wtorek, 20 listopada 2018

48. Płonące Niebo


48

Płonące Niebo


Kiedy pozwalam sobie odejść
Niebo otwiera się i lecimy

Noc zapadła z płonącym zachodem, tak jasnym, że ludzie z całego miasta zostali zaalarmowani. Nigdy przedtem nie widzieli czegoś takiego. Czy słońce umiera, zastanawiali się. Czy to ostatni zachód słońca, który widzą? Ogniste niebo niepokoiło mieszkańców Wenecji.
Winter stała przy oknie Lucrezi, szkarłatne chmury zagnieździły strach w jej sercu. Nigdy nie widziała takiego zachodu słońca, nawet na północy, gdzie nieba potrafiły być tak spektakularne, że odbierały dech. Ale to? To było nienaturalne.
- Winter? – Conte Vendramin wszedł do środka, wrócił z jednego z swoich polowań.
- Conte Vendramin! Wrócił pan do domu. Dzięki Bogu.
- Widziałaś niebo. – Wskazał w kierunku zdobionego okna koło łóżka Winter.
- Coś ma się wydarzyć – odpowiedziała Winter, obejmując się rękami. Bała się.
- Posiedzę z Lucrezią. Może pójdziesz coś zjeść? Trochę odpoczniesz? – zaproponował hrabia.
Winter potrząsnęła głową.
- Wolałabym zostać.
- Bardzo dobrze – powiedział mężczyzna. – Posiedzimy razem.
Usiedli koło łóżka Lucrezii, niebo rzucało dziwne światła na ich twarze i na śpiącą dziewczynkę. Zmierzch powinien nadchodzić, ale nie było znaków blaknącego nieba.
Im dłużej siedziała, tym ciężej było opierać się zasypianiu. Przez całą poprzednią noc w ogóle nie spała, a ciche szeptanie Lucrezii kołysało teraz Winter do snu. Jej myśli powędrowały do Nialla, do jej foczych kompanów, lat spędzonych w wodzie, jej matki. Zbliżyła się do krawędzi snu, gdy nagle śpiąca dziewczynka zaczęła drgać. Winter spojrzała na ojca Lucrezii. Jego oczy były zamyślone, brwi zmarszczyły się ze zmartwienia.
Pod ich przerażonym spojrzeniem Lucrezia usiadła, jej oczy były zamknięte i przemówiła. Jej dziecięcy głos był mocny, zdeterminowany.
- Sara Midnight. Jesteś Sarą Midnight. Nie trać siebie. Pamiętaj. Pamiętaj – powiedziała po angielsku, potem ponownie upadła na poduszki, tak jakby wysiłek potrzebny do wypowiedzenia tych słów opróżnił ją z energii. Jej nieustanne mamrotanie znów się rozpoczęło.
- Wydaje mi się, że nadszedł czas – wymamrotała Winter. – Moment, w którym znów miała poszukać Sary.
Conte Vendramin przytaknął. Wyglądał na wykończonego, zauważyła Winter, tak jakby przez długi czas nosił duży ciężar. Nie wiedziała jak długo jeszcze da radę to znieść.
Mamrotanie Lucrezii zmieniło się w jęki bólu. Rzuciła się i obróciła, tak jakby gdzieś walczyła okrutną bitwę. Z przerażeniem oglądali jak jej wewnętrzna walka stawała się coraz bardziej intensywna, aż w końcu leciała jej piana z ust, jej oczy wywróciły się do tyłu.
- Polują na nią! Zabiją ją! – płakał hrabia. Nie wiedział, kto czynił to jego córce i wariował z frustracji.
- Saro! – zawołała ponownie Lucrezia i uniosła ręce, jej dłonie sięgały kogoś, kogo nie mogli zobaczyć. – Saro!
Na koniec udręczony jęk i Lucrezia ponownie upadła do tyłu, znów nieruchoma. Jej pierś unosiła się i opadała frenetycznie, cienka warstwa potu migotała na jej czole. Dłonie Conte Vendraimna i Winter splotły się instynktownie, szukając wzajemnego komfortu. Lucrezia znów szeptała, co jakiś czas mogli wychwycić imię Sary.
- Pomóż mi foko! – powiedziała nagle Lucrezia. – Pomóż mi ją dosięgnąć! Winter puściła dłoń hrabiego i chwyciła Lucrezii.
- Jak? Jak mogę ci pomóc? – Spojrzała na śpiącą twarz Lucrezii, wzrokiem szukała znaku, który by ją poprowadził.
- Pomóż mi ją znaleźć – powiedziała Włoszka. Przez moment Winter była zawiedziona. Nie miała pojęcia, co Lucrezia chce żeby zrobiła, jak miała pomóc jej znaleźć Sarę. Ponownie spojrzała na Lucrezię, ale wszystko co zobaczyła to kamienną twarz.
Instynktownie Winter zamknęła oczy, a ku jej zdziwieniu, tysiące obrazów zaczęło wirować jej przed oczami. Ludzie. Miejsca. Pośród nich, gdzieś, była Sara.
Winter wzięła głęboki oddech, szukając wspomnienia dziewczyny. Nigdy nie widziała Sary jako małego dziecko, przez lata spędzone na wygnaniu, ale widziała obrazy wewnątrz Midnight Hall. Szczególnie jeden przedstawiający Sarę i Morag na plaży, gdy Sara miało około dziesięciu lat. Długie, czarne włosy Sary powiewały na wietrze, szyję miała obwiązaną szalikiem. Dżinsy były mokre na brzegach, tak jakby była w wodzie. Miała poważne, zamyślone spojrzenie w jej zaskakująco zielonych oczach.
Gdy Winter wyobraziła sobie zdjęcie w głowie, wirujące obrazy zatrzymały się i osadziły na dziewczynie. Wszystko co widziała to Sara jako dziecko, stojąca na plaży z babcią. Nagle, Winter usłyszała głos Lucrezii wołający imię Sary, dołączyła do niej. Wołały razem, aż okropna scena wypełniła umysł Winter. To była Sara i jednoczenie nie była. Jej ciało zmieniło się i nabrało okropnych kształtów. A potem usłyszała jak Lucrezia mówi: Sara Midnight. O to kim jesteś. Pamiętaj!
Ogień zapłonął w umyśle Winter. Sapnęła z bólu, ale nie pozwoliła sobie przestać. Nie odchodź, Saro. Pamiętaj kim jesteś. Pamiętaj! Wciąż powtarzała Lucrezia.
Kolejna fala bólu sprawiła, że Winter zapłakała i złamała srebrną nić, która wiązała ich z Sarą. Widziała czerń, a potem otworzyła oczy.
Ku jej przerażeniu, zauważyła, że twarz Lucrezii pokryta jest krwią, płynącą w dwóch czerwonych strumieniach z jej nosa. Poczuła, że jej twarz jest mokra, a kiedy jej dotknęła i spojrzała na swoje palce, uświadomiła sobie, że ona również pokryta była we krwi.
Jej oczy spotkały Conte Vendramina, który obserwował je z przerażeniem.
- Myślę, że straciliśmy Sarę – powiedziała zrezygnowana Winter.
- Pamiętaj – powtórzyła po raz ostatni Lucrezia, jej pokryta krwią twarz zostawiła na poduszce szkarłatne znaki, gdy się zwinęła, opuściła ją cała energia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz