53
Przeznaczenie
(część druga)
I cały ten smutek
Miał mnie tu przyprowadzić
- Sara – mamrocze
Sean, spoglądając na twarz Sary, tak jakby patrzył na pierwszy świt na ziemi.
Natychmiast była koło niego i trzymali się, rozkoszując sobą, nie do końca
wierząc, że oboje żyją.
Król Cieni się
palił, spokojnie i nieruchomo, jego kończyny wykręciły się i zmalały, gdy
Czarna Woda wniknęła w ziemię. Przez cały ten czas był cicho.
Żadne z nich nie
zapytało się, co się stanie potem, jeśli niebo opadnie, jeśli Świat Cieni złoży
się, skoro Król umarł. Żyli, byli razem, chcieli żeby ten moment trwał
wiecznie.
- Jakim cudem
żyjesz? Zapytała Sara. – Widziałam cię na ziemi, martwego. Krwawiłeś.
- N… Nie wiem, ale
żyję. I powinienem zadać ci to samo pytanie! Jak to się stało, że jesteś tutaj?
– Jego serce galopowało. Jego palce kreśliły po jej skórze, odmawiając wiary,
że jest tak blisko. – Elodie. Czy ona cię… otruła! – Sean mówi jej do ucha, nie
chcąc wypuścić jej z uścisku.
- Musiała! Król
przejął moje ciało. Byłam nim, Sean! Ta moc… była niesamowita. I przerażająca
jednocześnie. Byłam stracona, byłam martwa. Nicholas i Elodie myśleli, że to
jedyny sposób, żeby go zabić… zabić mnie, gdy był we mnie. Zaczął zmieniać moje
ciało… w coś silniejszego. Ale nie dokończył. To dlatego Elodie mnie
pocałowała.
- Elodie znała plan
Nicholasa?
Sara przytaknęła.
- Wiedziała
wszystko. A potem Król Cieni przejął kontrolę, chciał zabić Elodie… ale
Lucrezia Vendramin sprawiła, że sobie przypomniałam. Powiedziała mi, kim byłam.
Sean chwycił Sarę
za ramiona i spojrzał jej w oczy.
- Lucrezia?
- Przemówiła do
mnie. Dwukrotnie. Nie wiem jak, ale to była ona. Za pierwszym razem Król Cieni
był zbyt silny, nie mogłam się opierać… ale za drugim, przytrzymałam się
siebie. Słowa Lucrezii mnie ocaliły. I Elodie również, w pewien sposób. Otruła
mnie do tego stopnia, że straciłam przytomność, ale mnie nie zabiła.
- Dzięki Bogu.
Dzięki Bogu. – Wyszeptał Sean i ścisnął ją mocniej. Potem wypuścił i znów
spojrzał głęboko w oczy. Jej usta już nie były czarne, ale wciąż były ciemne,
trucizna wciąż pływała w jej krwi.
- Co z resztą?
Eldoie? Niallem? Alvisem i Mi…
Jej słowa zostały
zagłuszone przez niski, grzmiący dźwięk dobiegający z nieba. Spojrzeli w górę,
oczekując zobaczyć więcej Surari, albo Króla Cieni wskrzeszonego ponownie, ale
to był samolot. Samolot leciał przez antyczne niebo w Świecie Cieni.
Sean i Sara
oglądali ze zdziwieniem jak wokół nich zaczynają pojawiać się kształty i
cienie, migocząc i znikając, a potem ponownie się pojawiając, chodniki,
samochody, domy.
- Zaczyna się –
powiedział Nicholas. Stał nieruchomo i w ciszy podczas bólu ojca i przytulania
Seana i Sary.
- Co się zaczyna? –
wyszeptała Sara, rozglądając się na lewo i prawo. Ziemia na której stała przechodziła
z trawy w drewnianą podłogę. Obok niej, cień stołu. Parę jardów dalej, zmaterializowały się
latarnia i witryna sklepowa…
- Nie pamiętasz,
Saro? – zapytał Nicholas. – Mój ojciec powiedział mi, gdy był w twoim ciele, że
Król Cieni istnieje, by trzymać światy rozdzielone. Odkrycie Winter i Nialla w
bibliotece waszej babki było prawdziwe. Od rozdzielnie światów, każdy Król
Cieni jest granicą Świata Cieni, utrzymującą go na dystans. Odkąd został
chimerą, mógł zmieniać kształty, ale jedynym sposobem żeby opuścić Świat Cieni,
było przejęcie ludzkiego ciała. To dlatego ciebie potrzebował. Jedynym sposobem
na wydostanie się było zamieszkanie twojego ciała, ciała najsilniejszego
śniącego. Chciał przejąć władzę nad światem, oboma światami. Ale bez Króla
Cieni przywiązanego do cieni, światy złączą się. I to się właśnie dzieje.
Sylwetki mężczyzn,
kobiet i dzieci pojawiały się wszędzie wokół nich, potem patrzyli w górę,
upadali na ziemię, unosząc ręce ponad głowy w alarmie.
- Co oni robią? –
zapytała Sara.
- Wydaje mi się, że
oni widzą jak łączą się światy. Widzą… rzeczy. Surari.
- Jak to zatrzymać,
Nicholas? Jak? – krzyknął Sean, potem chwycił się za bok, wysiłek zwielokrotnił
ból. Sara zadrżała. Czy w świecie ludzi widzieli drzewa wyrastające z ulic,
strumienie wypływające z drzwi i okien? Jakie potwory już się przedostały? Ilu
ludzi straciło życie, gdy Surari się zmaterializowały?
- Jest sposób żeby
to zatrzymać – powiedziała Sara, jej oczy nie opuszczały twarzy Nicholasa.
Wzrok Seana padł
między Sarę i Nicholasa.
- Jak? Jak, Sara?
Nicholas? Jak to zatrzymać?
- To należy do mnie
– powiedział Nicholas. W jego głosie była rozpacz, tak głęboka, że nawet
Seanowi ścisnęło się serce. – Muszę zająć miejsce mojego ojca. To należy do
mnie, muszę zostać teraz Królem Cieni. – Potem spojrzał na Sarę, jego czarne oczy,
nigdy nie opuściły jej. Schował dłoń do kieszenie i wyjął biały,
nieprzezroczysty kamień. Coś czerwonego wirowało w środku.
Podejrzenie wkradło
się do umysłu Seana. Nie ufał Nicholasowi, nigdy nie zaufa.
- Co to? –
powiedział, otaczając Sarę ochronnym ramieniem.
A potem zobaczył w
jaki sposób Nicholas patrzy w oczy Sary, a jego serce zaczęło walić.
Spojrzenie Sary
opuściło Nicholasa. Spoczęło na kamieniu i nie mogło go opuścić.
- Król Cieni
potrzebuje żony – wyszeptała.
- Saro – zawołał
Sean, ale Sara nie odpowiedziała, ani nie spojrzała na niego.
Wyciągnęła dłoń i
złapała Nicholasa, a potem wznieśli się razem. Otwarta przepaść leżała przed
nimi, czarny dym unosił się z niej, powietrze falowało jak miraż.
- Nie! – załkał
Sean, przylegając do nich, rana na jego boku ponownie trysnęła szkarłatem, ale
oczy Sary zaiskrzyły na zielono. Spojrzenie Midnightów sparaliżowało go i upadł
na kolana, zielone ostrze cięło między jego oczami. – Nie rób tego, Saro! Nie!
– krzyczał, próbując wstać, ale spojrzenie Sary trzymało go przy ziemi.
- Sean. Razem,
Nicholas i ja możemy to zatrzymać. I mogę odpokutować za moją rodzinę… Widziałeś,
kim się stawałam, prawda? Sposób w jaki zabiłam Tancrediego. Króla Cieni. Teraz
mam szansę, żeby wszystko naprawić. Przepraszam…
- Saro, proszę. –
Sean płakał teraz bez powstrzymania, jak porzucone dziecko. – Nie idź. Nie
odchodź do cieni. Nie idź.
- Posłuchaj mnie i
zapamiętaj moje słowa. – Jej spojrzenie złagodniało, palce sięgnęły do niego. –
Zawsze będę cię kochać.
Kolejna fala
spojrzenia Midnightów i mięśnie Seana się poddały. Leżał na ziemi, jego głowa obróciła
się, by bezradnie patrzeć jak Sara i Nicholas idą w kierunku przepaści.
Sara spojrzała w
czarną jamę. Była ciemna, zamglona i wydobywał się z niej dym, który
przypominał węże skradające się by zabić. Mogła słyszeć krzyki Seana, ale był
tak daleko, jak inne życie, jakby wołał kogoś innego. Zrobiła krok, trzymając
dłoń Nicholasa. Czerń była otwarta przed nią. Uderzyło ją wspomnienie, tańczące
liście, czarnooki chłopak zamierzający ją pocałować, pierwszy sen, który miała
o Nicholasie. Słodkość, którą w niej wywołał, a potem wstręt, aż w końcu,
akceptację tego co wydawało się być jej przeznaczeniem. To wszystko co się
stało przyprowadziło ją tu, do ostatecznego poświęcenia. Miała zostać panią
Cieni, nie przez oszustwo Nicholasa albo jego mieszanie w głowie, ale przez jej
własną decyzję.
Sara przelotnie
spojrzała na twarz Nicholasa, gdy stali przed przepaścią. Jego oczy były pełne
rozpaczy, a jednocześnie, determinacji. Nie było odwrotu.
Postąpili naprzód,
trzymając się za ręce.
- Nie! Saro! –
krzyki Seana były coraz dalej, gdy zostawiała swoje życie w oddali.
Sara zamknęła oczy,
gdy postąpiła naprzód i przygotowała się na to, że spadnie…
Ale nie spadła. Coś
jasnego i szybkiego odepchnęło ją do tyłu, boleśnie uderzyła plecami o ziemię.
Upadek wybił jej powietrze z ust, a ból w jej kościach sprawił, że widziała
gwiazdy. Kiedy wróciła jej świadomość i zdołała usiąść, zauważyła, że ktoś inny
stał z Nicholasem.
Ktoś o ciemnych
włosach, bursztynowej skórze i pomarańczowym światłem wokół.
Martyna.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz