wtorek, 22 stycznia 2019

56. Koniec Cieni

56

Koniec Cieni


I wszystko to co się wydarzyło, będzie zapomniane
Lata czekania, latami straconymi
Kiedy staniesz u progu mych drzwi i powiesz
To jest nasz czas.

Chwilę zajęło Sarze zanim zorientowała się, gdzie jest, po przejściu przez iris. Wylądowała, boleśnie uderzając głową o podłogę, wypluta przez spiralę tak jakby podróż do Świata Cieni nigdy nie miała się odbyć. Jej głowa wciąż wirowała, a fale nudności uderzały ją jedna po drugiej, gdy próbowała ustabilizować bicie serca i oddech. Przez cały czas trzymała swoje oczy mocno zamknięte, nie chcąc zobaczyć, co sprawia, że jej świat wiruje. Kiedy je otworzyła, pierwszą rzeczą, na której się skupiła, był wysoki, freskowany sufit, a potem dwoje jasnych oczu w ciemności, wokół pomarszczona skóra, patrzyły na nią.
Starszy mężczyzna, wysoki i dumny, ubrany na czarno. Obok niego Alvise, z kołczanem wciąż przyczepionym do pleców.
- Sean? – zawołała, a jej głos wydał jej się zabawny, tak jakby dochodził z oddali, albo ktoś inny mówił.
- Jestem tu. – Sean pojawił się obok niej i otoczył jej talię ramieniem. Sara odetchnęła z ulgą.
- Czy to pałac Vendraminów?
- Tak. Jesteśmy bezpieczni – wyszeptał Sean.
- Sara! – zawołał głos, który znała. Srebrnowłosa dziewczyna, Winter, otworzyła ręce, by przytulić Sarę. W tym momencie Sara poczuła przepływ powietrza za nią i usłyszała uderzenie. Obróciła się, by zobaczyć Nialla kucającego przed złotą spiralą, z głową w dłoniach.
Winter od razu do niego podbiegła. Długie, głębokie uczucie ulgi wzniosło się od stóp Sary i przepłynęło przez jej ciało, gdy oglądała ich splecionych, płacząc ze szczęścia, ulgi i strachu o to co mogło się wydarzyć, ale się nie stało.
Sara wstała na nogi, chwiejąc się, szukając czegoś, co mogłaby złapać. Prawie ponownie upadła, ale Sean ją podtrzymał. Dzwoniło jej w uszach, wszystko działo się w zwolnionym tempie.
- Elodie? – udało jej się powiedzieć.
- Jest tutaj. Ma się dobrze – wyszeptał Sean, zerkając w odległy kąt. Podążyła za jego spojrzeniem.
Elodie stała spokojna i silna, jej usta były niebieskie, a oczy skupione na wystawnym, pokrytym jedwabiem łóżku, znajdującym się na środku pokoju. Leżała na nim dziewczyna, jej twarz była tak blada jak macica perłowa, jej oczy otwarte, tak samo niebieskie jak Alvise’a, z fioletowymi cieniami, jej włosy koloru jasnego siana zabrane były na boku łóżka.
- Lucrezia – wymamrotała Sara.
A potem coś się stało, było tak jakby każdy w pokoju wziął głęboki, zbiorowy wdech, zasysając całe powietrze, Lurezia otworzyła blade usta i przemówiła.
- Tak. Jestem Lucrezia Vendramin – powiedziała niepewnie, tak jakby nie do końca była pewna swojej tożsamości, a wypowiedzenie jej w jakiś sposób sprawiało, że była prawdziwa. Wyglądało na to, że ukształtowanie ust i strun głosowych, by wydobyć słowa, wymagało prawdziwego wysiłku, ponieważ od bardzo długiego czasu nie przemówiła z własnej woli.
W ciągu chwili, starszy mężczyzna – Lord Vendramin, pomyślała Sara – był na podłodze obok łóżka Lucrezii, z twarzą ukrytą w jej włosach, jego ramiona obejmowały jej leżące ciało, w kółko powtarzał jej imię.
Alvise stół nieruchomo, łzy spływały w dół jego twarzy, dopóki, w końcu, on również nie przemówił.
- Sorella Mia –wyszeptał. Moja siostra. Lucrezia Vendramin się obudziła.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz