60
Kiedy powrócisz (Ostatni rozdział)
Moje dłonie w twoich
Koniec i początek
Życia motyla
Delikatnego i krótkiego, tak krótkiego
Ale pięknego i naszego
Przynajmniej
Edynburg był szary,
senny i wietrzny, serce Sary podskoczyło, gdy wyszła z taksówki. Przynajmniej rezydencja
Midnightów czekała na nią. Światała się paliły i rzucały żółtą poświatę w
liliowym zmierzchu. Ciocia Juliet była na schodach, czekała na nią. Sara
rzuciła jej się w ramiona i ścisnęła mocno. Nie mogła, nie zauważyć
poszarpanych blizn biegnących wzdłuż jej policzków i ramion, od kiedy demon
zaatakował ją pazurami prawie na śmierć. Jej palce pogładziły blizny Cioci
Juliet, jej oczy były pełne smutku.
- To nie ma
znaczenia. Żyję, a to przeszłość. – Skupiła wzrok na siostrzenicy. – Nie będę
cię pytać co się stało, Saro. Chcę tylko wiedzieć jedną rzecz. Czy jesteśmy już
bezpieczni? Czy to wszystko się skończyło, cokolwiek się działo?
- Tak. Tak, ciociu
Juliet. Jesteśmy bezpieczni.
Jej ciocia
uśmiechnęła się i ścisnęła ponownie.
- I Harry… witaj w
domu.
- Sean. Nazywam się
Sean Hannay.
- Racja –
powiedziała Juliet, patrząc na Sarę z uniesionymi brwiami.
- Długa historia… -
zaczęła, ale przestała w połowie.
Ponieważ na
chodniku pojawiła się postać z czerwoną grzywką, jasnoniebieskimi oczami w
fioletowej sukience, zawsze miała na sobie gdzieś coś fioletowego, jej
najlepsza przyjaciółka. Niosła pudełko na buty.
- Bryony! – zawołała
Sara, biegnąc do niej. Padły sobie w ramiona, łzy płynęły po twarzach ich
obojga.
- Tak się
martwiłam! – wyszeptała Bryony we włosy Sary.
- Wiem…
Przepraszam. Zmartwiłam cię. Teraz jestem.
Bryony podała jaj
pudełko na buty.
- To dla ciebie. –
Dopiero wtedy Sara dostrzegła, że pudełko miało dziurki wszędzie naokoło, a w
środku było wyłożone miękkim ręcznikiem. Zdjęła pokrywkę od pudełka. W
ręczniku, zwinięty śpiący, był mały czarny kotek. Przez moment nie mogła mówić.
- Myślałam… że
skoro Cień odeszła. – Bryony jąkała się, próbując wyjaśnić.
Sara przytuliła
swoją przyjaciółkę.
- Dziękuję. Tak
bardzo dziękuję!
- To kotka. Jak ją
nazwiesz? Myślałam nad Księżycowym promieniem?
Sara i Sean
wymienili spojrzenia. Ulotny obraz księżycowego demona, półprzezroczystego
pośród drzew, zatańczył między nimi.
- Em… wydaje mi
się, że są znacznie lepsze imiona – powiedział Sean, drapiąc się z tyłu głowy.
- Głosuję na
Światło– powiedziała ciocia Juliet. – Nie bardzo pasuje do Sary, ale jest
urocze.
Sara uśmiechnęła
się.
- Światło jest
idealne – powiedziała, gładząc kotka między uszami. – Muszę wiedzieć, Bryony.
Dostałaś się do szkoły dla artystów?
Twarz Bryony
ułożyła się w uśmiech.
- Tak!
- Och, tak się
cieszę! – Sara zapiszczała pod zadowolonym spojrzeniem Seana. Było dla niego
niesamowite, widzieć ją w końcu taką szczęśliwą, beztroską. Obserwował jak
Sara, Światło i Bryony wchodzą do domu.
Kiedy on i Ciocia
Juliet podążyli za nimi, nie mogli uwierzyć w to, co zobaczyli. Sara zdjęła
buty i odkopnęła je na bok i zawiesiła swoją kurtkę na kołek w pośpiechu, tak
jakby to nie miało znaczenia, czy wisi prosto. Czy stara Sara naprawdę odeszła,
ta która dostałaby ataku paniki, jeżeli buty nie byłyby ułożone, jeżeli jej
płaszcz nie wisiałby perfekcyjnie równo? Dziewczyna, która musiała czyścić i
pucować każdą przestrzeń w kółko i w kółko opuszczając dom?
Uśmiech Juliet
jeszcze się powiększył.
- Teraz musisz być
głodna – powiedziała, próbując stłumić swą radość z widzenia Sary takiej…
beztroskiej. – Szafki i lodówka są pełne. Wszystkie łóżka są zaścielona, dom
lśni. Przygotowałam wszystko dla ciebie.
- Bardzo dziękuję,
Ciociu Ju… - ale ponownie głos Sary załamał się. Zauważyła list na stole,
jeden, który Ciocia Juliet odłożyła na bok z stosu rachunków i reklamówek,
które przyszły pod jej nieobecność.
Sara wiedziała co
to.
Zrobiła parę
wolnych kroków w kierunku stołu.
- Chcę to otworzyć
w samotności – powiedziała, podnosząc list trzęsącymi dłońmi.
- Oczywiście
skarbeńku – powiedziała Juliet, a oni patrzyli jak Sara wychodzi z kuchni.
Poszła na górę do
swojego pokoju. Było tam tak wiele wspomnień, wszystkie jej rzeczy, które
leżały, czekając na jej powrót: srebrno-szarych ścian, długich, białych zasłon,
świeżo pościelonego łóżka, na którym Ciocia Juliet ułożyła gałązkę lawendy z
ogrodu. Jej wiolonczela w fioletowym pokrowcu stała oparta o ścianę, czekając
na powrót do życia. Tak bardzo pragnęła zagrać, że jej palce bolały z
pragnienia.
Sara usiadła na
łóżku. Jej ręce trzęsły się tak bardzo, że miała problem z otwarciem koperty.
Jej oczy przeskanowały tekst w poszukiwaniu „przykro nam”, albo „nie udało
się”…
Łzy spływały jej po
twarzy, gdy wróciła do kuchni, powoli, rozmyślnie. Sean, Ciocia Juliet i Bryony
spojrzeli na nią, z wyrazem zachęty, ale i zmartwienia widocznym na ich
twarzach.
Uśmiech pełen
szczęścia rozszedł się na jej twarzy, gdy pokazała im list oferujący jej
miejsce w Królewskim Konserwatorium Szkocji.
W końcu byli sami.
Srebrne światło księżyca świeciło jasno i czysto na ogród Sary, gdy przechodzili
się, trzymając za ręce, w końcu bez strachu.
- Spójrz. Trzymałam
to od początku – powiedziała Sara, podnosząc biało-szkarłatny opal do góry.
Sean odebrał go od
niej, bawiąc się kamieniem między palcami. Był gładki w dotyku i zimny.
- Zastanawiam się
czy teraz to tylko kamień, czy wciąż ma w sobie cząstkę twojej duszy.
- Nie wiem.
- Nie możemy
ryzykować, przypuszczam. Jeżeli cząstka ciebie jest w środku, musimy…
- Tego pilnować.
- Tak.
Sara zatrzymała się
i stanęła przed nim.
- Zrobisz to dla
mnie? Zaopiekujesz się cząstką mej duszy? – Zielone oczy Sary zapłonęły w jego,
pełnych czułości.
Sean potrząsnął
głową.
- Nie zrobię tego.
Twoja dusza należy do ciebie, w całości. Kocham cię, ale nie będę cię posiadał.
Nawet nie cząstkę ciebie.
Sara uśmiechnęła
się.
- W takim razie,
wiem co z tym zrobić.
Poprowadziła Seana
do zielnika Anny. Wspomnienia jej matki były wszędzie. Widziała jak Anna sadzi,
kopie, przycina, czarne włosy opadały jej na ramiona, tego samego kruczego
koloru co włosy Sary.
Usiadła na wilgotnej
ziemi i zaczęła kopać, delikatnie pod krzakiem tymianku. To było miejsce, w
którym jej matka ukryła magiczny dziennik, zagrzebany do odnalezienia przez
Sarę. Opal wszedł w ziemię, schowany głęboko, bezpieczny w sercu jej domu. Sean
spojrzał ponad niego. Parę gwiazd było widocznych na zachmurzonym nocnym
niebie, niebie domu, innym od ostrego, żywego nieba Świata Cieni i jego morza
gwiazd. Nowy księżyc nad nimi był matczyny, miał delikatną twarz, nie polującej
bogini Świata Cieni.
Sean często myślał,
że Sara była jak księżyc: biała, świetlista, odległa. Niedotykalna. Ale już
nie. Była z nim. I cały świat był spokojny.
Koniec.