sobota, 2 września 2017

7. Nieokiełznany

7

Nieokiełznany

Martwe kwiaty i bagienne wody
Niekończący się koszmar
Sposób, w jaki twoje życie wciąż stoi
I już nigdy się nie poruszy

Wenecja

Parę miesięcy po ich przyjeździe, Ranieri umarł. Tancredi był tak chory, że uciekł na jakąś szaloną misję i Micol została sama. Tak sama, że zaczęła spędzać czas z Lucrezią, tyle czasu ile można spędzić z osobą, która nigdy z tobą nie rozmawia.
Nienawidziła pokoju Lucrezi. Zapach kwiatów ją mdlił, a kryjąca się pod nim nuta rozpadu, sprawiała, że czuła się jakby była w grobie. Po za stałym szeptaniem, Lucrezia zachowywała się tak jakby, była już martwa i leżała w otwartej trumnie. Lecz mimo to Micol często z nią siedziała – na początku, ponieważ była tak bardzo samotna, ale ostatnio ponieważ nie chciała by Lucrezia też była sama. Z jakichś powodów, Micol zaczęła czuć więź z śpiącą dziewczyną. Były w tym samym wieku i obie były Sekretnymi dziedziczkami z światem rozpadającym się wokół nich. Jedyną różnicą między nimi było to, że dary Micol nie były nawet w połowie tak potężne, ale za to zostawiły jej miejsce do życia. Dary Lucrezi były ogromne i unikatowe, ale sprawiły, że ledwo żyła.
I tak Micol usiadła z nią, skulona na parapecie, okiennice były otwarte (wbrew instrukcjom Vendraminów), by wpuścić trochę zimowego Weneckiego światła słonecznego. Za murem ogród, rzeźby i fontanny, migocząca woda kanału Grande.
Micol starała się najlepiej jak mogła, by zablokować ciągłe majaczenie Lucrezi, zamiast tego opowiadała jej krótkie historie o jej życiu w Toskanii, za nim to wszystko się zaczęło, o jej braciach, rodzicach, koniach i psach, które zwykli hodować na ziemiach jej willi na wzgórzach. Gdy mówiła Lucrezi o swoim dawnym życiu, jej wspomnienia były tak silne, że prawie mogła poczuć wiatr we włosach i ziemisty zapach winnic, sosny i słońca. Jej ulubionym wspomnieniem była jazda na Nero, jej ogierze, odmówiła kucyka lub klaczy. Ponownie przeżywając te momenty, Micol mogła poczuć wolność życia bez granic, bez strachu. Oczywiście Lucrezia nigdy nie przestała majaczyć, by posłuchać. Kontynuowała swój niekończący jęk. Ale Micol i tak mówiła i śpiewała, krótkie melodie, znała piosenki i kołysanki, które śpiewała jej matka.
Siedziała tam dopóki nie miała dość, dopóki nie mogła się zmusić, by oddychać już dłużej tym skażonym powietrzem, wtedy wybiegła do labiryntu pozłacanych pokoi, które były w pałacu Vendraminów i wchodziła do ogrodu, biorąc głęboki wdech życia. I wciąż, to zapach zgnilizny z kanałów ją witał, nie sosen, nie cytrusów, nie rodzinny zapach domu.
Czasami, gdy przychodziła dotrzymać Lucrezi towarzystwa, Alvise już tam był, siedział na jej łóżku, trzymał dłoń Lucrezi. To był jedyny czas, gdy Alvise wydawał się łagodny, a jego kamienne oczy budziły emocje zamiast wściekłości.
Pewnego dnia, gdy usadowiła się na parapecie w pokoju Lucrezi, usłyszała głos Alvise’a na dole w korytarzu. Krzyczał coś do ich cierpliwej gospodyni. Mogła usłyszeć jego głos i kroki gdy się zbliżał. Nadchodził.
Spięła się. Alvise nie lubił znajdywać ją z jego siostrą. Zawsze był w pewien sposób podejrzliwy do niej, tak jakby miała jakiś złośliwy plan. Pomyślała, że Vendraminowie są paranoikami i ciągle knują lub obawiają się spisków. Normalnie stanęłaby i gapiłaby się na niego wyzywająco, opuściłaby pokój w swoim czasie, ale dzień przedtem mieli straszliwą kłótnie, złamała kilka klątw wokół pałacu i spacerowała po kanałach przez godziny, potraktował ją w sposób, który wolałaby raczej zapomnieć.
Moce Alvise zniknęły, kiedy jego mama umarła, ale to nie sprawiło, że stał się, choć trochę mniej niebezpieczny. Była w nim furia, wściekłość, która, mimo że nienawidziła się do tego przyznawać, przerażała ją. Czasami wyczuwała, że tak wiele z jego złości było skierowane do niego samego, samo-nienawiść, której nie potrafiła zrozumieć.
Instynktownie, Micol wskoczyła do szafy Lucrezi, zamknęła drzwi tak dobrze, jak potrafiła ze środka. Stała nieruchomo i cicho, obserwowała wydarzenia przez dziurkę od klucza.
Alvise wszedł do środka, z bukietem białych róż w ręce i stał w progu przez moment. Jego postawa – była zwinięta, jakby przygotowywał się na nadejście wiosny – jego skośne oczy przypominały Micol kota. Pamiętała bale i imprezy z dzieciństwa, gdy Sekretne rodziny zwykły spotykać się razem w swoich willach i pałacach, jak jej koleżanki chichotały i rumieniły się kiedykolwiek pojawiał się wokół, próbowały z nim zatańczyć. Z wszystkich młodych dziedziców Alvise był najprzystojniejszy, najbardziej pożądany.
Ale potem pojawiły się okropne wiadomości, że Alvise widział śmierć swojej matki z rąk demona, właśnie tu w pałacu i stracił swoje moce. Teraz żadna Sekretna Rodzina nie będzie chciała mieszać swojej krwi z jego, na wypadek gdyby jego dzieci również nie miały mocy. Natychmiast Alvise z obiektu podziwu i pragnienia stał się młodym mężczyznom zasługującym tylko na litość. Pamiętała jak Ranieri go lekceważył. Poczuła do niego sympatię, myśląc o tym jak musiał się czuć, gdy stracił matkę. Nie musiała się długo zastanawiać. Trzy lata później, ta sama rzecz przytrafiła się jej. Jej piękna mama umarła z rąk ziemnego demona.
Teraz, jakkolwiek, Micol nie miała żadnej sympatii dla Alvise, zbyt wiele razy była ofiarą jego gniewu. Ale teraz nie wyglądał na zdenerwowanego. Wyglądał po prostu na nieskończenie smutnego, gdy aranżował kwiaty w jednej z wielu waz na toaletce Lucrezi i usiadł na jej łóżku. Złożył pocałunek na jej białym czole. Lucrezia mamrotała, tak jak zawsze.
Nagle, uścisk na ręce jej brata wzmocnił się, a jej głos zaczął rosnąć.
To wszystko stało się zbyt szybko. Mamrotanie Lucrezi zwiększyło się zanim Micol zdążyła rozpoznać sporadyczne słowa, wtrącane między bezsensowne – i wtedy, powiedziała doskonale zrozumiałe zdanie w Starożytnym języku. Micol, która znała podstawy tego języka, wychwyciła coś o podwodnych demonach. Alvise wydawał się doskonale rozumieć i oboje skupili się na tym, co wydawało się być konwersacją, cichą i napiętą. Po pewnym czasie Alvise zawołał swojego ojca.
Guglielmo Vendraminowi nie zajęło zbyt długo, by wparować do pokoju z kołczanem strzał i wielkim łukiem przewieszonym przez ramię. Miał na sobie swoje ciuchy do polowania.
Wtedy ręka Lucrezi drgnęła i zaczęła się powoli podnosić. To był pierwszy raz jak Micol zobaczyła, że porusza czymś po za ustami. Obudziła się? Ale jej oczy były zamknięte, powieki trzepotały jak zawsze, dzień i noc, a jej usta wciąż formowały słowa, niektóre w Starożytnym języku, inne w rodzimym Włoskim. Micol dostrzegła coś na dłoni Lucrezi. Złota spirala płonęła na odwróconej dłoni. Nagle, Micol poczuła dziwny, ciepły powiew pieszczący bok jej twarzy i świst obok niej. Ośmieliła się otworzyć drzwi szafy tak delikatnie, by mogła dostrzec źródło hałasu. Próbowała nie sapnąć, gdy zobaczyła złotą wstążkę formującą się w powietrzu i kulę ze stopionego złota tworzącą się wewnątrz spirali na dłoni Lucrezi. Kula była na jej dłoni, potem wzbiła się w powietrze, rozszerzała się jej przed oczami, z dala od Lucrezi, wisząc przed Alvisem i Vendraminem. Serce Micol zaczęło bić jeszcze szybciej, gdy usłyszała echo głosu Vendramina rozchodzące się w pokoju z wysoko zawieszonym sufitem.
- Powodzenia, mój synu – powiedział, rzucił mu swój łuk i strzały. Alvise złapał je i umieścił kołczan na plecach. Wyciągnął rękę i chwycił podniesioną dłoń swojej siostry, krzywiąc się przez chwilę, gdy się dotknęli. Potem wszedł w złotą kulę i zniknął, tak jakby go nigdy tam nie było.
Micol obserwowała, jak kręcące złote wstążki blakną i znikają, jej ręce trzęsły się niekontrolowanie, próbowała uspokoić swój urywany oddech. Słyszała jak głos Lucrezi cichł dopóki nie zmienił się znów w mamrotanie, kroki Vendramina się oddaliły. Alvise odszedł.
Gdy próbowała uspokoić się na tyle, by wyślizgnąć się z pokoju, usłyszała uderzenia szpilek, które sygnalizowały obecność gosposi Cosimy. Micol wiedziała, że musi poczekać trochę dłużej za nim wyjdzie.
Jej umysł wirował. Nie mogła uwierzyć w to, co właśnie widziała. Czy to był jakiś rodzaj snu, albo wizja przyniesiona przez ciężką, chorą atmosferę w pokoju Lucrezi? Lub z nadejścia Azasti? Ta myśl sprawiła, że zadrżała.
A wtedy sobie przypomniała.
Niedokończone zdania, plotki, których nie potrafiła rozszyfrować, rozmowy przerywane przez jedno powtarzające się słowo: Iris. Więc to było to. Słowo, które słyszała szeptane, słowo przekazywane od jednych do drugich, gdy omawiali rzeczy, o których nie powinna słyszeć. Widziała Iris, pewien rodzaj portalu, który w jakiś sposób… zdematerializował Alvise’a w momencie, gdy do niego wszedł.
Gdzie został zabrany? Gdziekolwiek się pojawił, był w innym miejscu.
W miejscu, które nie było pałacem Vendraminów.

Gdy usiadła na mozaikowej podłodze, czekając aż Cosima skończy odwiedziny Lucrezi, tak że będzie mogła wyjść z pokoju, Micol Falco wymyśliła plan.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz