czwartek, 25 października 2018

44. Każdy Koniec jest Początkiem


44

Każdy Koniec jest Początkiem


Każdy krok, który robię, ma przyczynę
Każda decyzja, którą podejmuję, ma wzór
Każdy oddech, który biorę, ma przeznaczenie
Zabrać mnie do ciebie

Ziemia przestała się trząść i Sara ponownie stanęła na nogi. Spojrzała na każdego z przyjaciół stojących wokół niej na wietrze, pod fioletowym niebem, a jej serce krwawiło, gdy uświadomiła sobie z nagłą intensywnością, że nie wszyscy z nich, może nikt z nich, nie wróci do domu.
Elodie, z jej obsydianowymi oczami, wspomnieniem Harry’ego ciążącym jej na ramieniu i duszą zatrutą krwią Nicholasa. Niall, odważny, wesoły, wieczny optymista, z Winter w sercu na każdym kroku. Alvise, z jego utraconymi mocami, chorą siostrą, który oddał im swoją lojalność nie kwestionując niczego, obejmując misję i jej niebezpieczeństwa. Micol, młodsza niż Sara, kiedy to wszystko się zaczęło – samotna w świecie, zupełnie jak ona. I Mike, odszedł, ale zawsze z nimi.
A wtedy jej myśli powędrowały do ludzi, którzy zostali w domu: Cioci Juliet, która czekałaby na nią przez długi czas, aż w końcu zaakceptowałaby, że Sara nie wróci. Bryony, która dorośnie i wyjdzie za mąż, żyjąc życie, którego Sara nigdy nie miała. Albo, jeżeli znów nastanie Czas Demonów, co się z nimi stanie? Nie wiedziała.
A ponad tym wszystkim, ponad ludźmi z jej towarzystwa i wspomnień z domu, był Sean. Wspomnienia ich wspólnych chwil, tych skradzionych momentów, kiedy byli w swoich ramionach, płynęły w jej głowie jak chłodny świeży strumień… coś czystego i pięknego pośród śmierci i całej tej walki.
Sara wyczuła ich zanim zdołała ich zobaczyć, wstrętny smród mokrej bestii i zgnilizny, a potem wysoki pisk, coś pomiędzy małpami a wrzaskiem ptaków.
Pierwsza fala zła, pomyślał Nicholas. Strażnicy.
- Demony-małpy. Przygotujcie się – zakomenderował.
A potem głos w jego głowie: Chroń ją. Potrzebuję jej.
Tak ojcze, odpowiedział od razu. Elodie spojrzała na niego. Ona również usłyszała głos i wiedziała, co zrobi, kiedy nadejdzie czas.
Oczy Sary zwęziły się i zajaśniały śmiertelną zielenią, w jej rękach żarzyła się Czarna Woda. Sean trzymał w dłoni swojego sgina-dubha i już szeptał śmiercionośne runy. Niall zaczął delikatnie nucić z na wpół zamkniętymi oczami. Usta Elodie przybierały śmiertelny odcień niebieskiego. Łuk i strzały Alvise’a były gotowe do strzału, chociaż w jego kołczanie zostały już tylko cztery. Dłonie Micol mieniły się i trzeszczały od wyładowań elektrycznych. Tylko Nicholas stał kompletnie nieruchomo. Śmiercionośna energia rosła w nim, gotowa rozrywać.
Noc była spokojna, ciemna, cicha, przez moment, a potem to wszystko się zaczęło. Cuchnący zapach nasilił się, a drzewa na skraju polany roztrzaskały się pod prysznicem połamanych liści i gałązek. Ukazały się białe, włochate kończyny i twarze przypominające małpy z ogromnymi żółtymi zębami zmieszanymi z gałęziami i paprociami, biegły w trawie, wspinały się na głazy, stukały się piersiami i szczerzyły zęby. Były tak duże jak ludzie, zbyt liczne, z długimi rękami do łapania i zębami odsłoniętymi by pożerać. Potwory z koszmarów, które nigdy nie powinny ujrzeć światła, które nigdy nie powinny zostać zrodzone, które w świecie ludzi natura zdecydowałaby się wymazać.
Ich piski podobne do małp mroziły krew w żyłach, Surari rzuciły się na Sarę i jej przyjaciół, drapiąc, gryząc i wrzeszcząc tak głośno, że mogło to zranić ich uszy. Wkrótce zorientowali się, że demony-małpy nie chcą tylko gryźć, chcą jeść. Odrzuciły głowy do tyłu i powąchały powietrze, smakując zapach ludzkiego ciała.
We mgle furii i terroru, Sara usłyszała jak Elodie woła „Niryani!”, a pieśń Nialla rośnie w powietrzu, gruba, potężna i mówiąca o śmierci. Usta Seana nieustannie poruszały się, wypowiadając Sekretne słowa, których nie mogła usłyszeć, podczas gdy jego sgian-dubh kreślił śmiercionośne wstążki w powietrzu, latające wokół jak odłamki szkła, tnąc, dźgając i zagnieżdżając się w brzydkie, białe futro demonów-małp. A potem jej moce przepłynęły przez nią tak intensywnie, że przeniosły ją do miejsca, gdzie tylko walka miała znaczenie. Skupiła się na bestii najbliżej niej i spojrzała na nią jasnozielonymi oczami, spojrzenie Midnightów przecięło je między oczami. Stwór zadrżał, wrzasnął, a potem podwójnie się wygiął niezdolny do ruchu, drżał. Sara od razu była na nim, zatopiła swoje dłonie w jego futrze i trzymała całą swoją mocą, nie dając mu szansy odzyskać sił, na tyle by ją ugryźć. A potem była wszędzie, dźgając i paraliżując, rozpuszczając demony-małpy w ciszy, z zabójczą efektywnością. Jeden po drugim demony-małpy zaczęły upadać, cięte, palone i rozpuszczane. Czarna Woda wchłaniała się w ziemię, kamienie i trawę, barwiąc je na czarno. Sam las ich zaatakował, całe to miejsce było zanieczyszczone, zatrute. Miejsce, w którym żaden człowiek nie powinien nigdy postawić stopy.
Wkrótce pieśń Nialla osiągnęła szczyt, wysoki, bolesny i zabójczy. Szybko zaczęło to dokuczać im wszystkim, raniąc ich uszy i głowy. Sean dotknął ucha i zobaczył krew płynącą między palcami. Jedyną osobą, której nie dotknęła pieśń Nialla była Micol.
Sara przeżyła scenę. Ciała demonów-małp leżały wszędzie wokół, a tylko parę wciąż stało, krzycząc z wściekłości przy własnej śmierci. Pozwoliła sobie odetchnąć przez moment. Odważyła się mieć nadzieję, że pokonali demony-małpy i są bliżej Króla Cieni… I wtedy usłyszała dziwny dźwięk dobiegający z za drzew na zwięczeniu polany, gdzieś pomiędzy świerszczami i rozbiegającymi się szczurami. Sara uświadomiła sobie ze strachem, że to dźwięk brzęczących zębów.
Opadły z drzew, jak śmiercionośny deszcz, pędząc przez długą trawę. Były czarne, gruboskórne, futrzaste i tłuste jak szczury, ale ich twarze i ogony były jak u gadów i miały wachlarz skóry wokół głów, który przypominał Sarze dinozaura. Kolejne paskudztwo, kolejna kreatura, którą ewolucja wymyśliła, by była tak śmiertelna jak to możliwe. Micol wzdrygnęła się, przypominając sobie tłuste, czarne szczury pływające w kanałach w Wenecji.
Druga fala, pomyślał Nicholas.
-Demony-jaszczurki! –krzyknął. – Nie pozwólcie im się ugryźć. Są trujące!
- Dla mnie już za późno – powiedział głos, dziwnie radosny, jak gdyby nic mu nie było.
Wszyscy obrócili się, żeby zobaczyć Nialla, trzymającego się za klatkę piersiową, jego ubranie było tak porwane i zgniecione, że jego skóra była odsłonięta, dokładnie na środku mostka znajdował się odcisk dwóch ostrych zębów zwierzęcia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz