33
Zamknięci
Trzymam cię w pudełku
W moim sercu
I nikt nie musi o tym wiedzieć
- Trzymajmy się razem –
wyszeptał Alvise do Micol, gdy przeczesywali pierwsze piętro światłem latarek.
Alvise trzymał w ręce sztylet. Palce Micol trzeszczały coraz bardziej, gdy
posuwali się w głąb.
- Nigdzie sama się nie
wybieram. To miejsce przeraża mniej jeszcze bardziej niż Pałac Vendraminów!- krzyknęła
Micol, a jaśniejsza iskra opuściła jej dłoń. Wokół nich rozszedł się silny
zapach zatęchłego powietrza.
- Moje włosy stanęły dęba,
Micol. Możesz to o drobinę zmniejszyć? – zapytał grzecznie Niall.
- Ok. Przepraszam. To
takie dziwne, że wszystkie łóżka są pościelone – powiedziała Micol
przejeżdżając iskrzącą dłonią po zakurzonej jedwabnej kołdrze, udekorowanej
zielonymi i żółtymi wzorami. – Tak jakby wszyscy wyszli tak nagle. Nie
przenieśli nawet ich rzeczy gdzieś indziej…
Każdy pokój był taki sam.
Łóżko z baldachimem, ciemne drewniane meble, ciężkie zasłony i dywany. W żadnym
z pokoi nie było hałasu ani innego znaku życia, powietrze zupełnie stało.
- Na pewno Nicholas nie
mieszkał tu sam – zauważył Alvise, gdy dotarli do końca korytarza. –
Zastanawiam się czy miał rodzinę. Czy pół-demony mają rodziny?
- Wiem, że ja miałam. Za
nim on i jego ojciec nie zdecydowali się nas wszystkich zabić – powiedziała
gorzko Micol.
Został jeden pokój do
sprawdzenia. Miał podwójne drzwi, inne od wszystkich, drewno było jaśniejsze,
zdobione delikatniejszymi wzorami, liśćmi i kwiatami. Niall pierwszy wszedł do
środka. Pokój był pokryty jasnym drewnem, tego samego odcienia co drzwi.
Kolejne łoże z baldachimem stało na środku, perfekcyjnie pościelone białymi,
lnianymi prześcieradłami, chociaż kurz zamienił je w szare. Naprzeciwko małego
okna stała toaletka z wazonem dawno umarłych czarnych róż. Sprawdzili wszystkie
skrytki i zakamarki, a gdy skończyli, odwrócili się do wyjścia, Micol rzuciła
ostatnie spojrzenie do środka. I wtedy to zobaczyła, małe pomarańczowe światło,
migotało obok toaletki, a potem odpłynęło, gdy wychodzili z pokoju. Micol
westchnęła.
- Coś nie tak? – zapytał
Alvise.
-Nie… Nie. Wszystko w
porządku. – Nie wiedziała jak wyjaśnić to, co widziała. – Po prostu widziałam…
światło.
- Może latarkę Nialla?
- Tak, to musiała być ona.
- Jesteś pewna? – zapytał
Niall, studiując jej twarz.
- Nie wiem. Nie wyglądało
na Surari. Po prostu światło. To wszystko.
Dwa ostatnie pokoje wyglądały
zupełnie inaczej. Całe pokryte były czymś, co wyglądało na szklane płytki w
kolorze głębokiego bursztynu, a w środku nich stały dwie wanny cynowe,
zmatowiały z czasem, ale wciąż mieniły się pięknym kolorem głębokiej czerwieni.
Na szafach z ciemnego drewna leżały stosy lnianych ręczników, gotowych do
użycia, ale pokryte kurzem, jak wszystko inne. Jeden pokój był większych od
pozostałych, prawdopodobnie używany przez pana i panią zamku, a drugi trochę
mniejszy.
- Przypuszczam, że kiedyś
musiało to być dość luksusowe – powiedział Alvise.
- Zastanawiam się, kiedy
ostatnio tu mieszkał. Sto lat temu? Dwieście? Oczywiście nie ma prądu –
zastanawiała się Micol.
- Nie zamierzam go pytać –
powiedział Alvise.
Micol wykrzywiła się.
- Nie, raczej będę się
trzymała tak daleko od niego jak tylko mogę.
- Wygląda na to, że nie ma
nikogo wokół. Chodźmy – powiedział Niall, wychodząc znów na korytarz. – Na
górze wszystko czysto! – zawołał na dół.
- Tu tak samo – odkrzyknął
Sean, gdy weszli z powrotem do wejściowego holu. Na zewnątrz zapadła noc,
ciemność okazjonalnie przecinały błyski piorunów z bezdeszczowej burzy. Nie
podobało mu się to miejsce. Wydawało się martwe. Nienawidził być na terytorium
Nicholasa. Tak jakby przebywanie w Świecie Cieni nie było wystarczające, musieli
gościć w jego cholernym nawiedzonym zamku.
- Mówiłem wam – wtrącił
Nicholas. Sara rzuciła mu wściekłe spojrzenie. Król kłamstw prosił o zaufanie. Co za ironia, pomyślała.
- W kominkach jest drewno
i rozpałka. Możemy rozpalić kilka, zagrzać wodę, umyć się w wannach cynowych… -
Sara musiała powstrzymać się przed wróceniem do kuchni po wodę.
- Wanny cynowe… Szczyt
luksusu – wyszeptała Micol do Alvise’a.
- O wiele lepsze od
niczego. Śmierdzimy – odpowiedział.
- Mów za siebie –
powiedziała i zaśmiała się lekko.
Nicholas zwrócił się w
kierunku dźwięku i skupił swoje niewidzące oczy na Micol. Po raz kolejny Micol
zobaczyła jego czarną jak chmura burzowa aurę, ale było tam coś jeszcze.
Ciepłe, pomarańczowe światło, jak małe słońce, kryjące się za nim. To było światło,
które widziała na górze. Aura bez ciała?
- Chodźmy – powiedział
nerwowo Alvise, chwytając ją za łokieć, a ona podążyła za nim na górę.
Sara rozejrzała się wokół
pierwszego piętra. Były tam rzędy drzwi z ciężkiego drewna, ciemne i zdobione
strasznymi głowami zwierząt, wszystkie otwarte po ich rekonesansie, a na końcu
mrocznego korytarza zobaczyła podwójne drzwi z rzeźbionymi różami i liśćmi.
Wyglądały prawie… ładnie. Inaczej od pozostałych drzwi.
- Co tam jest? –
wyszeptała do Nialla, wskazując na zdobione drzwi.
Niall wzruszył ramionami.
- Po prostu kolejny pokój.
Bardzo duży.
- To była moja sypialnia –
odpowiedział Nicholas beznamiętnym głosem, tak jakby to nie miało znaczenia,
jakby nie miał z nią związanych żadnych wspomnień. – Nikt nie będzie tam spał.
Nawet ja – dodał.
- Będzie spał w trumnie
pełnej ziemi – wyszeptał Alvise do Micol. Poczuła, że unoszą jej się kąciki
ust, ale powstrzymała się. Za bardzo bała się Nicholasa nawet, jeżeli nie mógł
zobaczyć jak się uśmiecha.
- Nicholasie, kto mieszkał
tu z tobą? – zapytała szeptem Elodie, tak że tylko on mógł ją usłyszeć.
- Ludzie z dawnych czasów.
Teraz wszyscy już nie żyją – odpowiedział szorstko. Ale Elodie się nie
przestraszyła.
- Czy twój ojciec tu
mieszkał? Twoja matka? – Nicholas wzdrygnął się. Wykrzywił i Elodie myślała, że
skończył konwersacje na dobre. Była zaskoczona, gdy odpowiedział.
- Mój ojciec nie
zamieszkałby w czterech ścianach. Moja matka… była z nim między cieniami, ale
często ją widywałem. To moja narzeczona mieszkała tu ze mną.
- Cieniami? – Elodie
musiała się jeszcze wiele nauczyć o Nicholasie i tym jak rzeczy działały w tym
świecie.
- Tam gdzie żyje mój
ojciec.
- Rozumiem. – Nie
naciskała mocniej. – Byliście zaręczeni?
Nicholas raz wspominał o
dziewczynie, w jednym z tych dziwnych momentów, w których Elodie czuła się mu
bliska, tak bliska jak mogła być dla jej najgorszego wroga i zabójcy Harry’ego.
To było, gdy dopiero, co postawili nogę na suchym lądzie po opuszczeniu Islay,
a on wciąż był chory po karze jaką wymierzył mu jego ojciec. Płonął w gorączce,
walczył o to, by stać prosto i w swoim majaczeniu zawołał imię dziewczyny.
Kiedy powrócił do zmysłów, Elodie zapytała go o nią. Chciała wiedzieć o nim tak
wiele jak to tylko możliwe, wszystko co mogło pomóc im w obaleniu Króla Cieni.
- Niedługo. Umarła –
powiedział chłodno, jakby to nie miało znaczenia, ale Elodie mogła zobaczyć ból
wypisany na każdym rysie jego twarzy. – Na imię miała Martyna.
Tak, to było to imię. Martyna.
- Czy ona miała zostać… panią
Cieni? Tak jak Sara?
Przytaknął.
- Nasza linia musi przetrwać.
Król Cieni potrzebuje żony, która dołączy do niego w ciemności, w której żyje i
dziedzica. Syna lub córkę.
- Co się stało z twoją
matką?
Nicholas wziął głęboki
wdech i odwrócił twarz. Elodie przeklęła się za zadanie pytania, za to, że ją
to obchodziło. Nie powinna z nim rozmawiać, chyba że chodziło o zbieranie
informacji. Przygotowała się do odejścia, ciągnąc go za ramię tylko odrobinę,
tak by wiedział, że jest gotowa zakończyć konwersację. Ale ku jej zaskoczeniu,
przemówił.
- Pozwoliła się sobie
rozpuścić. Nie mogła dłużej znieść życia wśród cieni. Widzisz moja matka, nie wiedziała,
kim był mój ojciec, gdy się w nim zakochała. Oszukał ją.
- Tak jak ty oszukałeś
Sarę – Elodie nie mogła się powstrzymać.
Nicholas przytaknął.
- Tak to działa. Jaka
dziewczyna wybrałaby takie życie w innym przypadku? Mój ojciec zabrał ją ode
mnie, kiedy byłem niemowlakiem. Nie mogła znieść bycia z dala ode mnie, więc
podążyła za nim. Porzuciła swoje ciało – to coś, co robią wszyscy władcy
Podziemia. To jak… przyjęcie innego ciała, zostawiając duszę. Trudno to
wyjaśnić, jeżeli się tego nie widzi. Kiedy już tu dotarła, moja matka została
panią Cieni. Ale nienawidziła ciemności, nienawidziła bycia duchem, kiedy tak
bardzo chciała być człowiekiem, dotykać, czuć, żyć. – Nicholas ściszył głos.
- Jak miała na imię? –
wymruczała Elodie. Nie wiedziała nawet, czemu zapytała. W jakiś sposób poczuła,
że jest do dla niej ważne.
- Ekaterina Krol. Jej
rodzina nazywała ją Kati. Była piękna.
- I twój ojciec nigdy nie
ożenił się ponownie?
- Miał dziedzica. Nie było
potrzeby.
- Co się stało z twoją
narzeczoną? Czy ona także się… rozmyła?
- Nigdy nie była duchem,
nigdy nie utraciła ciała. Wciąż była człowiekiem, gdy… Kiedy zdecydowała, że
chce to zakończyć. Zniszczyliśmy ją, ja i mój ojciec. Nigdy sobie tego nie
wybaczę.
- Ale wciąż planowałeś to
samo dla Sary.
- Myślałem, że nie mam
wyboru, ale myliłem się. Już nigdy nie zmuszę innej kobiety do przejścia przez
to, przez co przeszła Martyna. Nigdy nie zostanę Królem Cieni. To się kończy z
moim ojcem.
Elodie poczuła, że się
trzęsie. Jego niewidzące oczy płonęły z udręki i żalu. Winy. I to było
dokładnie to, co powinien czuć, za całe zło, którego on i jego ojciec się
dopuścili. Nawet jeżeli myślał, że nie ma
wyboru, powiedziała do siebie Elodie. Ale wciąż iskra współczucia pojawiła
się w jej sercu i delikatnie ścisnęła ramię Nicholasa, kiedy po raz kolejny
dołączyli do grupy.
Wybrali pokoje i rozpalili
w kominkach – prawdziwe, ciepłe płomienie, nie zimne Nicholasa. Starali się najlepiej
jak mogli, by wyczyścić pościel, ale była tak brudna i spleśniała, że się
poddali. Zamiast tego rozebrali łóżka i rozłożyli na nich śpiwory. Owinęli
kurtki wokół poduszek. Czuli się jak w luksusowym hotelu, po nocach w ciasnych samochodach,
albo na twardej zimnej ziemi. Ciepło i światło nie mogły w pełni rozproszyć
ciemności, ale sprawiły, że wszystko stało się mniej upiorne.
Byli prawie radośni, gdy
nieśli miski z wodą na górę do łazienki. Dziewczyny poszły do głównej, a faceci
do mniejszej. Delektowali się pierwszą od wielu dni szansą na umycie się, woda
zmywała z nich zmęczenie i zaschniętą krew z ran, które wszyscy mieli.
Sara nie mogła uwierzyć,
że może w końcu znów poczuć wodę biegnącą po jej skórze i delektowała się każdą
chwilą. Pomyślała o swojej własnej łazience w domu, o tym jak bezpieczna i
wygodna była… cóż, była dopóki wszystko nie poszło nie tak. Szef szkockich
Valaya, Cathy – jej hologram, naprawdę – zmaterializował się w jej łazience. To
było na tyle, jeśli chodzi o bezpieczeństwo.
Przez moment zastanawiała
się, czy kiedyś znów ujrzy dom – jej pokój z srebrnymi ścianami i spływającymi
białymi zasłonami i jej fioletową wiolonczelę opierająca się o ścianę, jej
ogród, szeroki i piękny utrzymany…
Gdy marzyła o domu, woda
stała się zimna, dreszcz przeszedł wzdłuż jej kręgosłupa. Otrząsnęła się.
- Potrzebujesz pomocy? –
zapytała Elodie. Francuska usunęła bandaże wokół jej brzucha, a jej rany mimo,
że kilkudniowe wciąż krwawiły.
- Dzięki – powiedziała, a
Sara zaczęła myć ją ostrożnie. Cała pokryta była bliznami na przedramionach małe
od dziobnięć kruków Nicholasa. Sarę przeszedł kolejny dreszcz, gdy przypomniała
sobie jak kruki zaatakowały Elodie i prawie ją zabiły, kiedy wciąż nie znali
prawdziwej tożsamości Nicholasa. Ale ona sama miała dużo blizn, pomyślała Sara.
Jej ciało nie było tak nieskazitelne jak zwykło być. Teraz opowiadało historię
wielu bitew, tak jak ciało Elodie. Sara była zszokowana tym jak krucho
wyglądała jej przyjaciółka i jak zachowywała się pod wpływem jej dotyku, jak
mały ptak.
Elodie zobaczyła
współczucie w oczach Sary, chciała się ukryć, ale uczucie ciepłej wody na jej
skórze było tak przyjemne, chciała, by zostało na zawsze. Chciała znów czuć się
świeżo, przyjemnie pachnieć, leżeć w czystym łóżku i spać przez długi czas.
Chciała obudzić się i
zobaczyć obok siebie Harry’ego.
Chciała znów być zdrowa i
silna.
Ale nic z tego się nie
wydarzy pomyślała, gdy poczuła jak Sara leje ciepłą wodę na jej ramiona.
- Jak księżniczka w bajce
dla dzieci – wyszeptała Micol. Elodie spojrzała w górę i zobaczyła Włoszkę,
która spoglądała na nią spod rzęs.
- Co powiedziałaś? –
zapytała Elodie.
Micol zarumieniła się.
- Nic… wyglądasz jak
księżniczka z bajki.
Elodie uśmiechnęła się
słabo. Niosła w plecaku książkę z polskimi bajkami, tą którą zostawił jej przed
śmiercią Harry, która zawierała w sobie ukrytą wiadomość. Na okładce znajdowała
się ponura ilustracja, dziewczyna w długiej sukni, spacerująca w nocy po lesie.
Dziewczyna trzymała kijek z czaszką umieszczoną na górze, z oczu czaszki
wychodziły promienie niebieskiego światła. Słowa ukryte w książce, sekretna
wiadomość Harry’ego, powróciła do niej. Opiekuj
się Sarą, ona jest kluczem.
Jak? Jak ona może być kluczem? Zapytała siebie Elodie. Czy to przez jej nieskazitelną
krew? A czy teraz gdy Nicholas ją zostawił, odrzucił swoje przeznaczenie jako
przyszłego Króla Cieni, z Sarą jako jego panią, czy przestała być kluczem?
Dlaczego więc demony jej nie dotykają, zastanawiała się. Zraniły
ją, ale powstrzymały się przed zabiciem jej. Dwukrotnie. Co od niej chcą?
- Gotowe. Ubierz się.
Przeziębisz się – powiedziała Sara, wygładzając mokre włosy przyjaciółki po raz
ostatni.
Sara mogła być twarda,
zimna, niedostępna, a potem zaskakiwała cię uprzejmością, której nigdy byś sobie
po niej nie spodziewał. Na początku, Elodie była oburzona bliskością Sary i
Seana, irytowała ją jej izolacja. Ale z czasem, poznały się lepiej i teraz
Elodie nie pozwalała sobie myśleć, że coś mogłoby się stać tej odważnej
dziewczynie, która walczyła tak ciężko dla Sekretnych Rodzin. Elodie zawsze
będzie się nią opiekować, nieważne co lub kto będzie chciało ją zranić. Surari
czy człowiek.
Czy Nicholas.
Czuła się mu tak bliska,
nieoczekiwanie, wściekle, pomyślała, gdy zakładała bluzkę przez głowę. Czuła
się jakby zostali wycięci z tego samego kawałka materiału. Ale jej oczy były
otwarte. Nie pozwoliłaby Nicholasowi zostać, nie pozwoliłaby mu ich zdradzić.
Sean martwił się, że zbytnio zbliżają się do siebie, ona i Nicholas, ale Sean
tak naprawdę wcale jej już nie znał. Nie znał jej wewnętrznej twardości, którą zdobyła
po śmierci Harry’ego. Świadomość, że wszyscy znaleźli się w świcie ciągłego
niebezpieczeństwa. Nigdy nie mogłaby pozwolić sobie na stracenie czujności. I
nigdy tego nie zrobi. Przez cały czas, który jej został. A nie zostało jej go
dużo, była tego pewna.
Dziewczyna Falco
powiedziała, że wygląda jak księżniczka z bajki. Z niebieskimi paznokciami i
ranami, które nie przestają krwawić… I wtedy przypomniała sobie polską bajkę,
którą przeczytała w książce Harry’ego, tą o księżniczce uwięzionej w białej
wieży i księciu, który uwolnił ją na skrzydłach kruka.
Już nie wierzę w szczęśliwe zakończenia, powiedziała do siebie
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz