wtorek, 29 stycznia 2019

57. Koniec snów


57

Koniec snów


Wykopała ziarna destrukcji
Jedno po drugim, aż do korzeni
I uświadomiła sobie, że odrodzenie
Bardzo przypominało śmierć

Skóra Lucrezii wciąż była biała, a jej kończyny cienkie i kruche, ale na jej policzkach pojawiły się dwie różowe kropki. Opadła na poduszki, zbyt słaba, by siedzieć prosto, po paru latach bez ruchu, ale jej oczy studiowały odwiedzających przez wpół zamknięte powieki.
Dla Vendraminów, ponowne posiadanie siostry i córki, było jak sen, który stał się rzeczywistością. Ale wciąż się trzęśli, niepewni. Było tak jakby trzymali ją cienką nicią, która może pęknąć w każdej chwili, a Lucrezia znów mogłaby odejść.
Alvise trzymał obie jej dłonie, prawie tak jakby chciał utrzymać ją przywiązaną do nich, a ich ojciec trzymał ochronną dłoń na jej głowie. Micol stała przy nogach łóżka, uśmiechając się.
Sean, Sara, Niall i Winter patrzyli, przytłoczeni emocjami, prawie wszyscy nie mogli uwierzyć, że udało im się wrócić w jednym kawałku, i że są świadkami cudownego uzdrowienia Lucrezii. Elodie stała delikatnie oddalona od reszty, tak jakby część jej nie w pełni powróciła ze Świata Cieni, tak jakby część jej tam została.
- Jak… jak to się stało? – zapytała Sara. – Jak się obudziłaś?
- Nie wiem – odpowiedziała Lucrezia niepewnym angielskim. – Weszłam do twojego umysłu i cię wołałam. Surari mnie zatrzymały, próbowałam ponownie, a one znów mnie zatrzymały. Ale znów cię zawołałam i mnie usłyszałaś, wysłuchałaś mnie. Potem w mojej głowie był okropny głos i ogień palił mi mózg. Był bardzo silny. Nie mogłam cię słyszeć, Saro. Nie wiedziałam, co ci się przytrafiło. Potem mój umysł – rozejrzała się szukając słów – wybuchł. Tak wybuchł – powtórzyła, uwalniając swoje smukłe dłonie od Alvise i przykładając je do skroni. – Ogień był wszędzie… a potem cisza i wszystko stało się czarne. Byłam pewna, że umarłam. Przez te wszystkie lata wizji i głosów w głowie, przez cały ten czas, dzień i noc. Każdą sekundę. Nigdy nie mogłam odpocząć… Ale wtedy się skończyły. Nic nie słyszałam, ani nie widziałam. Było tak spokojnie. Bycie martwym było ulgą, ponieważ te wszystkie lata były tak ciężkie. Ale chciałam was ponownie zobaczyć – powiedziała kładąc dłonie na jej ojcu i bracie. Guglielmo Vendramin gładził jej twarz, a Alvise ponownie trzymał jej dłonie. – Pływałam w ciemności nie czułam bólu. Chciałam odpłynąć na zawsze. A potem usłyszałam twój głos, Alvise’ie i się obudziłam.
- Grazie a Dio! – wyrzucił Alvise, osuszając policzki.
-Figlia Mia – wymamrotał Vendramin, jego głos się załamał.
Micol była zaskoczona widząc starszego mężczyznę, który zawsze był taki dumny, zdystansowany, niezdolnego ukryć uczuć.  Pochyliła się i ułożyła dłoń na jego i przez moment ich oczy się spotkały we wzajemnym zrozumieniu.
- Mi sento debole – wymruczała Lucrezia.
- Mówi, że czuje się słaba – wyjaśnił Vendramin Sarze i przyjaciołom. – Musimy dać jej odpocząć.
Pośpieszyli wyjść, mamrocząc przeprosiny. Tylko Elodie była cicha. Niall i Winter wyszli trzymając się za ręce, potem Sean i Sara. Micol złożyła pocałunek na czole Lucrezi i wybiegła, jej radość była ogromna. Na końcu Elodie podeszła do łóżka.
- Ty jesteś Elodie – powiedziała Lucrezia.
Elodie zatrzymała się i spojrzała na dziewczynę jej wciąż czarnymi oczami.
- Tak.
Lucrezia studiowała przez chwilę jej twarz, ale nic nie powiedziała, a Francuska wyszła bez słowa.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz