56
Koniec Cieni
I wszystko to co się wydarzyło, będzie zapomniane
Lata czekania, latami straconymi
Kiedy staniesz u progu mych drzwi i powiesz
To jest nasz czas.
Chwilę zajęło Sarze
zanim zorientowała się, gdzie jest, po przejściu przez iris. Wylądowała,
boleśnie uderzając głową o podłogę, wypluta przez spiralę tak jakby podróż do
Świata Cieni nigdy nie miała się odbyć. Jej głowa wciąż wirowała, a fale
nudności uderzały ją jedna po drugiej, gdy próbowała ustabilizować bicie serca
i oddech. Przez cały czas trzymała swoje oczy mocno zamknięte, nie chcąc
zobaczyć, co sprawia, że jej świat wiruje. Kiedy je otworzyła, pierwszą rzeczą,
na której się skupiła, był wysoki, freskowany sufit, a potem dwoje jasnych oczu
w ciemności, wokół pomarszczona skóra, patrzyły na nią.
Starszy mężczyzna,
wysoki i dumny, ubrany na czarno. Obok niego Alvise, z kołczanem wciąż
przyczepionym do pleców.
- Sean? – zawołała,
a jej głos wydał jej się zabawny, tak jakby dochodził z oddali, albo ktoś inny
mówił.
- Jestem tu. – Sean
pojawił się obok niej i otoczył jej talię ramieniem. Sara odetchnęła z ulgą.
- Czy to pałac
Vendraminów?
- Tak. Jesteśmy
bezpieczni – wyszeptał Sean.
- Sara! – zawołał
głos, który znała. Srebrnowłosa dziewczyna, Winter, otworzyła ręce, by
przytulić Sarę. W tym momencie Sara poczuła przepływ powietrza za nią i
usłyszała uderzenie. Obróciła się, by
zobaczyć Nialla kucającego przed złotą spiralą, z głową w dłoniach.
Winter od razu do
niego podbiegła. Długie, głębokie uczucie ulgi wzniosło się od stóp Sary i
przepłynęło przez jej ciało, gdy oglądała ich splecionych, płacząc ze
szczęścia, ulgi i strachu o to co mogło się wydarzyć, ale się nie stało.
Sara wstała na
nogi, chwiejąc się, szukając czegoś, co mogłaby złapać. Prawie ponownie upadła,
ale Sean ją podtrzymał. Dzwoniło jej w uszach, wszystko działo się w zwolnionym
tempie.
- Elodie? – udało
jej się powiedzieć.
- Jest tutaj. Ma
się dobrze – wyszeptał Sean, zerkając w odległy kąt. Podążyła za jego
spojrzeniem.
Elodie stała
spokojna i silna, jej usta były niebieskie, a oczy skupione na wystawnym,
pokrytym jedwabiem łóżku, znajdującym się na środku pokoju. Leżała na nim
dziewczyna, jej twarz była tak blada jak macica perłowa, jej oczy otwarte, tak
samo niebieskie jak Alvise’a, z fioletowymi cieniami, jej włosy koloru jasnego
siana zabrane były na boku łóżka.
- Lucrezia –
wymamrotała Sara.
A potem coś się
stało, było tak jakby każdy w pokoju wziął głęboki, zbiorowy wdech, zasysając
całe powietrze, Lurezia otworzyła blade usta i przemówiła.
- Tak. Jestem
Lucrezia Vendramin – powiedziała niepewnie, tak jakby nie do końca była pewna
swojej tożsamości, a wypowiedzenie jej w jakiś sposób sprawiało, że była
prawdziwa. Wyglądało na to, że ukształtowanie ust i strun głosowych, by wydobyć
słowa, wymagało prawdziwego wysiłku, ponieważ od bardzo długiego czasu nie
przemówiła z własnej woli.
W ciągu chwili,
starszy mężczyzna – Lord Vendramin,
pomyślała Sara – był na podłodze obok łóżka Lucrezii, z twarzą ukrytą w jej
włosach, jego ramiona obejmowały jej leżące ciało, w kółko powtarzał jej imię.
Alvise stół
nieruchomo, łzy spływały w dół jego twarzy, dopóki, w końcu, on również nie
przemówił.
- Sorella
Mia –wyszeptał. Moja siostra. Lucrezia
Vendramin się obudziła.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz