszona na stacjach benzynowych i miejscach odpoczynku, na całym świecie.
Gdy zadzwoniła do swojej ciotki z Islay, nie pomyślała, by poprosić ją, by tego
nie robiła. Była zbyt zdziwiona odkryciem, że jej ciotka żyje, po dzikim ataku,
którego nie sposób było przeżyć. Sara wierzyła, że jej Ciocia Juliet zrozumie,
że angażowanie policji nie pomoże – wręcz przeciwnie – ale nie mogła być pewna.
Ponowny kontakt z nią byłby zbyt niebezpieczny.
- Jakiś problem – Zapytał Sean, brzmiał spokojnie i obojętnie.
Spojrzała na niego kątem oka. Jego samokontrola nigdy nie przestała jej
zaskakiwać. W im większym niebezpieczeństwie się znajdowali, tym bardziej
wydawał się być opanowany.
- Żadnego problemu – mężczyzna odpowiedział mocno akcentując
angielski. Jego oczy wciąż były zmrużone, wciąż studiował twarz Sary. – Pójdę
na chwilę do środka – powiedział, wskazując karabinem na betonowy budynek z
boku drogi. – Lont – skinął na młodego mężczyznę o czarnych oczach i wąskich
ledwo widocznych wąsach.
Gdy Lont
zobaczył Sarę coś przemknęło przez jego wyraz twarzy, błysk rozpoznania, ale
nic nie powiedział. Żołnierze przeprowadzili krótką konwersacje po polsku. Sara
wywnioskowała, że Lont ma mieć na nich oko, podczas gdy blondyn pójdzie do
środka stacji. Serce waliło jej w piersi. Co on zamierzał robić w środku?
Zamierzał po kogoś zadzwonić? Sprawdzić jej twarz w bazie danych ze
zgłoszeniami zaginionych osób? Jej umysł pracował na zwiększonych obrotach.
Napotkała spojrzenie Seana i coś niewypowiedzianego przepłynęło między nimi.
Sean
spojrzał na Nialla, który był zaraz za nimi, opierał się o drzwi samochodu Nicholasa,
czekając. Oboje niedostrzegalnie przytaknęli. Wiadomość była jasna. Musieli
uciekać. Sara rozejrzała się dokoła. Żołnierze byli wszędzie z karabinami i
wyrazem twarzy, który mówił, że nie boją się ich użyć. To było jak jakiś
wojenny film, pomyślała, zirytowana. Jej ręce były już zatopione w Czarnej
wodzie – mocy, która mogła stopić i rozpuścić skórę i kości – gdy Lont podszedł
bliżej. W mgnieniu oka Sean trzymał w ręce sgian-dubh.
- Sara Midnight. Czy to ty? - wyszeptał Lont. Sara gapiła
się na niego. Skąd znał jej imię? Nie widział jej paszportu, blond włosy
żołnierz zabrał go ze sobą do środka, a gdy mówili nie wspominał jej imienia.
Przez chwilę była zbyt zszokowana, by mówić. Sean trzymał swojego sgian-dubh poniżej brzucha, tak by nikt nie widział.
Już zaczął kreślić runy.
Spojrzenie Lonta spoczęło na nożu i podniósł rękę w górę.
- Nie
używaj run, Strażniku Midnightów,- wyszeptał łamaną angielszczyzną – słuchaj
mnie. Ja też jestem Strażnikiem. Jedźcie. Teraz.
Chwilę zajęło zanim Sean zrozumiał słowa żołnierza, ale przytaknął
i gestem pokazał Niallowi, by wracał do samochodu. Lont otworzył szlaban,
krzyknął coś po polsku do innych żołnierzy, którzy stali w grupach wzdłuż
granicy. Następnie do Sary – Ruszaj!
Nie
musiał jej tego dwa razy powtarzać. Modląc się, by blond włosy żołnierz nie był
świadomy zdrady Lonta, wsiedli z powrotem do samochodów. Sean odjeżdżał tak
szybko jak mógł, ale nie za szybko, by pozostali żołnierze nie pomyśleli, że
mają coś do ukrycia. Sara napotkała spojrzenie Lonta. Dziękuje wyszeptała.
Sean
spokojnie podniósł rękę pozdrawiając żołnierzy i krótko przytaknął. Sara nie
mogła uwierzyć, jaki był spokojny. Chciała wyglądać na tak opanowaną jak Sean,
ale nie mogła się powstrzymać przed odwracaniem się i zaglądaniem w lusterka,
wyobrażając sobie pojazdy armii, albo samochody policji podążające za nimi,
pościg jak w filmach akcji. Tak jakby demony nie były wystarczającym problemem.
Włączyła radio i zaczęła zmieniać stacje.
- Rozumiesz, choć trochę po polsku? Na wypadek gdybyśmy byli w
wiadomościach.
- Nic a nic, przykro mi. Jedynym słowem, jakie zrozumiałem było
twoje imię. Mam nadzieję, że Strażnik ma się dobrze.- Odpowiedział Sean. -
Jakim cudem wiedział?
- Nie mam pojęcia. Przypuszczam, że wciąż musiało pozostać parę
ludzi w sieci, szukających Tajnych Rodzin. – Sara wzięła głęboki wdech. Jej
usta były suche. – Pewnie nigdy się nie dowiemy. Nie dopóki to wszystko się nie
skończy i będziemy mogli sprawdzić ilu z nas zostało.
Słowa Sary zawisły między nimi. Oboje dokończyli zdanie w głowach jeżeli wciąż będziemy żyć. Przez chwilę siedzieli w ciszy,
mżawka znów zmieniła się w maleńkie płatki śniegu, spadając w bieli i ciszy na
drogę oraz pola wokół nich. Wtedy Sean splótł swe palce z Sary i uścisnął jej
dłoń przez moment, moment, który trwał zbyt krótko. Powrócił ręką na
kierownicę, zostawiając Sarę z ściśniętym sercem i pędzącymi myślami.
To był pierwszy raz, kiedy jej dotknął od momentu, gdy opuścili
Islay. Dotyk jego skóry na jej przyniósł morze emocji, których nie potrafiła
opanować. Przełknęła, objęła się ramionami i wcisnęła głębiej w fotel.
Kocham cię, powtarzała wciąż w myślach. Te same słowa wyszeptała mu do ucha na
plaży Islay, mając tylko morze i wiatr za świadków.
Sean. Jej Sean.
Sara spojrzała na jego profil, gdy jechali. Jego przystojne rysy
były napięte, ale pod strachem i napięciem, Sara mogła ujrzeć prawdziwie jego,
jego esencje – oczy czyste jak letni poranek i złotą skórę kogoś, kto dorastał
w słonecznym miejscu, wciąż nie wyblakłą po miesiącach w Szkocji i teraz przez
europejską zimę. W jej głowie powstał obraz: ona i Sean w swoich ramionach,
samotnie, w ciemności. Ale natychmiast go wypędziła. Jaki to miało sens, jeśli
Sean był przekonany, że nie mogą być razem?
Jej uczucia do niego były galaktyką zmieszanych emocji, od
braku pewności siebie, gdy po raz pierwszy wtargnął do jej życia podając się za
Harrego Midnighta, uczucia z odcieniem czegoś zakazanego – powiedziano jej, że
są kuzynami - pierwszych przebłysków miłości. A później gniew, gdy odkryła jego
kłamstwo. Ostatecznie przyszło przebaczenie i potrzeba wzajemnej bliskości,
której nie mogli odmówić.
A potem wiadomość, że nigdy nie będą mogli być razem. Kolejna
konsekwencja jej klątwy, bo to, o czym Sara zdecydowała, bycie dziedziczką
Tajnej Rodziny, było klątwą. To wszystko sprowadzało się do loterii krwi, a ona
przegrała.
Dzieci zwykłego mężczyzny – nie dziedzica Tajnej Rodzin – i
dziedziczki nie odziedziczyłyby mocy, a Sean, lojalny przysiędze, którą złożył
Tajnym Rodzinom, nie mógł pozwolić, by moc Midnightów przepadła. Sean był
Strażnikiem i przysięgał służyć Tajnym Rodzinom wszystkim co miał. Jego
przysięga była całym jego życiem. Nigdy by jej nie złamał.
Jeżeli przetrwa to wszystko, Sara wiedziała, że będzie
musiała wyjść za innego dziedzica Tajnych Rodzin i mieć z nim dzieci czystej
krwi, utrzymując sieć ochronną całego świata. Zmuszona rozmnażać się jak rasowy
koń, nie jak kobieta z sercem i duszą.
Kolejny raz, gdy jechali wzdłuż ośnieżonych pól pod białym niebem,
Sara rozmyślała o pełni zniszczeń, jakie jej i jej otoczeniu przyniosła krew
Midnightów. Była uwięziona w świecie przemocy, odmówiono jej miłości jej życia
i co było gorsze – nieskończenie gorsze – zraniła najbliższe jej osoby.
Pomyślała o cioci Juliet, cudownie żywej po okropnym ataku. Wierzyła w jej
śmierć przez tygodnie, dopóki nie usłyszała jej głosu podczas krótkiej,
rozdzierającej rozmowy telefonicznej na Islay, przed wyjazdem na jej ostatnią
misję. Pamiętała jak stanęło jej serce, gdy usłyszała głos ciotki jak echo z
zaświatów.
Obraz jej ukochanej ciotki rozdartej na kawałki przez demona
dręczył ją każdego dnia, każdej nocy. Midnightowie przynosili zniszczenie
wszystkiemu z czym mieli kontakt, wszystkiemu co kochali. Czy ciocia Juliet
naprawdę była bezpieczna? A Bryony, jej najlepsza przyjaciółka? Czy demon
dopadł je od czasu, gdy ostatnio rozmawiały? Nie miała jak się tego dowiedzieć.
Nie mogła sobie pozwolić by znów do niej zadzwonić, bo mogłoby to sprowadzić na
nich niebezpieczeństwo, na nią i jej przyjaciół
- Wszystko w porządku? – zapytał Sean, przerywając jej myśli. Sara
nie mogła się powstrzymać przed lekkim wygięciem ust. Wszystko w porządku było jego ulubionym pytaniem, a w
innych okolicznościach wiązałoby się z zaproponowaniem kawy. Jak na tak
nieustraszonego wojownika, silnego, często bezwzględnego, Sean bywał bardzo
miły, opiekuńczy, to zawsze wywoływało jej uśmiech.
Sean odpowiedział uśmiechem.
- Wiem, wiem. Pytam cię o to cały czas.
- W zasadzie dawno nie pytałeś - powiedziała.
- Wciąż mam na ciebie oko. Zawsze.
- Wiem.
Przez chwilę milczeli i Sara miała nadzieję, że znów weźmie ją za
rękę, ale nie wziął. Zastanawiała się, kiedy jeśli w ogóle, poczuje znów jego
skórę na swojej. Oglądała płatki śniegu opadające na okno samochodu, małe,
perfekcyjne i zawiłe jak koronki, zimowy krajobraz wokół niej odzwierciedlał
smutek w jej sercu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz