wtorek, 1 stycznia 2019

53. Przeznaczenie (część druga)


53

Przeznaczenie (część druga)


I cały ten smutek
Miał mnie tu przyprowadzić

- Sara – mamrocze Sean, spoglądając na twarz Sary, tak jakby patrzył na pierwszy świt na ziemi. Natychmiast była koło niego i trzymali się, rozkoszując sobą, nie do końca wierząc, że oboje żyją.
Król Cieni się palił, spokojnie i nieruchomo, jego kończyny wykręciły się i zmalały, gdy Czarna Woda wniknęła w ziemię. Przez cały ten czas był cicho.
Żadne z nich nie zapytało się, co się stanie potem, jeśli niebo opadnie, jeśli Świat Cieni złoży się, skoro Król umarł. Żyli, byli razem, chcieli żeby ten moment trwał wiecznie.
- Jakim cudem żyjesz? Zapytała Sara. – Widziałam cię na ziemi, martwego. Krwawiłeś.
- N… Nie wiem, ale żyję. I powinienem zadać ci to samo pytanie! Jak to się stało, że jesteś tutaj? – Jego serce galopowało. Jego palce kreśliły po jej skórze, odmawiając wiary, że jest tak blisko. – Elodie. Czy ona cię… otruła! – Sean mówi jej do ucha, nie chcąc wypuścić jej z uścisku.
- Musiała! Król przejął moje ciało. Byłam nim, Sean! Ta moc… była niesamowita. I przerażająca jednocześnie. Byłam stracona, byłam martwa. Nicholas i Elodie myśleli, że to jedyny sposób, żeby go zabić… zabić mnie, gdy był we mnie. Zaczął zmieniać moje ciało… w coś silniejszego. Ale nie dokończył. To dlatego Elodie mnie pocałowała.
- Elodie znała plan Nicholasa?
Sara przytaknęła.
- Wiedziała wszystko. A potem Król Cieni przejął kontrolę, chciał zabić Elodie… ale Lucrezia Vendramin sprawiła, że sobie przypomniałam. Powiedziała mi, kim byłam.
Sean chwycił Sarę za ramiona i spojrzał jej w oczy.
- Lucrezia?
- Przemówiła do mnie. Dwukrotnie. Nie wiem jak, ale to była ona. Za pierwszym razem Król Cieni był zbyt silny, nie mogłam się opierać… ale za drugim, przytrzymałam się siebie. Słowa Lucrezii mnie ocaliły. I Elodie również, w pewien sposób. Otruła mnie do tego stopnia, że straciłam przytomność, ale mnie nie zabiła.
- Dzięki Bogu. Dzięki Bogu. – Wyszeptał Sean i ścisnął ją mocniej. Potem wypuścił i znów spojrzał głęboko w oczy. Jej usta już nie były czarne, ale wciąż były ciemne, trucizna wciąż pływała w jej krwi.
- Co z resztą? Eldoie? Niallem? Alvisem i Mi…
Jej słowa zostały zagłuszone przez niski, grzmiący dźwięk dobiegający z nieba. Spojrzeli w górę, oczekując zobaczyć więcej Surari, albo Króla Cieni wskrzeszonego ponownie, ale to był samolot. Samolot leciał przez antyczne niebo w Świecie Cieni.
Sean i Sara oglądali ze zdziwieniem jak wokół nich zaczynają pojawiać się kształty i cienie, migocząc i znikając, a potem ponownie się pojawiając, chodniki, samochody, domy.
- Zaczyna się – powiedział Nicholas. Stał nieruchomo i w ciszy podczas bólu ojca i przytulania Seana i Sary.
- Co się zaczyna? – wyszeptała Sara, rozglądając się na lewo i prawo. Ziemia na której stała przechodziła z trawy w drewnianą podłogę. Obok niej, cień stołu.  Parę jardów dalej, zmaterializowały się latarnia i witryna sklepowa…
- Nie pamiętasz, Saro? – zapytał Nicholas. – Mój ojciec powiedział mi, gdy był w twoim ciele, że Król Cieni istnieje, by trzymać światy rozdzielone. Odkrycie Winter i Nialla w bibliotece waszej babki było prawdziwe. Od rozdzielnie światów, każdy Król Cieni jest granicą Świata Cieni, utrzymującą go na dystans. Odkąd został chimerą, mógł zmieniać kształty, ale jedynym sposobem żeby opuścić Świat Cieni, było przejęcie ludzkiego ciała. To dlatego ciebie potrzebował. Jedynym sposobem na wydostanie się było zamieszkanie twojego ciała, ciała najsilniejszego śniącego. Chciał przejąć władzę nad światem, oboma światami. Ale bez Króla Cieni przywiązanego do cieni, światy złączą się. I to się właśnie dzieje.
Sylwetki mężczyzn, kobiet i dzieci pojawiały się wszędzie wokół nich, potem patrzyli w górę, upadali na ziemię, unosząc ręce ponad głowy w alarmie.
- Co oni robią? – zapytała Sara.
- Wydaje mi się, że oni widzą jak łączą się światy. Widzą… rzeczy. Surari.
- Jak to zatrzymać, Nicholas? Jak? – krzyknął Sean, potem chwycił się za bok, wysiłek zwielokrotnił ból. Sara zadrżała. Czy w świecie ludzi widzieli drzewa wyrastające z ulic, strumienie wypływające z drzwi i okien? Jakie potwory już się przedostały? Ilu ludzi straciło życie, gdy Surari się zmaterializowały?
- Jest sposób żeby to zatrzymać – powiedziała Sara, jej oczy nie opuszczały twarzy Nicholasa.
Wzrok Seana padł między Sarę i Nicholasa.
- Jak? Jak, Sara? Nicholas? Jak to zatrzymać?
- To należy do mnie – powiedział Nicholas. W jego głosie była rozpacz, tak głęboka, że nawet Seanowi ścisnęło się serce. – Muszę zająć miejsce mojego ojca. To należy do mnie, muszę zostać teraz Królem Cieni. – Potem spojrzał na Sarę, jego czarne oczy, nigdy nie opuściły jej. Schował dłoń do kieszenie i wyjął biały, nieprzezroczysty kamień. Coś czerwonego wirowało w środku.
Podejrzenie wkradło się do umysłu Seana. Nie ufał Nicholasowi, nigdy nie zaufa.
- Co to? – powiedział, otaczając Sarę ochronnym ramieniem.
A potem zobaczył w jaki sposób Nicholas patrzy w oczy Sary, a jego serce zaczęło walić.
Spojrzenie Sary opuściło Nicholasa. Spoczęło na kamieniu i nie mogło go opuścić.
- Król Cieni potrzebuje żony – wyszeptała.
- Saro – zawołał Sean, ale Sara nie odpowiedziała, ani nie spojrzała na niego.
Wyciągnęła dłoń i złapała Nicholasa, a potem wznieśli się razem. Otwarta przepaść leżała przed nimi, czarny dym unosił się z niej, powietrze falowało jak miraż.
- Nie! – załkał Sean, przylegając do nich, rana na jego boku ponownie trysnęła szkarłatem, ale oczy Sary zaiskrzyły na zielono. Spojrzenie Midnightów sparaliżowało go i upadł na kolana, zielone ostrze cięło między jego oczami. – Nie rób tego, Saro! Nie! – krzyczał, próbując wstać, ale spojrzenie Sary trzymało go przy ziemi.
- Sean. Razem, Nicholas i ja możemy to zatrzymać. I mogę odpokutować za moją rodzinę… Widziałeś, kim się stawałam, prawda? Sposób w jaki zabiłam Tancrediego. Króla Cieni. Teraz mam szansę, żeby wszystko naprawić. Przepraszam…
- Saro, proszę. – Sean płakał teraz bez powstrzymania, jak porzucone dziecko. – Nie idź. Nie odchodź do cieni. Nie idź.
- Posłuchaj mnie i zapamiętaj moje słowa. – Jej spojrzenie złagodniało, palce sięgnęły do niego. – Zawsze będę cię kochać.
Kolejna fala spojrzenia Midnightów i mięśnie Seana się poddały. Leżał na ziemi, jego głowa obróciła się, by bezradnie patrzeć jak Sara i Nicholas idą w kierunku przepaści.

Sara spojrzała w czarną jamę. Była ciemna, zamglona i wydobywał się z niej dym, który przypominał węże skradające się by zabić. Mogła słyszeć krzyki Seana, ale był tak daleko, jak inne życie, jakby wołał kogoś innego. Zrobiła krok, trzymając dłoń Nicholasa. Czerń była otwarta przed nią. Uderzyło ją wspomnienie, tańczące liście, czarnooki chłopak zamierzający ją pocałować, pierwszy sen, który miała o Nicholasie. Słodkość, którą w niej wywołał, a potem wstręt, aż w końcu, akceptację tego co wydawało się być jej przeznaczeniem. To wszystko co się stało przyprowadziło ją tu, do ostatecznego poświęcenia. Miała zostać panią Cieni, nie przez oszustwo Nicholasa albo jego mieszanie w głowie, ale przez jej własną decyzję.
Sara przelotnie spojrzała na twarz Nicholasa, gdy stali przed przepaścią. Jego oczy były pełne rozpaczy, a jednocześnie, determinacji. Nie było odwrotu.
Postąpili naprzód, trzymając się za ręce.
- Nie! Saro! – krzyki Seana były coraz dalej, gdy zostawiała swoje życie w oddali.
Sara zamknęła oczy, gdy postąpiła naprzód i przygotowała się na to, że spadnie…
Ale nie spadła. Coś jasnego i szybkiego odepchnęło ją do tyłu, boleśnie uderzyła plecami o ziemię. Upadek wybił jej powietrze z ust, a ból w jej kościach sprawił, że widziała gwiazdy. Kiedy wróciła jej świadomość i zdołała usiąść, zauważyła, że ktoś inny stał z Nicholasem.
Ktoś o ciemnych włosach, bursztynowej skórze i pomarańczowym światłem wokół.
Martyna.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz