niedziela, 12 sierpnia 2018

33. Zamknięci


33

Zamknięci


Trzymam cię w pudełku
W moim sercu
I nikt nie musi o tym wiedzieć

- Trzymajmy się razem – wyszeptał Alvise do Micol, gdy przeczesywali pierwsze piętro światłem latarek. Alvise trzymał w ręce sztylet. Palce Micol trzeszczały coraz bardziej, gdy posuwali się w głąb.
- Nigdzie sama się nie wybieram. To miejsce przeraża mniej jeszcze bardziej niż Pałac Vendraminów!- krzyknęła Micol, a jaśniejsza iskra opuściła jej dłoń. Wokół nich rozszedł się silny zapach zatęchłego powietrza.
- Moje włosy stanęły dęba, Micol. Możesz to o drobinę zmniejszyć? – zapytał grzecznie Niall.
- Ok. Przepraszam. To takie dziwne, że wszystkie łóżka są pościelone – powiedziała Micol przejeżdżając iskrzącą dłonią po zakurzonej jedwabnej kołdrze, udekorowanej zielonymi i żółtymi wzorami. – Tak jakby wszyscy wyszli tak nagle. Nie przenieśli nawet ich rzeczy gdzieś indziej…
Każdy pokój był taki sam. Łóżko z baldachimem, ciemne drewniane meble, ciężkie zasłony i dywany. W żadnym z pokoi nie było hałasu ani innego znaku życia, powietrze zupełnie stało.
- Na pewno Nicholas nie mieszkał tu sam – zauważył Alvise, gdy dotarli do końca korytarza. – Zastanawiam się czy miał rodzinę. Czy pół-demony mają rodziny?
- Wiem, że ja miałam. Za nim on i jego ojciec nie zdecydowali się nas wszystkich zabić – powiedziała gorzko Micol.
Został jeden pokój do sprawdzenia. Miał podwójne drzwi, inne od wszystkich, drewno było jaśniejsze, zdobione delikatniejszymi wzorami, liśćmi i kwiatami. Niall pierwszy wszedł do środka. Pokój był pokryty jasnym drewnem, tego samego odcienia co drzwi. Kolejne łoże z baldachimem stało na środku, perfekcyjnie pościelone białymi, lnianymi prześcieradłami, chociaż kurz zamienił je w szare. Naprzeciwko małego okna stała toaletka z wazonem dawno umarłych czarnych róż. Sprawdzili wszystkie skrytki i zakamarki, a gdy skończyli, odwrócili się do wyjścia, Micol rzuciła ostatnie spojrzenie do środka. I wtedy to zobaczyła, małe pomarańczowe światło, migotało obok toaletki, a potem odpłynęło, gdy wychodzili z pokoju. Micol westchnęła.
- Coś nie tak? – zapytał Alvise.
-Nie… Nie. Wszystko w porządku. – Nie wiedziała jak wyjaśnić to, co widziała. – Po prostu widziałam… światło.
- Może latarkę Nialla?
- Tak, to musiała być ona.
- Jesteś pewna? – zapytał Niall, studiując jej twarz.
- Nie wiem. Nie wyglądało na Surari. Po prostu światło. To wszystko.
Dwa ostatnie pokoje wyglądały zupełnie inaczej. Całe pokryte były czymś, co wyglądało na szklane płytki w kolorze głębokiego bursztynu, a w środku nich stały dwie wanny cynowe, zmatowiały z czasem, ale wciąż mieniły się pięknym kolorem głębokiej czerwieni. Na szafach z ciemnego drewna leżały stosy lnianych ręczników, gotowych do użycia, ale pokryte kurzem, jak wszystko inne. Jeden pokój był większych od pozostałych, prawdopodobnie używany przez pana i panią zamku, a drugi trochę mniejszy.
- Przypuszczam, że kiedyś musiało to być dość luksusowe – powiedział Alvise.
- Zastanawiam się, kiedy ostatnio tu mieszkał. Sto lat temu? Dwieście? Oczywiście nie ma prądu – zastanawiała się Micol.
- Nie zamierzam go pytać – powiedział Alvise.
Micol wykrzywiła się.
- Nie, raczej będę się trzymała tak daleko od niego jak tylko mogę.
- Wygląda na to, że nie ma nikogo wokół. Chodźmy – powiedział Niall, wychodząc znów na korytarz. – Na górze wszystko czysto! – zawołał na dół.
- Tu tak samo – odkrzyknął Sean, gdy weszli z powrotem do wejściowego holu. Na zewnątrz zapadła noc, ciemność okazjonalnie przecinały błyski piorunów z bezdeszczowej burzy. Nie podobało mu się to miejsce. Wydawało się martwe. Nienawidził być na terytorium Nicholasa. Tak jakby przebywanie w Świecie Cieni nie było wystarczające, musieli gościć w jego cholernym nawiedzonym zamku.
- Mówiłem wam – wtrącił Nicholas. Sara rzuciła mu wściekłe spojrzenie. Król kłamstw prosił o zaufanie. Co za ironia, pomyślała.
- W kominkach jest drewno i rozpałka. Możemy rozpalić kilka, zagrzać wodę, umyć się w wannach cynowych… - Sara musiała powstrzymać się przed wróceniem do kuchni po wodę.
- Wanny cynowe… Szczyt luksusu – wyszeptała Micol do Alvise’a.
- O wiele lepsze od niczego. Śmierdzimy – odpowiedział.
- Mów za siebie – powiedziała i zaśmiała się lekko.
Nicholas zwrócił się w kierunku dźwięku i skupił swoje niewidzące oczy na Micol. Po raz kolejny Micol zobaczyła jego czarną jak chmura burzowa aurę, ale było tam coś jeszcze. Ciepłe, pomarańczowe światło, jak małe słońce, kryjące się za nim. To było światło, które widziała na górze. Aura bez ciała?
- Chodźmy – powiedział nerwowo Alvise, chwytając ją za łokieć, a ona podążyła za nim na górę.
Sara rozejrzała się wokół pierwszego piętra. Były tam rzędy drzwi z ciężkiego drewna, ciemne i zdobione strasznymi głowami zwierząt, wszystkie otwarte po ich rekonesansie, a na końcu mrocznego korytarza zobaczyła podwójne drzwi z rzeźbionymi różami i liśćmi. Wyglądały prawie… ładnie. Inaczej od pozostałych drzwi.
- Co tam jest? – wyszeptała do Nialla, wskazując na zdobione drzwi.
Niall wzruszył ramionami.
- Po prostu kolejny pokój. Bardzo duży.
- To była moja sypialnia – odpowiedział Nicholas beznamiętnym głosem, tak jakby to nie miało znaczenia, jakby nie miał z nią związanych żadnych wspomnień. – Nikt nie będzie tam spał. Nawet ja – dodał.
- Będzie spał w trumnie pełnej ziemi – wyszeptał Alvise do Micol. Poczuła, że unoszą jej się kąciki ust, ale powstrzymała się. Za bardzo bała się Nicholasa nawet, jeżeli nie mógł zobaczyć jak się uśmiecha.
- Nicholasie, kto mieszkał tu z tobą? – zapytała szeptem Elodie, tak że tylko on mógł ją usłyszeć.
- Ludzie z dawnych czasów. Teraz wszyscy już nie żyją – odpowiedział szorstko. Ale Elodie się nie przestraszyła.
- Czy twój ojciec tu mieszkał? Twoja matka? – Nicholas wzdrygnął się. Wykrzywił i Elodie myślała, że skończył konwersacje na dobre. Była zaskoczona, gdy odpowiedział.
- Mój ojciec nie zamieszkałby w czterech ścianach. Moja matka… była z nim między cieniami, ale często ją widywałem. To moja narzeczona mieszkała tu ze mną.
- Cieniami? – Elodie musiała się jeszcze wiele nauczyć o Nicholasie i tym jak rzeczy działały w tym świecie.
- Tam gdzie żyje mój ojciec.
- Rozumiem. – Nie naciskała mocniej. – Byliście zaręczeni?
Nicholas raz wspominał o dziewczynie, w jednym z tych dziwnych momentów, w których Elodie czuła się mu bliska, tak bliska jak mogła być dla jej najgorszego wroga i zabójcy Harry’ego. To było, gdy dopiero, co postawili nogę na suchym lądzie po opuszczeniu Islay, a on wciąż był chory po karze jaką wymierzył mu jego ojciec. Płonął w gorączce, walczył o to, by stać prosto i w swoim majaczeniu zawołał imię dziewczyny. Kiedy powrócił do zmysłów, Elodie zapytała go o nią. Chciała wiedzieć o nim tak wiele jak to tylko możliwe, wszystko co mogło pomóc im w obaleniu Króla Cieni.
- Niedługo. Umarła – powiedział chłodno, jakby to nie miało znaczenia, ale Elodie mogła zobaczyć ból wypisany na każdym rysie jego twarzy. – Na imię miała Martyna.
Tak, to było to imię. Martyna.
- Czy ona miała zostać… panią Cieni? Tak jak Sara?
Przytaknął.
- Nasza linia musi przetrwać. Król Cieni potrzebuje żony, która dołączy do niego w ciemności, w której żyje i dziedzica. Syna lub córkę.
- Co się stało z twoją matką?
Nicholas wziął głęboki wdech i odwrócił twarz. Elodie przeklęła się za zadanie pytania, za to, że ją to obchodziło. Nie powinna z nim rozmawiać, chyba że chodziło o zbieranie informacji. Przygotowała się do odejścia, ciągnąc go za ramię tylko odrobinę, tak by wiedział, że jest gotowa zakończyć konwersację. Ale ku jej zaskoczeniu, przemówił.
- Pozwoliła się sobie rozpuścić. Nie mogła dłużej znieść życia wśród cieni. Widzisz moja matka, nie wiedziała, kim był mój ojciec, gdy się w nim zakochała. Oszukał ją.
- Tak jak ty oszukałeś Sarę – Elodie nie mogła się powstrzymać.
Nicholas przytaknął.
- Tak to działa. Jaka dziewczyna wybrałaby takie życie w innym przypadku? Mój ojciec zabrał ją ode mnie, kiedy byłem niemowlakiem. Nie mogła znieść bycia z dala ode mnie, więc podążyła za nim. Porzuciła swoje ciało – to coś, co robią wszyscy władcy Podziemia. To jak… przyjęcie innego ciała, zostawiając duszę. Trudno to wyjaśnić, jeżeli się tego nie widzi. Kiedy już tu dotarła, moja matka została panią Cieni. Ale nienawidziła ciemności, nienawidziła bycia duchem, kiedy tak bardzo chciała być człowiekiem, dotykać, czuć, żyć. – Nicholas ściszył głos.
- Jak miała na imię? – wymruczała Elodie. Nie wiedziała nawet, czemu zapytała. W jakiś sposób poczuła, że jest do dla niej ważne.
- Ekaterina Krol. Jej rodzina nazywała ją Kati. Była piękna.
- I twój ojciec nigdy nie ożenił się ponownie?
- Miał dziedzica. Nie było potrzeby.
- Co się stało z twoją narzeczoną? Czy ona także się… rozmyła?
- Nigdy nie była duchem, nigdy nie utraciła ciała. Wciąż była człowiekiem, gdy… Kiedy zdecydowała, że chce to zakończyć. Zniszczyliśmy ją, ja i mój ojciec. Nigdy sobie tego nie wybaczę.
- Ale wciąż planowałeś to samo dla Sary.
- Myślałem, że nie mam wyboru, ale myliłem się. Już nigdy nie zmuszę innej kobiety do przejścia przez to, przez co przeszła Martyna. Nigdy nie zostanę Królem Cieni. To się kończy z moim ojcem.
Elodie poczuła, że się trzęsie. Jego niewidzące oczy płonęły z udręki i żalu. Winy. I to było dokładnie to, co powinien czuć, za całe zło, którego on i jego ojciec się dopuścili. Nawet jeżeli myślał, że nie ma wyboru, powiedziała do siebie Elodie. Ale wciąż iskra współczucia pojawiła się w jej sercu i delikatnie ścisnęła ramię Nicholasa, kiedy po raz kolejny dołączyli do grupy.

Wybrali pokoje i rozpalili w kominkach – prawdziwe, ciepłe płomienie, nie zimne Nicholasa. Starali się najlepiej jak mogli, by wyczyścić pościel, ale była tak brudna i spleśniała, że się poddali. Zamiast tego rozebrali łóżka i rozłożyli na nich śpiwory. Owinęli kurtki wokół poduszek. Czuli się jak w luksusowym hotelu, po nocach w ciasnych samochodach, albo na twardej zimnej ziemi. Ciepło i światło nie mogły w pełni rozproszyć ciemności, ale sprawiły, że wszystko stało się mniej upiorne.
Byli prawie radośni, gdy nieśli miski z wodą na górę do łazienki. Dziewczyny poszły do głównej, a faceci do mniejszej. Delektowali się pierwszą od wielu dni szansą na umycie się, woda zmywała z nich zmęczenie i zaschniętą krew z ran, które wszyscy mieli.
Sara nie mogła uwierzyć, że może w końcu znów poczuć wodę biegnącą po jej skórze i delektowała się każdą chwilą. Pomyślała o swojej własnej łazience w domu, o tym jak bezpieczna i wygodna była… cóż, była dopóki wszystko nie poszło nie tak. Szef szkockich Valaya, Cathy – jej hologram, naprawdę – zmaterializował się w jej łazience. To było na tyle, jeśli chodzi o bezpieczeństwo.
Przez moment zastanawiała się, czy kiedyś znów ujrzy dom – jej pokój z srebrnymi ścianami i spływającymi białymi zasłonami i jej fioletową wiolonczelę opierająca się o ścianę, jej ogród, szeroki i piękny utrzymany…
Gdy marzyła o domu, woda stała się zimna, dreszcz przeszedł wzdłuż jej kręgosłupa. Otrząsnęła się.
- Potrzebujesz pomocy? – zapytała Elodie. Francuska usunęła bandaże wokół jej brzucha, a jej rany mimo, że kilkudniowe wciąż krwawiły.
- Dzięki – powiedziała, a Sara zaczęła myć ją ostrożnie. Cała pokryta była bliznami na przedramionach małe od dziobnięć kruków Nicholasa. Sarę przeszedł kolejny dreszcz, gdy przypomniała sobie jak kruki zaatakowały Elodie i prawie ją zabiły, kiedy wciąż nie znali prawdziwej tożsamości Nicholasa. Ale ona sama miała dużo blizn, pomyślała Sara. Jej ciało nie było tak nieskazitelne jak zwykło być. Teraz opowiadało historię wielu bitew, tak jak ciało Elodie. Sara była zszokowana tym jak krucho wyglądała jej przyjaciółka i jak zachowywała się pod wpływem jej dotyku, jak mały ptak.
Elodie zobaczyła współczucie w oczach Sary, chciała się ukryć, ale uczucie ciepłej wody na jej skórze było tak przyjemne, chciała, by zostało na zawsze. Chciała znów czuć się świeżo, przyjemnie pachnieć, leżeć w czystym łóżku i spać przez długi czas.
Chciała obudzić się i zobaczyć obok siebie Harry’ego.
Chciała znów być zdrowa i silna.
Ale nic z tego się nie wydarzy pomyślała, gdy poczuła jak Sara leje ciepłą wodę na jej ramiona.
- Jak księżniczka w bajce dla dzieci – wyszeptała Micol. Elodie spojrzała w górę i zobaczyła Włoszkę, która spoglądała na nią spod rzęs.
- Co powiedziałaś? – zapytała Elodie.
Micol zarumieniła się.
- Nic… wyglądasz jak księżniczka z bajki.
Elodie uśmiechnęła się słabo. Niosła w plecaku książkę z polskimi bajkami, tą którą zostawił jej przed śmiercią Harry, która zawierała w sobie ukrytą wiadomość. Na okładce znajdowała się ponura ilustracja, dziewczyna w długiej sukni, spacerująca w nocy po lesie. Dziewczyna trzymała kijek z czaszką umieszczoną na górze, z oczu czaszki wychodziły promienie niebieskiego światła. Słowa ukryte w książce, sekretna wiadomość Harry’ego, powróciła do niej. Opiekuj się Sarą, ona jest kluczem.
Jak? Jak ona może być kluczem? Zapytała siebie Elodie. Czy to przez jej nieskazitelną krew? A czy teraz gdy Nicholas ją zostawił, odrzucił swoje przeznaczenie jako przyszłego Króla Cieni, z Sarą jako jego panią, czy przestała być kluczem?
Dlaczego więc demony jej nie dotykają, zastanawiała się. Zraniły ją, ale powstrzymały się przed zabiciem jej. Dwukrotnie. Co od niej chcą?
- Gotowe. Ubierz się. Przeziębisz się – powiedziała Sara, wygładzając mokre włosy przyjaciółki po raz ostatni.
Sara mogła być twarda, zimna, niedostępna, a potem zaskakiwała cię uprzejmością, której nigdy byś sobie po niej nie spodziewał. Na początku, Elodie była oburzona bliskością Sary i Seana, irytowała ją jej izolacja. Ale z czasem, poznały się lepiej i teraz Elodie nie pozwalała sobie myśleć, że coś mogłoby się stać tej odważnej dziewczynie, która walczyła tak ciężko dla Sekretnych Rodzin. Elodie zawsze będzie się nią opiekować, nieważne co lub kto będzie chciało ją zranić. Surari czy człowiek.
Czy Nicholas.
Czuła się mu tak bliska, nieoczekiwanie, wściekle, pomyślała, gdy zakładała bluzkę przez głowę. Czuła się jakby zostali wycięci z tego samego kawałka materiału. Ale jej oczy były otwarte. Nie pozwoliłaby Nicholasowi zostać, nie pozwoliłaby mu ich zdradzić. Sean martwił się, że zbytnio zbliżają się do siebie, ona i Nicholas, ale Sean tak naprawdę wcale jej już nie znał. Nie znał jej wewnętrznej twardości, którą zdobyła po śmierci Harry’ego. Świadomość, że wszyscy znaleźli się w świcie ciągłego niebezpieczeństwa. Nigdy nie mogłaby pozwolić sobie na stracenie czujności. I nigdy tego nie zrobi. Przez cały czas, który jej został. A nie zostało jej go dużo, była tego pewna.
Dziewczyna Falco powiedziała, że wygląda jak księżniczka z bajki. Z niebieskimi paznokciami i ranami, które nie przestają krwawić… I wtedy przypomniała sobie polską bajkę, którą przeczytała w książce Harry’ego, tą o księżniczce uwięzionej w białej wieży i księciu, który uwolnił ją na skrzydłach kruka.
Już nie wierzę w szczęśliwe zakończenia, powiedziała do siebie

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz