7
Nieokiełznany
Martwe kwiaty i bagienne wody
Niekończący się koszmar
Sposób, w jaki twoje życie wciąż stoi
I już nigdy się nie poruszy
Wenecja
Parę miesięcy po ich przyjeździe, Ranieri umarł.
Tancredi był tak chory, że uciekł na jakąś szaloną misję i Micol została sama.
Tak sama, że zaczęła spędzać czas z Lucrezią, tyle czasu ile można spędzić z
osobą, która nigdy z tobą nie rozmawia.
Nienawidziła pokoju Lucrezi. Zapach kwiatów ją
mdlił, a kryjąca się pod nim nuta rozpadu, sprawiała, że czuła się jakby była w
grobie. Po za stałym szeptaniem, Lucrezia zachowywała się tak jakby, była już
martwa i leżała w otwartej trumnie. Lecz mimo to Micol często z nią siedziała –
na początku, ponieważ była tak bardzo samotna, ale ostatnio ponieważ nie
chciała by Lucrezia też była sama. Z jakichś powodów, Micol zaczęła czuć więź z
śpiącą dziewczyną. Były w tym samym wieku i obie były Sekretnymi dziedziczkami
z światem rozpadającym się wokół nich. Jedyną różnicą między nimi było to, że
dary Micol nie były nawet w połowie tak potężne, ale za to zostawiły jej
miejsce do życia. Dary Lucrezi były ogromne i unikatowe, ale sprawiły, że ledwo
żyła.
I tak Micol usiadła z nią, skulona na parapecie,
okiennice były otwarte (wbrew instrukcjom Vendraminów), by wpuścić trochę
zimowego Weneckiego światła słonecznego. Za murem ogród, rzeźby i fontanny,
migocząca woda kanału Grande.
Micol starała się najlepiej jak mogła, by
zablokować ciągłe majaczenie Lucrezi, zamiast tego opowiadała jej krótkie
historie o jej życiu w Toskanii, za nim to wszystko się zaczęło, o jej
braciach, rodzicach, koniach i psach, które zwykli hodować na ziemiach jej
willi na wzgórzach. Gdy mówiła Lucrezi o swoim dawnym życiu, jej wspomnienia
były tak silne, że prawie mogła poczuć wiatr we włosach i ziemisty zapach
winnic, sosny i słońca. Jej ulubionym wspomnieniem była jazda na Nero, jej
ogierze, odmówiła kucyka lub klaczy. Ponownie przeżywając te momenty, Micol
mogła poczuć wolność życia bez granic, bez strachu. Oczywiście Lucrezia nigdy
nie przestała majaczyć, by posłuchać. Kontynuowała swój niekończący jęk. Ale
Micol i tak mówiła i śpiewała, krótkie melodie, znała piosenki i kołysanki,
które śpiewała jej matka.
Siedziała tam dopóki nie miała dość, dopóki nie
mogła się zmusić, by oddychać już dłużej tym skażonym powietrzem, wtedy wybiegła
do labiryntu pozłacanych pokoi, które były w pałacu Vendraminów i wchodziła do
ogrodu, biorąc głęboki wdech życia. I wciąż, to zapach zgnilizny z kanałów ją
witał, nie sosen, nie cytrusów, nie rodzinny zapach domu.
Czasami, gdy przychodziła dotrzymać Lucrezi
towarzystwa, Alvise już tam był, siedział na jej łóżku, trzymał dłoń Lucrezi.
To był jedyny czas, gdy Alvise wydawał się łagodny, a jego kamienne oczy
budziły emocje zamiast wściekłości.
Pewnego dnia, gdy usadowiła się na parapecie w
pokoju Lucrezi, usłyszała głos Alvise’a na dole w korytarzu. Krzyczał coś do
ich cierpliwej gospodyni. Mogła usłyszeć jego głos i kroki gdy się zbliżał. Nadchodził.
Spięła się. Alvise nie lubił znajdywać ją z jego
siostrą. Zawsze był w pewien sposób podejrzliwy do niej, tak jakby miała jakiś
złośliwy plan. Pomyślała, że Vendraminowie są paranoikami i ciągle knują lub
obawiają się spisków. Normalnie stanęłaby i gapiłaby się na niego wyzywająco,
opuściłaby pokój w swoim czasie, ale dzień przedtem mieli straszliwą kłótnie, złamała
kilka klątw wokół pałacu i spacerowała po kanałach przez godziny, potraktował
ją w sposób, który wolałaby raczej zapomnieć.
Moce Alvise zniknęły, kiedy jego mama umarła, ale
to nie sprawiło, że stał się, choć trochę mniej niebezpieczny. Była w nim
furia, wściekłość, która, mimo że nienawidziła się do tego przyznawać,
przerażała ją. Czasami wyczuwała, że tak wiele z jego złości było skierowane do
niego samego, samo-nienawiść, której nie potrafiła zrozumieć.
Instynktownie, Micol wskoczyła do szafy Lucrezi,
zamknęła drzwi tak dobrze, jak potrafiła ze środka. Stała nieruchomo i cicho,
obserwowała wydarzenia przez dziurkę od klucza.
Alvise wszedł do środka, z bukietem białych róż w
ręce i stał w progu przez moment. Jego postawa – była zwinięta, jakby przygotowywał
się na nadejście wiosny – jego skośne oczy przypominały Micol kota. Pamiętała
bale i imprezy z dzieciństwa, gdy Sekretne rodziny zwykły spotykać się razem w
swoich willach i pałacach, jak jej koleżanki chichotały i rumieniły się
kiedykolwiek pojawiał się wokół, próbowały z nim zatańczyć. Z wszystkich młodych
dziedziców Alvise był najprzystojniejszy, najbardziej pożądany.
Ale potem pojawiły się okropne wiadomości, że
Alvise widział śmierć swojej matki z rąk demona, właśnie tu w pałacu i stracił
swoje moce. Teraz żadna Sekretna Rodzina nie będzie chciała mieszać swojej krwi
z jego, na wypadek gdyby jego dzieci również nie miały mocy. Natychmiast Alvise
z obiektu podziwu i pragnienia stał się młodym mężczyznom zasługującym tylko na
litość. Pamiętała jak Ranieri go lekceważył. Poczuła do niego sympatię, myśląc
o tym jak musiał się czuć, gdy stracił matkę. Nie musiała się długo
zastanawiać. Trzy lata później, ta sama rzecz przytrafiła się jej. Jej piękna
mama umarła z rąk ziemnego demona.
Teraz, jakkolwiek, Micol nie miała żadnej sympatii
dla Alvise, zbyt wiele razy była ofiarą jego gniewu. Ale teraz nie wyglądał na
zdenerwowanego. Wyglądał po prostu na nieskończenie smutnego, gdy aranżował
kwiaty w jednej z wielu waz na toaletce Lucrezi i usiadł na jej łóżku. Złożył
pocałunek na jej białym czole. Lucrezia mamrotała, tak jak zawsze.
Nagle, uścisk na ręce jej brata wzmocnił się, a jej
głos zaczął rosnąć.
To wszystko stało się zbyt szybko. Mamrotanie
Lucrezi zwiększyło się zanim Micol zdążyła rozpoznać sporadyczne słowa,
wtrącane między bezsensowne – i wtedy, powiedziała doskonale zrozumiałe zdanie
w Starożytnym języku. Micol, która znała podstawy tego języka, wychwyciła coś o
podwodnych demonach. Alvise wydawał się doskonale rozumieć i oboje skupili się
na tym, co wydawało się być konwersacją, cichą i napiętą. Po pewnym czasie
Alvise zawołał swojego ojca.
Guglielmo Vendraminowi nie zajęło zbyt długo, by
wparować do pokoju z kołczanem strzał i wielkim łukiem przewieszonym przez
ramię. Miał na sobie swoje ciuchy do polowania.
Wtedy ręka Lucrezi drgnęła i zaczęła się powoli
podnosić. To był pierwszy raz jak Micol zobaczyła, że porusza czymś po za
ustami. Obudziła się? Ale jej oczy były zamknięte, powieki trzepotały jak
zawsze, dzień i noc, a jej usta wciąż formowały słowa, niektóre w Starożytnym
języku, inne w rodzimym Włoskim. Micol dostrzegła coś na dłoni Lucrezi. Złota
spirala płonęła na odwróconej dłoni. Nagle, Micol poczuła dziwny, ciepły powiew
pieszczący bok jej twarzy i świst obok niej. Ośmieliła się otworzyć drzwi szafy
tak delikatnie, by mogła dostrzec źródło hałasu. Próbowała nie sapnąć, gdy
zobaczyła złotą wstążkę formującą się w powietrzu i kulę ze stopionego złota
tworzącą się wewnątrz spirali na dłoni Lucrezi. Kula była na jej dłoni, potem
wzbiła się w powietrze, rozszerzała się jej przed oczami, z dala od Lucrezi,
wisząc przed Alvisem i Vendraminem. Serce Micol zaczęło bić jeszcze szybciej,
gdy usłyszała echo głosu Vendramina rozchodzące się w pokoju z wysoko
zawieszonym sufitem.
- Powodzenia, mój synu – powiedział, rzucił mu swój
łuk i strzały. Alvise złapał je i umieścił kołczan na plecach. Wyciągnął rękę i
chwycił podniesioną dłoń swojej siostry, krzywiąc się przez chwilę, gdy się dotknęli.
Potem wszedł w złotą kulę i zniknął, tak jakby go nigdy tam nie było.
Micol obserwowała, jak kręcące złote wstążki blakną
i znikają, jej ręce trzęsły się niekontrolowanie, próbowała uspokoić swój
urywany oddech. Słyszała jak głos Lucrezi cichł dopóki nie zmienił się znów w
mamrotanie, kroki Vendramina się oddaliły. Alvise odszedł.
Gdy próbowała uspokoić się na tyle, by wyślizgnąć
się z pokoju, usłyszała uderzenia szpilek, które sygnalizowały obecność gosposi
Cosimy. Micol wiedziała, że musi poczekać trochę dłużej za nim wyjdzie.
Jej umysł wirował. Nie mogła uwierzyć w to, co
właśnie widziała. Czy to był jakiś rodzaj snu, albo wizja przyniesiona przez
ciężką, chorą atmosferę w pokoju Lucrezi? Lub z nadejścia Azasti? Ta myśl
sprawiła, że zadrżała.
A wtedy sobie przypomniała.
Niedokończone zdania, plotki, których nie potrafiła
rozszyfrować, rozmowy przerywane przez jedno powtarzające się słowo: Iris. Więc to było to. Słowo, które
słyszała szeptane, słowo przekazywane od jednych do drugich, gdy omawiali
rzeczy, o których nie powinna słyszeć. Widziała Iris, pewien rodzaj portalu,
który w jakiś sposób… zdematerializował Alvise’a w momencie, gdy do niego
wszedł.
Gdzie został zabrany? Gdziekolwiek się pojawił, był
w innym miejscu.
W miejscu, które nie było pałacem Vendraminów.
Gdy usiadła na mozaikowej podłodze, czekając aż
Cosima skończy odwiedziny Lucrezi, tak że będzie mogła wyjść z pokoju, Micol
Falco wymyśliła plan.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz