57
Koniec snów
Wykopała ziarna destrukcji
Jedno po drugim, aż do korzeni
I uświadomiła sobie, że odrodzenie
Bardzo przypominało śmierć
Skóra Lucrezii
wciąż była biała, a jej kończyny cienkie i kruche, ale na jej policzkach
pojawiły się dwie różowe kropki. Opadła na poduszki, zbyt słaba, by siedzieć
prosto, po paru latach bez ruchu, ale jej oczy studiowały odwiedzających przez
wpół zamknięte powieki.
Dla Vendraminów,
ponowne posiadanie siostry i córki, było jak sen, który stał się
rzeczywistością. Ale wciąż się trzęśli, niepewni. Było tak jakby trzymali ją
cienką nicią, która może pęknąć w każdej chwili, a Lucrezia znów mogłaby
odejść.
Alvise trzymał obie
jej dłonie, prawie tak jakby chciał utrzymać ją przywiązaną do nich, a ich
ojciec trzymał ochronną dłoń na jej głowie. Micol stała przy nogach łóżka,
uśmiechając się.
Sean, Sara, Niall i
Winter patrzyli, przytłoczeni emocjami, prawie wszyscy nie mogli uwierzyć, że
udało im się wrócić w jednym kawałku, i że są świadkami cudownego uzdrowienia
Lucrezii. Elodie stała delikatnie oddalona od reszty, tak jakby część jej nie w
pełni powróciła ze Świata Cieni, tak jakby część jej tam została.
- Jak… jak to się stało?
– zapytała Sara. – Jak się obudziłaś?
- Nie wiem –
odpowiedziała Lucrezia niepewnym angielskim. – Weszłam do twojego umysłu i cię
wołałam. Surari mnie zatrzymały, próbowałam ponownie, a one znów mnie
zatrzymały. Ale znów cię zawołałam i mnie usłyszałaś, wysłuchałaś mnie. Potem w
mojej głowie był okropny głos i ogień palił mi mózg. Był bardzo silny. Nie
mogłam cię słyszeć, Saro. Nie wiedziałam, co ci się przytrafiło. Potem mój
umysł – rozejrzała się szukając słów – wybuchł. Tak wybuchł – powtórzyła,
uwalniając swoje smukłe dłonie od Alvise i przykładając je do skroni. – Ogień
był wszędzie… a potem cisza i wszystko stało się czarne. Byłam pewna, że umarłam.
Przez te wszystkie lata wizji i głosów w głowie, przez cały ten czas, dzień i
noc. Każdą sekundę. Nigdy nie mogłam odpocząć… Ale wtedy się skończyły. Nic nie
słyszałam, ani nie widziałam. Było tak spokojnie. Bycie martwym było ulgą,
ponieważ te wszystkie lata były tak ciężkie. Ale chciałam was ponownie zobaczyć
– powiedziała kładąc dłonie na jej ojcu i bracie. Guglielmo Vendramin gładził
jej twarz, a Alvise ponownie trzymał jej dłonie. – Pływałam w ciemności nie
czułam bólu. Chciałam odpłynąć na zawsze. A potem usłyszałam twój głos,
Alvise’ie i się obudziłam.
- Grazie a Dio! – wyrzucił Alvise,
osuszając policzki.
-Figlia Mia –
wymamrotał Vendramin, jego głos się załamał.
Micol była
zaskoczona widząc starszego mężczyznę, który zawsze był taki dumny, zdystansowany,
niezdolnego ukryć uczuć. Pochyliła się i
ułożyła dłoń na jego i przez moment ich oczy się spotkały we wzajemnym
zrozumieniu.
- Mi sento debole – wymruczała Lucrezia.
- Mówi, że czuje
się słaba – wyjaśnił Vendramin Sarze i przyjaciołom. – Musimy dać jej odpocząć.
Pośpieszyli wyjść,
mamrocząc przeprosiny. Tylko Elodie była cicha. Niall i Winter wyszli trzymając
się za ręce, potem Sean i Sara. Micol złożyła pocałunek na czole Lucrezi i
wybiegła, jej radość była ogromna. Na końcu Elodie podeszła do łóżka.
- Ty jesteś Elodie
– powiedziała Lucrezia.
Elodie zatrzymała
się i spojrzała na dziewczynę jej wciąż czarnymi oczami.
- Tak.
Lucrezia studiowała
przez chwilę jej twarz, ale nic nie powiedziała, a Francuska wyszła bez słowa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz